Projekt domu D24 Z wykuszami - nowy styl życia

2008-09-10 2:00

Wszystko zaczęło się od tego, że państwo Joanna i Wiktor szukali pomysłu na życie. Inspiracją okazała się organizowana w 2001 roku wystawa Domów Modelowych Muratora w Józefosławiu.

D24 - nowy styl życia
Autor: Andrzej Szandomirski D24 - nowy styl życia

Zastanawiali się, czy szukać większego mieszkania, czy też pobudować dom rekreacyjny, a może całoroczny. Państwo Joanna i Wiktor opowiadają o początkach inwestycji. „Mieszkania w Warszawie były już wtedy bardzo drogie, jednocześnie co roku trzeba było się zastanawiać, jak zorganizować życie w wakacje. Wystawa MURATORA zrobiła na nas bardzo korzystne wrażenie. Spodobały nam się tam dwa domy, jednym z nich był D24 „Z wykuszami”.  Kiedy minął pierwszy zachwyt, byliśmy tam jeszcze kilkakrotnie, by zobaczyć szczegóły. Te wizyty umocniły nas w słuszności decyzji co do budowy domu. Rozpoczęliśmy poszukiwania działki”.

D24 - nowy styl życia
Autor: archiwum muratordom

Wśród sosen i brzóz

„Szukaliśmy działki w okolicach Warszawy. Ta nas tak zauroczyła, że jej piękne położenie rekompensuje inne niedogodności – między innymi dużą odległość od Warszawy. Potem szukaliśmy działki bliżej, ale żadna nie dorównywała jej urodą. Działka miała status budowlanej. Ponieważ jesteśmy w otulinie Chojnowskiego Parku Krajobrazowego, obowiązują tu obostrzenia dotyczące powierzchni działki biologicznie czynnej, tylko 30% może być wyłączone z powierzchni biologicznie czynnej, stąd też duża powierzchnia działki: nieco ponad 1800 metrów. Kiedy już dom został wrysowany w plan działki oraz potem, gdy były wylane fundamenty, stwierdziliśmy, że to bardzo dobre rozwiązanie. Szukaliśmy działki, sugerując się projektem D24 "Z wykuszami", dlatego ważna była dla nas orientacja wobec stron świata. Oglądając inne działki, braliśmy pod uwagę, od której strony będzie wjazd na posesję czy też część rekreacyjna. Tu wjazd jest od północy, tak też zwrócone jest okno w kuchni, a taras od zachodu i południa”.

Wybrany z tysiąca i przeprojektowany

Dom z wykuszami bardzo im się spodobał, ale nie spoczęli na laurach. Zaczęły się poszukiwania projektu. Zatoczyli wielkie koło. „Przejrzeliśmy tysiąc, jeśli nie więcej, projektów, po czym metodą eliminacji wybraliśmy parę i... wróciliśmy do D24. Bardzo nam się podobały wykusze, ale nie wiedzieliśmy, jak można je zabezpieczyć przed włamaniem. Wyobrażaliśmy sobie, że zwykłe okna można chronić żaluzjami, roletami antywłamaniowymi czy nawet okiennicami, a nie przychodził nam do głowy sposób zabezpieczenia wykuszy. Dlatego z nich zrezygnowaliśmy. Dzisiaj wiemy, że to był zły kierunek myślenia. Dom chroni przecież system elektroniczny, no i nasze psy obronne (przemiłe suczki Kropka i Westa). Drugi powód, dla którego rozstaliśmy się z wykuszami, to rozbudowany taras. Ponieważ wyjście na taras zaplanowaliśmy w miejscu jednego, zostawienie drugiego wydawało nam się nieuzasadnione estetycznie. I właściwie „Dom z wykuszami” pozostał tylko w nazwie. Nie jesteśmy z tego zadowoleni, bo były one ozdobą. Ich brak rekompensują nam duże przeszklenia w salonie i w jednej z sypialni” – opowiada pani Joanna. Poza rezygnacją z wykuszy zdecydowali się na zmiany w strefie nocnej. Z dużej łazienki zrobili pokój, z kotłowni wygospodarowali wc, a jedną z sypialni zamienili na łazienkę. Wygospodarowali też miejsce na garderobę. „Bardzo chcieliśmy mieć własną łazienkę, zwłaszcza że dzieci już z nami nie mieszkają i możemy się spodziewać tylko gości. Dom został też nieco powiększony i podwyższony. Chcieliśmy przestrzeni i oddechu, wysokość parteru wynosi 3 metry. Ponieważ życie toczy się na tarasie, postanowiliśmy go zadaszyć, to był warunek podstawowy. Nie chcieliśmy chować się w czasie deszczu do domu. Zamiast wyjścia na taras zdecydowaliśmy się na duże okno, a wyjście mamy na sąsiedniej elewacji. Strefa dzienna pozostała bez zmian, zrezygnowaliśmy tylko z drzwi między kuchnią a salonem. Oczywiście autor projektu wyraził zgodę na wszystkie zmiany”.

