Aranżacja wnętrza, w którym dominują na ścianach kolory szary i zielony
Łatwiej doradzać innym, niż urządzać własne mieszkanie. Tym razem jednak nadmiar pomysłów redukował skromny budżet i tymczasowość rozwiązań.
Autor: Marcin Czechowicz
Kolor szary, zielony i biały w pokoju dziennym.
W pewnym momencie mieszkańcy, architekt i redaktorka, musieli stawić czoła faktowi, że dotychczasowe lokum jest zbyt małe, choć starannie zaprojektowane mieszkanie nie dawało szans na jeszcze lepsze zagospodarowanie przestrzeni. Decyzję należało podjąć natychmiast, a warszawski rynek nieruchomości wcale jej nie ułatwiał. Wtedy pojawili się dobrzy znajomi z nietypową propozycją: ich odziedziczone po mamie mieszkanie w centrum Warszawy stało puste. Nie można go było wynająć, bo wymagało remontu, ani sprzedać (ze względów prawnych).– Jeśli je wyremontujecie, możecie w nim mieszkać przez półtora roku – zaproponowali. Szaleństwo? Tak, ktoś rozsądny spłacałby w tym czasie kolejne raty kredytu. My byliśmy jednak zachwyceni perspektywą powiększenia przestrzeni życiowej bez większych kosztówi od zaraz. Dostaliśmy w swoje ręce piękne, wysokie wnętrze w przedwojennej kamienicy, nieco tylko przysłonięte warstwą patyny.
Autor: Marcin Czechowicz
Zmiany w pokoju dziennym: kolor szary i kolor zielony i biała podłoga.
Minimum wydatków
Dano nam pełną swobodę przy wprowadzaniu zmian, właścicielom nie zależało też na zachowaniu mebli – intrygującej mieszaniny stylów i epok. Osią mieszkania o powierzchni 85 m2 jest długi korytarz zakończony dwiema małymi łazienkami. Z jego południowej strony znajduje się duży salon połączony szerokimi drzwiami z sypialnią; z drugiej są trzeci mniejszy pokój i obszerna kuchnia. Zakładając niski budżet, na poziomie 10 000 zł, wiedzieliśmy, że nie zdołamy wyremontować kuchni i łazienki. Wykończone płytkami zdobywanymi z mozołem w latach 80. przedstawiały raczej ponury widok, ale postanowiliśmy je polubić. Całe wnętrze nosiło wyraźne piętno zamiłowania poprzedniego właściciela do „nowoczesności”. Zdecydował się on nawet zerwać stare dębowe klepki i zamienić je na szarą biurową wykładzinę. Tutaj nie mieliśmy wątpliwości – zniszczone monstrum musiało zniknąć z podłogi. Zastanawialiśmy się tylko, czym je zastąpić. Rozsądek podpowiadał tanie panele, ale wewnętrzny głos sprzeciwu kazał szukać dalej. Pomysł białej podłogi wracał jak bumerang. Znamy ją z wielu publikacji, Darek z własnej praktyki projektowej. Tu jednak nie mogło być mowy o wylewaniu specjalnego betonu ani żywicy. Nie po raz pierwszy sprawdziła się zasada, że lepiej zatrudnić sprawdzonego niż – najtańszego nawet – anonimowego wykonawcę. Pan Andrzej, który nieraz współpracował już z Darkiem i który nie zna powiedzenia: „Nie da się”, podpowiedział nam rozwiązanie na skróty: zamiast myśleć o nowej wylewce, wystarczy starą uzupełnić szpachlą do posadzek. Gładką powierzchnię pomalowaliśmy dwuskładnikową farbą firmy Beckers, stosowaną zwykle na podłogach pomieszczeń gospodarczych. Efektownie błyszczy i choć nie jest zbyt trwała (to, co trwałe, jest zwykle droższe), to malowanie można co jakiś czas powtórzyć albo potraktować taką bazę jako wstęp do ułożenia parkietu w przyszłości.
