Z tęsknoty za naturą - projekt C110 Dom za rogiem
Czy istnieje recepta na szczęśliwy dom? Niektórzy twierdzą, że są nią zadowoleni domownicy. Według Państwa Katarzyny i Roberta to bliskość przyrody.
Nic tak dobrze nie działa na człowieka jak odpoczynek we własnym domu, w otoczeniu zieleni – zgodnie twierdzą państwo Katarzyna i Robert, którzy po powrocie z pracy szybko zapominają o konieczności uciążliwych dojazdów do Warszawy. To zresztą – według nich – jedyny minus mieszkania poza miastem.
Trudne początki
Państwo Katarzyna i Robert w czerwcu 2005 roku kupili działkę pod Warszawą o powierzchni 900 m², na której miał stanąć ich wymarzony dom. Do jego budowy przyczyniło się między innymi to, że gospodarze od zawsze chcieli mieć piękny ogród pełen kwitnących roślin, a w pobliżu las. Poza tym kusiła ich możliwość urządzania większych spotkań towarzyskich w gronie licznych znajomych – niestety ograniczona w bloku, w którym dotąd mieszkali. Ponieważ ich działka była terenem rolnym, zmuszeni byli odczekać na wyłączenie jej z produkcji rolnej i zmianę przeznaczenia na grunt budowlany. Odrolnienie było konieczne do uzyskania warunków zabudowy, co trwało kilka miesięcy. Nie był to jednak koniec budowlanych wyzwań, z którymi przyszło im się zmierzyć...
Gotowy kontra indywidualny
Od projektu na zamówienie małżonków odstraszały zaporowe ceny usług architektów. Stwierdzili więc, że dopiero jeśli nie znajdą czegoś dla siebie w ofercie projektów gotowych, zdecydują się na indywidualny. Miłą niespodzianką był dla nich projekt z Kolekcji Muratora C110 „Dom za rogiem” – okazał się strzałem w dziesiątkę. Spełniał bowiem prawie wszystkie oczekiwania małżonków co do podziału przestrzeni we wnętrzach. Żeby zaplanować położenie domu na działce i wyobrazić sobie rozkład pomieszczeń, gospodarze zrobili kartonowy model całego domu, a dodatkowo łazienki na parterze. „Z domem poszło łatwo, ale łazienka na parterze to już była wyższa szkoła jazdy” – śmieje się właściciel. Gospodarze postanowili ją powiększyć, choć początkowo zastanawiali się, czy jest to warte zachodu. Zaryzykowali jednak, a efekt bardzo przypadł im do gustu. W łazience na piętrze udało się zmieścić dwie umywalki, dzięki czemu poranna toaleta nie oznacza już dla nich długiego czekania na „swoją kolej”. Kuchnia państwa Katarzyny i Roberta miała przede wszystkim pomieścić duży stół, przy którym mogłoby zasiąść wielu biesiadników. W projekcie było przewidziane miejsce na jadalnię oddzieloną od kuchni jedynie blatem. Małżonkowie zastanawiali się, czy jeszcze bardziej połączyć kuchnię z salonem, by stworzyć jedną wspólną przestrzeń. Chcieli zburzyć oddzielającą pomieszczenia ściankę, ostatecznie doszli jednak do wniosku, że dzięki niej cały bałagan kuchenny pozostanie niewidoczny dla gości, i nie zdecydowali się na tę zmianę.
Wymarzona pracownia
Ich poprzednie mieszkanie tonęło w papierach i książkach, postanowili więc, że w domu musi powstać duża pracownia. Miejsce na nią znaleźli w pomieszczeniu zaplanowanym w projekcie jako schowek nad garażem. Po powiększeniu garażu pracownia zajmuje aż 48 m². Ponieważ zaś gospodarze od początku wiedzieli, że ma się ona stać miejscem składowania książek, wzmocniony został strop. „Takie usytuowanie pracowni – w sercu domu – pozwala mi się skupić i odizolować od codzienności, mając ją jednocześnie na wyciągnięcie ręki” – wyznaje pan Robert. Jeśli chodzi o drobne zmiany, gospodarze zrezygnowali ze szprosów w oknach i z okna w lukarnie – postawili na prostotę. Zamiast tego zamontowali okna połaciowe, dzięki którym pomieszczenia są dobrze doświetlone. Zmienione zostało także położenie tarasu oraz powiększony przedsionek. Pan Robert starał się nie wprowadzać zmian technologicznych. Ze względu na łatwość przeprowadzenia instalacji i wbijania gwoździ zdecydował się jednak na ściany z gazobetonu, a nie – jak w projekcie – z ceramiki poryzowanej.