Budowa z przeszkodami

Załatwianie formalności w gminie nie sprawiało większych trudności, gorzej było w starostwie, które jest bardzo duże. Również elektrownia w pełni wykorzystuje prawa monopolisty. Jesienią 2004 roku mieli już pozwolenie na budowę, wtedy też wylano fundamenty. Na wiosnę 2005 roku wkroczyli murarze. Dom budowali systemem gospodarczym, na każdym etapie pracowały inne ekipy. Fachowców szukali przez znajomych, a mimo to murarze nie sprawdzili się. Przeciwległe ściany różniły się o wysokość pustaka! Inwestorzy zorientowali się dopiero, gdy przyszło do stawiania konstrukcji więźby dachowej. W związku z tym trzeba było podnosić wszystkie otwory, nadproża, a później wyrównać podłogę. Z tymi pracami dobrze poradzili sobie górale, którzy prowadzą okoliczne budowy. Trafili też na bardzo dobrą ekipę dekarską, do której kontakt uzyskali w tartaku, gdzie kupowali drewno na więźbę. Dekarz z własnej inicjatywy zaprezentował im swoje prace i nie zawiódł zaufania. Górale ocieplili także dom na zewnątrz i położyli tynki wewnętrzne. Prace naprawcze wybiły państwa Joannę i Wiktora z rytmu, trwały około dwóch miesięcy, przez nie wypadli z kolejki po okna. Zainstalowano je dopiero późną jesienią 2005 roku. Podłoga była wylewana na początku stycznia 2006 roku, w czasie mrozów. W domu poza piecykiem-kozą osuszali ją licznymi farelkami, wypożyczyli też osuszacz, jednym słowem nie było łatwo. „Wiem, że trzeba zachować zimną krew, poza tym jak jest gorzej, to musi być lepiej” – przekonuje pan Wiktor. „Później błędów było coraz mniej, my też byliśmy już doświadczeni. Mimo że wnętrza nie są jeszcze wykończone, wprowadziliśmy się na Boże Narodzenie 2006 roku. Także dopiero wiosną 2007 roku otynkowaliśmy dom. Ponieważ jest ocieplony wełną mineralną, zdecydowaliśmy się na oddychający tynk silikatowy. Nasza ostatnia inwestycja to kostka brukowa na podjeździe”.

