Kupili z ogłoszenia dom z 1972 roku. Uparli się na remont starej kostki
Bliscy radzili: rozbierz to i postaw mały, parterowy domek, będzie taniej. Fachowcy przekonywali: zburzymy ten i zbudujemy nowy, będzie szybciej. Ale Hanna i Piotr uparli się na remont swojego nowego domu. I tak dom kostka z 1972 roku zyskał nowe, wielobarwne życie, choć taniej i szybciej nie było.
Autor: Szymon Starnawski
Spis treści
- W tej dzielnicy kostek z PRL jest wiele
- Poznali się przy silnikach samolotów F-16
- Trafili w sieci na ogłoszenie o sprzedaży kostki
- Za remont zapłacili drugie tyle
- Wnętrza starej kostki po remoncie - zdjęcia
- Wnętrza z detalami z czasów PRL
- Praca przy domu nie ma końca
- Zrujnowany plan Piotra to spełnione marzenie Hanny
- Brakuje garderoby i spiżarni. Są na to sposoby
Ten, kto wymyślił domy kostki w PRL-u, zasłużył na Nobla! Mamy tu sto pięćdziesiąt metrów kwadratowych, a żyjemy jak na trzystu!
Pod Warszawą mieli przestronny, prawie trzystumetrowy dom na niedużej działce. Teraz mieszkają w Bydgoszczy. Autobusem z centrum jedzie się tu jakieś pół godziny, a kiedy się z niego wysiada, z jednej strony ma się osiedle ze zwartą zabudową, z drugiej gesty, sosnowy las.
Jeśli przed domem wsiądą na rowery, ścieżką prowadzącą cały czas wzdłuż urokliwego Kanału Bydgoskiego mają do pokonania jakieś 8 km, by dotrzeć do serca miasta – Wyspy Młyńskiej otoczonej Brdą. Tu zachwycają odrestaurowane Młyny Rothera z XIX w, gdzie dziś kwitnie życie kulturalne, kusi plac zabaw, gdzie stoi wielkie, czerwone Magiczne Krzesło, eksponat z filmu dla dzieci „Magiczne Drzewo” (reż. Andrzej Maleszka), w którym Bydgoszcz zagrała nadmorskie miasteczko, zapraszają rzeczne atrakcje: rowery wodne, kajaki, tramwaje wodne. Liczne knajpki, kawiarenki i rzemieślnicze lody. Wróćmy jednak na Osową Górę. To ona zachwyciła Hannę i Piotra.
W tej dzielnicy kostek z PRL jest wiele
To willowa dzielnica miasta, jedna z bardziej zielonych nie tylko dlatego, że leży wzdłuż kanału. Aż 14,5 ha zajmuje tu Park Osowa Góra, a trzy razy więcej – lasy. Domów podobnych do tego, jakiego szukamy, jest tu sporo. Zresztą, nie tylko tu. To pamiętające czasy PRL-u kostki poustawiane przy wąskich uliczkach ciasno jak klocki w konstrukcji, w której żaden skrawek przestrzeni nie może się zmarnować. Bo i skrawek, i materiały są trudne do zdobycia.
- Jestem zachwycona funkcjonalnością domu - podkreśla Hanna. - Na każdej z trzech kondygnacji mamy do dyspozycji po ok. 50 mkw. A czujemy, jakby było jej tyle, co w poprzednim, prawie dwa razy większym domu (różnicę widać i działa na plus tego domu, kiedy przychodzi do sprzątania). Co jeszcze lepsze – dom w Bydgoszczy stoi na działce o takiej samej powierzchni jak nasz poprzedni, ale tutaj mamy o wiele większy ogród, bo tam budynek zabierał zdecydowanie więcej miejsca. Teraz nasz syn, kiedy tylko może, gra tutaj w piłkę, córka robi gwiazdy na trawniku, ja już zaczęłam urządzać zielnik i mały warzywniak (marzą mi się pomidory z bazylią!) - dodaje.
