Miodowy miesiąc C03 - z widokiem na Wisłę
Nikt nie chciał uwierzyć, że z ich problemami w tak krótkim czasie uda się wybudować dom. Dopięli swego, "Miodowy miesiąc" stanął zaledwie w kilka miesięcy.
Pięć operacji, ponad rok spędzony w szpitalu i zalecenie lekarza, żeby nie chodziła po schodach, przeważyły szalę – czas było sprzedać stary i budować nowy dom. Pani Alicja ma wszczepioną endoprotezę. Nie oszczędza się jednak. Zachowała wielką radość życia, choć przeszła wiele. Kolejna operacja i rehabilitacja pochłonęły wiele funduszy. Dlatego kiedy stary dom wymagał poważnego remontu, zdecydowali się go sprzedać.
- Okna były przez 20 lat nie zmieniane, hydraulika zaczęła szwankować, rachunki za ogrzewanie i elektryczność przerastały nasze możliwości. Nawet wydatki na środki czystości przy dużej powierzchni były spore. I te schody, które codziennie trzeba było pokonywać – wspomina. Chcieli wybudować dom przystosowany do ich potrzeb i możliwości. Mały, koniecznie parterowy, z dużym tarasem. Te wymagania spełnił projekt C03 „Miodowy miesiąc” z kolekcji projektów gotowych MURATORA. Ponad 80 metrów, 30-metrowy taras, który latem powiększa powierzchnię salonu, i trzy sypialnie z miejscami na szafy wnękowe. Salon połączony jest z kuchnią i jadalnią, w pokoju kominek. Działkę na dom już mieli, odziedziczoną po rodzinie. Położoną w malowniczej okolicy, schodzącą nad Wisłę. Prawie 27 arów, ograniczonych jednak prawami zabudowy. W ogrodzeniu na dole jest furtka, która prowadzi wprost nad wodę. Pani Alicja cieszy się z tego bardzo, bo uwielbia łowić ryby. Projekt idealnie pasował do usytuowania domu na działce. Taras jest od strony południowej.
– Mamy widok na Wisłę, kiedy będzie ciepło, będziemy tam jadać posiłki. Trzeba jeszcze zrobić pergole, posadzić kwiaty – planuje pani Alicja. Wejście jest od północy, niedaleko ulicy. Przed domem niecierpliwi gospodarze już w trakcie budowy zaczęli urządzać ogródek. Wiatę na samochód zostawili niezabudowaną, z boku jedynie będą się pięły klematisy.
Budowa z problemami
Od podjęcia decyzji do przeprowadzki do nowego domu wszystko toczyło się błyskawicznie. Szybko znaleźli kupca na dom, zaraz zaczęli budowę. Najpierw jednak musieli uporać się z zarośniętą krzakami działką. – Tu jest twardy grunt, żeby coś wykopać, trzeba użyć siekiery – mówi pan Marek.
Dlatego porządkowanie terenu, wyrywanie krzaków trwało ponad miesiąc. Budowę zaczęli z większą ekipą. Myśleli, że to przyspieszy prace, ale okazało się, że robotnicy byli niesolidni. Musieli więc się rozstać. Znajomi polecili im dobrego wykonawcę, który pracował sam, ale sprawnie i szybko. Budowa pięła się w tempie ekspresowym. Działkę otoczyli betonowym ogrodzeniem, które nie do końca podobało się pani domu, ale było tanie. Znalazła w końcu sposób, by je upiększyć. Pomalowane w dwóch kolorach – brąz i kość słoniowa – nabrało charakteru. Od strony ogrodu, tam gdzie zaczyna się uskok, są odsłonięte fundamenty domu. Dzięki temu pod tarasem utworzyła się wiata, którą będzie można wykorzystać w upalne dni. Gospodarze nie mogą się doczekać pracy w ogrodzie. Upiększenie ogródka to plany na najbliższy czas. W dole ogrodu jest zagroda ze zwierzętami, które hoduje pan Marek. W poprzednim mieli sporą trzódkę. Niestety, musieli sprzedać konie i hodowlane gołębie. Przeprowadzki nie przeżyła też ukochana suczka Saba. W szoku zaczęła uciekać i wpadła pod samochód. Obecnie w zagrodzie są m.in. świnki wietnamki, miniaturowe kozy, kury, gęsi i gołębie, które pan Marek dostał od kolegów, od razu jak się tu przeprowadził. – Chyba bali się, że przestanę je hodować – śmieje się gospodarz. A w domu, w oddzielnym pomieszczeniu mieszkają za pan brat dwa boksery, trzy pekińczyki tybetańskie i jeden miniaturowy oraz klika kotów. Na samotność i brak zajęć gospodarze z pewnością nie mogą narzekać.
Na miarę potrzeb
Dom jest bardzo przytulnie urządzony. – Nie mieliśmy pieniędzy na kupienie nowych mebli, więc trzeba było dopasować te ze starego domu, ale one są przystosowane do większych przestrzeni. Tu trzeba inaczej umeblować – narzeka pani domu, ale zupełnie niepotrzebnie. Przenieśli się tu z całym dobytkiem, bagażem całego życia. Ale jak mówią, są zadowoleni, żyją komfortowo. Układ wnętrza sprzyja nawet rodzinie z dwójką dzieci. – W salonie jest kominek, z którego ciepło rozprowadzane jest po całym domu – to w zupełności wystarcza, jest bardzo ciepło, a przy mojej chorobie to ważne. Poza tym nie wydajemy dużo na ogrzewanie – mówi gospodyni.
Talent udomowiony
Ściany domu zdobią obrazy pani Alicji. Kwiaty i krajobrazy maluje od lat, choć nigdy się tego nie uczyła. Zdolności odziedziczyła po dziadku, który skończył ASP we Lwowie. W przedpokoju wisi obraz jego autorstwa, jeden z niewielu ocalałych. Dziś pani Alicja prowadzi pracownię malarską w domu opieki społecznej.
Życie bez wody
Jesteśmy bardzo zadowoleni z przeprowadzki – mówią gospodarze. – Jedyny problem to woda, a właściwie jej brak. Gmina obiecała, że wiosną założy instalację, ale do tej pory tego nie zrobiła. Przywożą więc wodę w kanistrach, dla zwierząt w beczkowozach. Wcześniej korzystali ze studni sąsiadów, ale zabrakło im wody i musieli się odłączyć. – U nas nie można zrobić studni. Woda jest co prawda na 48. metrze, ale nie nadaje się do spożycia, trzeba by było wybudować olbrzymią i kosztowną oczyszczalnię. Liczymy jednak, że to tylko kwestia czasu.
Nowa siła
Dom, mimo że jeszcze trzeba w niego trochę zainwestować (poprawić komin, zrobić schody nad Wisłę, ogród), okazał się strzałem w dziesiątkę. Choć nikt nie mógł uwierzyć, że im się uda, zrealizowali swój pomysł zgodnie z ideą: chcieć, to móc. Obojgu dał też nową siłę. Pogody ducha zawsze mieli pod dostatkiem.