Kształt przestrzeni i kolory we wnętrzu
Elementem definiującym to wnętrze są kolory. Zieleń limonki, zwana także barwą młodego kaktusa, i ciemna, ale ciepła szarość przypominająca odcień bazaltu tylko na pozór każą naspostrzegać jako ofiary sezonowej mody. Kolory to nie żarty, biorą odpowiedzialność za przestrzeń. Zachwyt, jaki wzbudziła wysokość pomieszczeń przekraczająca 3 m, równoważyła świadomość, że taka skala to trudny zawodnik – nie poddaje się drobnym zabiegom, dominuje i potrafi przytłoczyć. Stąd najważniejsza decyzja: wprowadzamy poziomy. Horyzontalne podziały miały równomiernie rozłożyć akcenty, tak aby meble stojące na podłodze nie musiały samodzielnie zmagać się z wysokością. Wybielone od podłogi po sufit wnętrze na wizualizacjach Darka zyskało szerokie pasy koloru, od parapetu okien po fasetę. Pojawiły się we wszystkich pokojach. Dzięki temu mieszkanie odbiera się jako całość, czyli dużą przestrzeń. Kolor zielony i kolor szary – wybór jak wiele innych, ale w praktyce oznaczało to weekend wypełniony kursami na trasie: mieszalnia farb – mieszkanie. Zmiana oświetlenia, wyschnięcie farby powodowały, że trzeba było na nowo próbować. Nawet nasz trzyletni synek Tymon z wprawą nanosił próby w swoim pokoju. Nie, to nie objaw zbiorowego szaleństwa. Z doświadczenia architekta: nie można dobrze dobrać koloru farby w próbniku i z miejsca pomalować całych powierzchni ścian. Warto inwestować w testy. My dowiedzieliśmy się z nich tym razem, że słoneczna zieleń wygląda w próbniku jak żółty, a szary, który miał za zadanie zredukować optycznie ścianę między salonem a sypialnią, żeby spełniać swoją funkcję, musi być ciemny. Zielony pas w słabiej oświetlonym pokoju Tymona jest o ton cieplejszy.
Autor: Marcin Czechowicz
Kolor zielony w sypialni.
Patent na rustykalizm
Zniszczona kuchnia stanowiła chyba największe wyzwanie, a tym samym pole bolesnych kompromisów. Na pociechę pozostawało coś, za co to pomieszczenie się lubi – okrągły stół, miejsce posiłków, spotkań i rozmów. Bez żalu pozbyliśmy się starej kuchenki gazowej, zlewozmywaka i blatów. Nowe blaty, wprawdzie laminowane i kupione w promocji, odświeżyły wnętrze. Wzrok osoby wchodzącej do kuchni pada na biegnącą pod kątem, niezabudowaną ścianę. Postanowiliśmy ją ożywić, aby nie była dotkliwie płaska. Zamiast planowanej pierwotnie fototapety pojawiła się niedroga tapeta, zamiast ornamentu roślinnego – geometryczny wzór, który ku naszemu zdziwieniu złapał wspólny rytm z rysunkiem frontów. Urządzając to mieszkanie, cieszyliśmy się przestrzenią. Nie chcieliśmy jej zasłaniać. Po remoncie wnętrze pokazało nam inne, na tyle nowoczesne oblicze, że wiekowe meble zyskały w nim nowy kontekst. Z przeznaczonych do wyrzucenia rupieci stały się partnerami niekoniecznie poważnej dyskusji o modzie na vintage. Nie przeszkadzają im proste półki na książki. Rolę królowej salonu przejęła zaprojektowana przez Darka lampa o wielkim ruchomym ramieniu. Patronuje życiu towarzyskiemu, na które wreszcie mamy miejsce. Bo przecież dopiero dom wypełniony ludźmi wydaje się skończony. I po to właśnie się go tworzy.