A mąż? Razem z robotem koszącym dba o trawę. W ogrodzie, który jest jeszcze na ukończeniu, będą rośliny ozdobne, już rosną tuje, które mają zapewnić mieszkańcom prywatność, bo sąsiedzi – choć mili i pomocni – są tuż za płotem z trzech stron. Znalazło się też miejsce dla studni.
- Wykopaliśmy ją, by móc uprawiać warzywa, podlewać trawę bez obaw o rachunki, ale też po to, by w razie awarii mieć alternatywę dla sieci wodociągowej - tłumaczy Hanna. - Niestety, droga to inwestycja.
Poznali się przy silnikach samolotów F-16
Dostawili też garaż, bo nie było go w bryle budynku. Podniesione grządki są zbudowane z takich samych cegieł, z jakich powstaje ogrodzenie, takich samych, jakie zdobią elewację, takich, jakie jako elementy dekoracyjne zostały użyte wewnątrz.
- To cegła rozbiórkowa – mówi Hanna. - Przygotowuje się ją do sprzedaży w ten sposób, że cegły z demobilu są cięte w paski, by wyłuskać te najdoskonalsze fragmenty. Wielu ludzi chce dekorować swoje domy jak najrówniejszymi, pełnymi częściami tych cegieł – takimi bez skazy: bez pęknięć, ukruszeń. Te niemal idealne można kupić za 100 zł za mkw. Ale ja kocham faktury, różnorodne materiały, opowiadające historię i nadające wyrazu. Taką moc mają niedoskonałości. Wybrałam więc te wyszczerbione, z rysami, dziurkami. Zapłaciłam 60 zł za mkw. Do wyłożenia miałam 200 mkw., więc to zrobiło różnicę.
Hanna pracuje w wojsku, jej mąż 1,5 roku temu przeszedł do cywila. Poznali się, gdy byli mechanikami wyspecjalizowanymi w silnikach F16, służąc w Poznaniu. Przed przeprowadzką oboje służyli na Okęciu w 1 Bazie Lotnictwa Transportowego. Piotr latał rządowymi samolotami z najważniejszymi osobami w państwie, a Hania służyła przy obsłudze rządowych śmigłowców.
Kiedy Hanna zaczęła szukać dla siebie miejsca w jednostce międzynarodowej, wahała się między aplikowaniem do wojska w Szczecinie, Elblągu i Bydgoszczy. Zdecydowała się na tę ostatnią lokalizację może trochę z sentymentu, bo jako dziecko wakacje spędzała u bliskich w pobliskiej Zielonce.
- Pamiętam, jak wtedy krewni zabierali mnie na lody do Bydgoszczy. Szara była, jakaś taka niewyraźna. Dziś, gdy ktoś próbuje zakpić: „Bydgoszcz? Chyba Brzydgoszcz”, wiem, że dawno tu nie był. Jest pięknie i wyjątkowo. Wijąca się przez miasto rzeka i kanał stwarzają klimat nie do podrobienia – mówi Hanna.
Trafili w sieci na ogłoszenie o sprzedaży kostki
- W takich sprawach trzeba być decyzyjnym – mówi krótko Hanna. - Sprzedaliśmy dom pod Warszawą, nasz budżet wynosił ok. 1 mln zł. Mężowi początkowo zależało, by kupić nowy, w pełni urządzony dom, żeby od razu móc w nim zamieszkać. Dzieci też były zmęczone remontami. Oglądaliśmy więc takie. Ofert w cenie, jaka nas zadowalała, było dwa lata temu na rynku sporo. Ale każdą wizytę w takim domu na sprzedaż zaczynaliśmy od zajrzenia do skrzynki z rozdzielnikami prądu. Patrzymy, a tam pomieszanie z poplątaniem, otwieramy i wypada piękny zwis kolorowych kabli. Jeśli ktoś nie dba o takie rzeczy, jak mielibyśmy uwierzyć, że zadbał o inne?