Pospolite ruszenie

Duży wkład w prace wykończeniowe wniósł pan Wiktor. Wprowadził się już w sierpniu 2006 roku, przyjechał na weekend i już został. Samodzielnie malował ściany i drzwi. Położył glazurę w kuchni. Widział, jak robią to fachowcy, i wyszło mu nie gorzej niż im. Jego dziełem są wnęki i podwieszane konstrukcje z płyty gipsowo-kartonowej. Wszystkie ściany i sufity zostały pokryte tapetą z włókna szklanego, niweluje ona nierówności. Trzeba ją jednak zagruntować przed malowaniem. Część tapet położył pan Wiktor. „Pomagali nam też znajomi córki. To było prawdziwe pospolite ruszenie” – śmieje się pani Joanna. „Dużym ułatwieniem były firmowe foldery. Z nich dowiedziałem się, jak wykańczać sufit, a jak ściany działowe. Podpowiadały, co kupić i jak się zabrać do pracy. Byliśmy silnie zmotywowani finansowo, a poza tym dawało nam to satysfakcję, bo wychodziło. Byliśmy też zmęczeni obecnością fachowców w domu. Ponieważ sami pracujemy nad wykończeniem, to tempo prac znacznie spadło. Udało nam się wykończyć strefę dzienną i łazienki. Dzięki budowie domu mam kilka nowych zawodów” – stwierdza pan Wiktor.

Uniwersalnie i z oddechem

„Pomysł na aranżację wnętrz zasugerowała nam pani architekt, którą spotkaliśmy w jednym ze sklepów wnętrzarskich. Dopiero rozmowa z nią uporządkowała nam nasze potrzeby, a niektóre uświadomiła. Chcieliśmy zastosować rozwiązania uniwersalne, takie, które się szybko nie znudzą. To właśnie dzięki niej użyliśmy płyt gipsowo-kartonowych. Podsunęła nam też niektóre rozwiązania kolorystyczne. Dzięki MURATOROWI trafiliśmy na dobrą firmę, która wykończyła nam kominek, a dodatkowo wykonała blat w łazience”. Pomysł pana Wiktora to wnęka na drewno. Łazienkę i drzwi wewnętrzne zaprojektowała pani Joanna, a wykonano je w lokalnej stolarni. Niewątpliwą ozdobą wnętrz są wnęki wykonane z płyty gipsowo-kartonowej, w przyszłości mają być wykończone drewnem. Państwo Joanna i Wiktor chcą, aby znalazło się w nich miejsce na książki, obrazy i telewizor. Efektowne oświetlenie zawdzięczają projektantowi, który w jego aranżację włożył wiele serca i poświęcił mu dużo czasu. Pani Joanna dodaje: „Jeździł z nami po hurtowniach, gdzie korzystaliśmy z jego rabatów, i doradzał, jakie oświetlenie i jakie oprawy wybrać, by osiągnąć pożądany efekt i nie przepłacić. Kolorystyczne zestawienia są nasze. Jesteśmy też autorami projektu kuchni, meble wykonał lokalny stolarz – są dużo tańsze od propozycji warszawskich. Ponieważ w całym domu mamy ogrzewanie podłogowe, większość podłóg wykończona jest gresem, tylko w pokoju córki podłoga będzie drewniana”.

Życie pełne planów

„Na razie cieszymy się tym, co mamy. Czasami sobie myślimy, że gdybyśmy wybudowali ten dom jednym skokiem, to nie dawałby nam tyle radości jak w tej chwili. Początkowo zamontowanie każdego gniazdka to była euforia. Na pewno musimy zrobić podbitkę i ogrodzenie. Wykończenie i może wyjazd na narty! Więcej uwagi chcielibyśmy poświęcić zagospodarowaniu ogrodu. Dopiero zaczynamy o nim myśleć. Tak aby nam też coś zakwitło, ale nie za dużo, nie wyobrażam sobie spędzania weekendów na pieleniu. Chcemy, aby było w nim zielono przez cały rok” – planują państwo Joanna i Wiktor. „Sosny, które już tu rosną, uzupełniamy ostrokrzewami, wsadziliśmy kaliny, świąteczne choinki, mamy już dwuletni rododendron, na skarpie trzmielinę. Dojazdy zajmują około godziny. To nie jest czas zmarnowany, wiele rzeczy można przemyśleć, posłuchać radia, pozałatwiać ważne telefony. Mamy tu sympatyczne sąsiedztwo, ciszę i spokój, wcześniej mieszkaliśmy w Warszawie, jest więc co cenić!”.

Nasi Partnerzy polecają