Budowę zacząć czas
Ku zaskoczeniu gospodarzy pozwolenie na budowę uzyskali w ciągu tygodnia – a przecież samo składanie papierów zajęło im prawie sześć długich miesięcy. Ponieważ nie spodziewali się, że załatwienie spraw w urzędzie pójdzie tak gładko, nie szukali wcześniej ekipy budowlanej. Z pomocą przyszedł im jednak rynek lokalny i... sąsiadka. Poleciła im majstra, który w odpowiedzi na ofertę państwa Roberta i Katarzyny pokiwał głową, mówiąc: „Nie ma sprawy, za półtora roku panu to postawię”. Jednak po dwóch tygodniach pan Robert odebrał telefon od majstra: „To co – stawia pan ten domek?”. Okazało się, że wypadła mu jakaś robota i mógł od razu przystąpić do budowy.
Pańskie oko konia tuczy
Czas budowy pan Robert wspomina z uśmiechem: „ Z majstrem była dość zabawna historia” – przyznaje. „Mówił: „Szefuniu, daje pan pieniądze, jedzie pan na Hawaje, a ja panu stawiam dom”. Pan Robert chciał jednak nacieszyć się widokiem domu powstającego na jego oczach. Mimo że majster początkowo patrzył na niego z zadziwieniem, jak wzorowy inwestor codziennie zjawiał się na budowie. Pod koniec prac majster docenił jednak to, że pan Robert bywał tak częstym gościem – zamiast tracić czas na zastanawianie się i telefoniczne konsultacje, mógł na bieżąco wyjaśniać swoje wątpliwości. Dom w stanie surowym powstał we wrześniu 2006 r., w grudniu przyszła kolej na dach, a w marcu 2007 r. zamontowano okna i otynkowano budynek. Gospodarze cieszą się zwłaszcza z tego, że udało im się kupić materiały tuż przed cenowym boomem. Do wymarzonego domu wprowadzili się jednak dopiero na Wielkanoc 2008. Przeszkodą okazał się brak gazu, który został podłączony prawie rok po ustalonym terminie.
Powoli i oszczędnie
Gospodarze są na etapie wykańczania wnętrz. Jak twierdzi pan Robert: „Powoli zaczynamy wierzyć, że budowanie nie ma końca. Jak się raz zacznie, to co chwilę pojawiają się nowe pomysły”. We wnętrzach dominują jasne, pastelowe barwy – na dole biel i écru, na górze natomiast róże, brzoskwinie i pistacje. Małżonkowie postawili na realizację własnych pomysłów, nie angażując architekta wnętrz. Sami podejmują się również większych prac wykończeniowych. Twierdzą, że jeśli coś popsują, wolą mieć pretensje tylko do siebie, niż tracić energię na dyskusje z ekipami wykończeniowymi. Pani Katarzynie zaczyna powoli doskwierać poczucie tymczasowości, ale wynika ono głównie z braku czasu na samodzielne wykonywanie prac w domu w sezonie ogrodowym, a z drugiej strony – pieniędzy na zatrudnienie wykonawców. Pan Robert sam lubi robić w domu wiele rzeczy, więc – kiedy nie prowadzi zajęć na uczelni – z przyjemnością rzuca się w wir prac stolarskich.
Kilka dodatkowych plusów
Dom otoczony jest zielenią, która niezmiernie cieszy gospodarzy. Wreszcie mają wymarzony ogród, skąd mogą obserwować kosy, sikorki, dzięcioły i przemykające wiewiórki. W ich towarzystwie poranna kawa na tarasie to ogromna przyjemność. Małżonkowie doceniają zwłaszcza poczucie swobody, którego tak bardzo brakowało im w bloku. Poza tym pan Robert jest zachwycony malowniczym położeniem działki w pobliżu lasu i komfortem, jaki daje duża przestrzeń. O swoim domu gospodarze mówią „otwarty” – każdy jest tu mile widziany. Teraz bez obaw mogą organizować imprezy na 40 osób, wprowadzili też zwyczaj jesiennych i wiosennych spotkań w gronie kilkudziesięciu znajomych. Goście chętnie wpadają tu z wizytą, aby choć na chwilę uciec od miejskiego zgiełku. Tutaj życie towarzyskie kwitnie.