Mielibyśmy kupić niby gotowy dom, który za chwilę i tak musielibyśmy pewnie remontować. Tak, ściany są gładkie, piękne, bez skazy, ale czy nie okażę się, że trzeba je kuć i poprawiać elektrykę albo hydraulikę? Tylko za co, skoro wszystkie pieniądze poszłyby na zakup domu? - dodaje.
Dom z 1972 roku znalazł się na serwisie ogłoszeniowym.
- Osiem ogłoszeń, którymi od dawna nikt się nie interesował – uściśla Hania. - Skontaktowałam się z właścicielką. To była młoda dziewczyna, która dom kupiła pół roku wcześniej. Wystawiła go za 400 tys. zł, to o 50 tys. zł mniej, niż sama wyłożyła. To było bardzo zastanawiające! Chyba myślała, że go nieco przypudruje, trochę podreperuje i sprzeda z wielkim zyskiem, ale zadanie ją przerosło. Bo tu potrzebny był generalny remont – dodaje.
Masz piękny dom? Chcesz się pochwalić swoim budynkiem? Zgłoś się do naszej akcji: Dom w obiektywie Muratora. Opowiedz nam swoją historię i zainspiruj innych!
Za remont zapłacili drugie tyle
Trzeba było założyć różowe okulary, by zobaczyć piękno w nieocieplonych murach, starych, drewnianych oknach, prostej konstrukcji, ścianach pokrytych olejną farbą. Dom zwrócił ich uwagę, bo jednak był zadbany. Wilgoć wychodziła jedynie w piwnicy (korzenie rosnącej tuż przy domu winorośli oplotły fundamenty, trzeba było je odkopać, zrobić hydroizolację) i to właściwie zamyka listę mankamentów. Remont, a może: dekonstrukcja, trwała 10 miesięcy i pochłonęła drugie tyle, ile kosztował dom.
- Wszyscy mi ten remont odradzali: i najbliżsi, i fachowcy – opowiada Hanna. - Mówili, by kostkę zrównać z ziemią i postawić nowy dom, najlepiej parterowy, siedemdziesięciometrowy, jakie są teraz w modzie. Mówili, że tak będzie taniej i szybciej. Nie uwierzyłam, bo wiem, ile trwa załatwianie formalności i że za tyle, ile wydaliśmy na dom i działkę, kupiłabym w tym samym mieście pustą działkę. Wiedziałam, że dom ma potencjał i wystarczy mieć na niego pomysł, by go wydobyć.
Hanna i Piotr nie korzystali z pomocy architektów czy dekoratorów wnętrz podczas urządzania. Wiele prac budowlanych wykonali sami.
- Zamarzyło mi się, by w kuchni wydobyć spod warstw tynku i farby ceglany komin. Ile przy tym było dłubaniny! Chyba półtora tygodnia pracy – mówi Hanna.
Ale efekt jest tego wart - cegły w połączeniu z drewnianymi frontami szafek i blatem wyspy zrobionym z granitu w ciepłym odcieniu brązu prezentują się jak z katalogu.
- Blat akurat wybierała teściowa, w ciemno, bo nie widziała wcześniej mebli. Jest graficzką, zaufałam jej. Trzeba jednak było kupić go w całości, więc poza wyspą, która od razu stała się sercem domu, zrobiłam też stolik kawowy do salonu – mówi Hanna.
Wnętrza starej kostki po remoncie - zdjęcia
Autor: Szymon Starnawski
Wnętrza z detalami z czasów PRL
Jedną z pierwszych decyzji, jakie podjęli Hanna i Piotr było otwarcie przestrzeni. Kuchnia jest teraz połączona z salonem, salon z jadalnią, która znajduje się w dawnej werandzie. Wywalczyli nawet zgodę na przebicie ściany nośnej, by tylko wpuścić światło i powietrze do pomieszczeń na parterze. Z kuchni i jadalni można wyjść na przestronny taras z drewnianą posadzką. To jedno z nielicznych miejsc, gdzie prace wykończeniowe jeszcze trwają. Trochę roboty czeka ich też jeszcze z dachem. Docieplili go od wewnątrz grubą warstwą wełny, a od zewnątrz rozebrali pas o szerokości 1 m, by wymienić orynnowanie. Całość pomalują i zabezpieczą specjalistyczną farbą kanadyjską i konstrukcja wytrzyma kolejne 20 lat.
W środku wszystko było do wymiany: podwójne okna w drewnianych ramach zamienili na trzyszybowe, energooszczędne, stary piec-kopciuch na ogrzewanie gazowe z miejskiej sieci z możliwością zamiany na pompę ciepła, schody w domu (trepy z lastryko zastąpiły drewniane), a także schody prowadzące do domu - też na drewniane.
- To osobna historia – mówi Hanna, która zrobiła je sama. - Musiałam dociąć deski, ale bardzo ciężkich, trzymetrowych elementów nie byłam w stanie ani przesunąć, ani przenieść. Cięłam więc w takiej pozycji, w jakiej ustawił je na podwórku dostawca – dodaje.
Mimo tych wszystkich koniecznych zmian, Hannie zależało, by zachować charakter domu.
- Został zbudowany w 1972 roku i od tego czasu nie robiono tu dużego remontu, wielu sprzętów, jak wanna nigdy od nowości nie wymieniano. Dlatego tak się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, że niektóre rzeczy da się jeszcze wykorzystać i mogą być wyjątkowymi ozdobami, jak np. kanapa. Prałam ją kilka godzin – wspomina Hanna.
Teraz ciężki mebel obity welurem w kolorze musztardy (a może oliwek…) z przeszyciami tworzącymi regularny wzór pionowych pasów, prosty w formie, mocny w wyrazie, stoi na parterze, w pokoju gościnnym na tle kwiecistej tapety. Jest wspaniale zachowany, idealnie reprezentuje najlepszy design z czasów PRL.
- Chciałam też zachować drewniane drzwi, ale nie były w tak dobrym stanie, by z nich korzystać na co dzień. Nie zmarnują się – posłużą za blat stołu na tarasie. Z metalowej ramy okiennej zrobię lustro – wymienia Hanna.
Praca przy domu nie ma końca
- Na przykład schody – uzupełnia Hanna. - Proszę spojrzeć, jesionowe trepy są, ale trzeba je wykończyć. Już zamówiłam matową, czarną blachę, by wypełnić przestrzenie między schodkami. Będzie to nawiązywało do loftowych elementów, jak lampy czy wystrój piwnicy – dodaje.
Zawiedzione oczekiwanie o pozbyciu się grzejników stało się spełnionym marzeniem o podłodze jak w domu babci.
Zejdźmy więc do piwnicy. Kiedyś był tam składzik na węgiel i stary kopciuch. Teraz można by tam spędzić cały dzień. Na ściany w odcieniach szarości przez okna wpadła słońce. Poza siłownią i kolejną, trzecią już łazienką (tym razem urządzoną w czerni) jest tam stylowy bar i pokój gier, w którego centrum stoi wygodny narożnik. Zaprasza, by się zaszyć i nie pokazywać światu co najmniej do rana. Ale niepostrzeżenie nie uda nam się tam czmychnąć, bo podłoga w całym domu zdradza każdy krok.
- Głośno skrzypi, prawda? To największy urok! - mówi Hanna. - A miała zostać wymieniona, przynajmniej w wyobrażeniu Piotra. W pokoju córki na piętrze zaczął już demontować sosnowe deski i teraz widać, że fragment jest tam dosztukowany. Marzyło mu się ogrzewanie podłogowe w całym domu (ostatecznie jest tylko w piwnicy). Fachowcy ocenili, że strop raczej nie wytrzymałby solidnej warstwy betonu, którą trzeba byłoby wylać, żeby rozłożyć rurki z wodą i ułożyć podłogówkę – dodaje.
Zrujnowany plan Piotra to spełnione marzenie Hanny
Jednak sosnowe deski nie wyglądają jak 52 lata temu, kiedy je układano. Wtedy błyszczały, dziś są matowe.
- Były olejowane, po cyklinowaniu i renowacji nałożyliśmy woskoolej – mówi Hanna. - Chcieliśmy uzyskać efekt starego drewna. Jest pięknie, ale ma to swoje minusy, bo konieczna jest właściwa pielęgnacja. By tej warstwy matowej nie zetrzeć, trzeba do mycia używać impregnującego mydła do podłóg, litr kosztuje 70 zł - dodaje.
Do podłogi idealnie pasują zachowane drewniane futryny. Też były pomalowane, jak niemal wszystko, olejną farbą, dlatego sporo jeszcze przed Hanną pracy przy ich czyszczeniu.
- Męża można zaliczyć do teamu „biała, gładka ściana”, więc do każdego mojego pomysłu burzącego tę wizję (a mam ich wiele!) trzeba go długo przekonywać. Moją miłością są faktury! Dlatego zdecydowałam się na cegłę, ale też z tego powodu w całym domu są tapety. Wybrałam grube, z włókna szklanego. Można jest myć, szorować, przemalowywać. Nic się z nimi nie dzieje! Ale proszę spojrzeć na wzór! To popularna w PRL-u jodełka. Uwielbiam ją! - mówi Hanna.
Hanna jest po szkole plastycznej, maluje, dlatego dom urządzała z artystycznym zacięciem. Na ścianach nie ma nudy nie tylko z powodu charakterystycznych tapet. Sporo tu zdjęć, także czarno-białych w prostych ramkach, ciekawych, kolorowych obrazów w postarzanych, drewnianych ramach. Rolę obrazu w łazience spełnia fragment zdrapanego tynku, odsłaniający gołe cegły.
Brakuje garderoby i spiżarni. Są na to sposoby
Na piętrze są trzy sypialnie – rodziców z wyjściem na balkon i dzieci, które urządzone były z ich ogromnym wkładem. Na garderobę miejsca nie ma, ale w pokojach zmieściły się obszerne szafy.
- Składałam je sama – mówi Hanna. - Najtrudniej było było z tą wnękową w sypialni i z lustrzanymi frontami w pokoju córki – dodaje.
Jak zauważa Hanna, minusem jest to, że w domu nie ma spiżarni.
- Przydałaby się niewielka choćby na przetwory, ale już znalazłam na nią miejsce - mówi.
- Pod schodami, które prowadziły z ogrodu na taras jest dodatkowa piwniczka! Musieliśmy stare schody zdemontować, bo tak jak te prowadzące do drzwi frontowych, tworzyły mostek termiczny, a zależało nam na stworzeniu energooszczędnego domu. Ocieplaliśmy go 15-centymetrowym, grafitowym styropianem – dodaje.
Właścicielom ta ukryta piwniczka napędziła jednak trochę stracha.
- Kiedy robiliśmy wielkie porządki przed remontem, wciąż towarzyszyło mi dziwne uczucie, że nie może być tak pięknie, że coś musi być nie tak. Czekałam na przysłowiowego trupa w szafie. Kiedy rozbieraliśmy drewnianą chatkę w ogrodzie, w której poprzedni właściciele trzymali opał, też wciąż jakby oglądałam się przez ramię. Stało tam kilka metalowych beczek. Sama wywoziłam je na złom, a wcześniej otwierałam z drżącym sercem. Wciąż miałam w głowie pytanie: dlaczego ta dziewczyna tak szybko pozbyła się domu i to ze stratą dla siebie? Ale nic tam nie było! Odetchnęłam, gdy wszystkie skrytki zostały przejrzane – mówi Hanna.
Do drzwi odprowadza nas skrzypienie podłogi.