Własny dom! Najlepszy sposób na życie. Historia budowy nowego domu na starych fundamentach

2009-09-25 2:00

Dla Magdy i Marcina dom to przestrzeń, która daje oddech i poczucie swobody. Aby je sobie zapewnić, warto czasami zmienić plany. Właścicielom marzył się tradycyjny dworek polski. Jednak, gdy architekt wykonał projekt domu, zobaczyli jego wady. Budowa domu jednak się rozpoczęła. Po konsultacjach z innym projektantem, doszli do wniosku że szkoda budować dom, który już na starcie mija się z ich oczekiwaniami. Architekt zrobił nowy projekt domu...

Własny dom! Najlepszy sposób na życie. Historia budowy nowego domu na starych fundamentach
Autor: Marcin Czechowicz

O tym, że dom jest najlepszym sposobem na życie, pani Magda, która wychowała się w bloku, przekonała się, gdy zamieszkała w domu rodziców męża. „Tam poczułam radość, jaką daje przestrzeń, i zyskałam poczucie wolności. Ponieważ mąż wraz z rodzicami przeprowadził się do Starej Miłosnej kilka lat wcześniej, znał te tereny i naturalne było dla nas to, że będziemy tu mieszkać. Zaraz po studiach kupiliśmy działkę z ogłoszenia” – wspomina.

Marzenia o dworku

Otoczona lasami działka jest położona 4 km od rodzinnego domu pana Marcina. Jest duża – ma 2 tys. m2. – Gdy ją kupowaliśmy, myśleliśmy, że kończy się w połowie. Dopiero gdy geodeci przyszli ją wymierzać, uświadomiliśmy sobie, że mamy kawał ziemi – śmieje się pani Magda. Niestety działka jest wąska, ma wymiary 20x100 m.

Na początku roku 2000 trudno było znaleźć odpowiedni projekt gotowy. Dlatego inwestorzy zdecydowali się na jego zamówienie u architekta. Pani Magda wspomina: „Marzył nam się dworek polski. Podoba mi się taka architektura, aczkolwiek wnętrza lubię nowoczesne.

Gdy architekt wykonał projekt, zobaczyliśmy jego wady – dworek był klasycznie podzielony, nie czuliśmy w nim przestrzeni, na której zależało nam najbardziej. Osią domu były schody – dzieliły go na niewielką strefę dzienną i obszerną gospodarczą. I chociaż projekt domu nas nie satysfakcjonował, rozpoczęliśmy budowę”.

Własny dom! Najlepszy sposób na życie. Historia budowy nowego domu na starych fundamentach
Autor: Marcin Czechowicz

Zmiana projektu: dworek na miarę XXI wieku

Ponieważ państwo Magda i Marcin dalej mieli dużo wątpliwości, zdecydowali się na konsultacje u architekta Janusza Kaczorka. „Jego zdaniem projekt generował nie tylko duże wydatki (miał wykusze, lukarny, balkony i inne kosztowne detale), ale też nie dawał poczucia przestrzeni. Stwierdził, że szkoda budować dom, który już na starcie mija się z naszymi oczekiwaniami. No i zrobił nowy projekt, w zupełnie odmiennej stylistyce. Zaproponował prosty dom z dwuspadowym dachem, a wnętrza bez symetrii typowej dla pierwszego projektu. To sprawiło, że część wypoczynkowa stała się znacznie większa niż gospodarcza. Śmiejemy się, że mamy dworek na miarę XXI wieku.

Decyzje o zmianie projektu podjęliśmy już po wylaniu fundamentów, dlatego nowy projekt był częściowo ograniczony starym planem. Mimo to jesteśmy bardzo zadowoleni. Cieszymy się też, że chociaż dom jest długi, ma ładną linię. W pierwszym projekcie mieliśmy niski garaż, pan Kaczorek namówił nas na jego podwyższenie, dzięki temu zyskaliśmy pomieszczenie nad garażem. Te dodatkowe 50 m2 to znakomite miejsce na bawialnię czy też pokój sportowy.

Architekt potrafił nas przekonać, że warto zamienić dworek z kolumnami i daszkami na prosty, funkcjonalny dom. Myślę, że ta inwestycja była dla niego wyzwaniem – ograniczeniem były już wylane fundamenty oraz nietypowa długa i wąska działka” – podsumowuje ten etap pani Magda.

Budowa przez telefon

„Murarzy polecił nam pierwszy architekt. Nie obraził się, że zrezygnowaliśmy z jego projektu, i nawet został naszym kierownikiem budowy. Działał bardzo profesjonalnie, więc nie był potrzebny inspektor nadzoru. Pomógł nam też w załatwianiu wszystkich spraw urzędowych.

Także murarze odpowiedzialni za stan surowy byli z jego polecenia i doskonale się sprawdzili. Zdecydowaliśmy się na ściany dwuwarstwowe – z silikatów ocieplonych styropianem. Również inni wykonawcy byli z polecenia. Mamy pięknie ułożony tynk gipsowy, glazurnik był wręcz perfekcyjny.

Nie wszystko jednak poszło gładko – ktoś zbił umywalkę, a ponieważ w tym czasie pracowało kilka ekip, odpowiedzialność się rozmyła. Parkieciarz, który układał drewno na schodach, ubrudził ściany, a panowie, którzy gipsowali tynki, zarysowali wannę.

Budowaliśmy „przez telefon” – ja opiekowałam się małym dzieckiem, a mąż przyjeżdżał na budowę wieczorami. Mimo tych wpadek wszystko poszło sprawnie – fundamenty wylano w roku 2002, stan surowy to rok 2003, w 2004 wykańczaliśmy wnętrza i wprowadziliśmy się do domu”.

Profesjonalne wykończenie wnętrz

Współpraca z architektem układała się znakomicie, dlatego inwestorzy poprosili go również o pomoc w zaprojektowaniu wykończenia wnętrz. Podpowiadał im, na co warto wydać pieniądze, a co można sobie darować. Sugerowali mu rozwiązania, kolory, materiały, a on prezentował inwestorom próbki, mówił, gdzie co można kupić.

„Rozmowy z architektem dały nam większą świadomość, czym powinien być dom dla jego mieszkańców, doceniliśmy, jak ważne są praktyczne rozwiązania. Dzięki niemu wiemy na przykład, że nie każde okno musi być otwierane, a to pozwala obniżyć koszty. Architekt uświadomił nam także, że najlepsze jest to, co niezobowiązujące – takie rozwiązania łatwo wzbogacić dodatkami. Nie należy też urozmaicać za dużo, to męczy – warto stosować takie same materiały posadzkowe, ujednolicać kolory ścian.

Decydowaliśmy się na materiały naturalne. Podłogi wykończyliśmy gresem i kamieniem, a w pokojach drewnem egzotycznym kempas. Na schody i górną kondygnację wybraliśmy merbau. Teraz wykańczamy bez pośpiechu, mamy co rozwijać, dobra baza daje radość” – twierdzą zgodnie państwo Magda i Marcin.

Dom piękny i funkcjonalny

Dom naszych inwestorów ma nie tylko prostą bryłę, również układ wnętrz jest przejrzysty i funkcjonalny. Przestrzeń jest w sam raz – nie za mała, ale też bez „przerostów”. Architekt umiał pogodzić potrzeby całej rodziny, chociaż nie jest ona mała – państwo Magda i Marcin mają trójkę dzieci.

Na parterze usytuowano wiatrołap, hol, salon, jadalnię, pokój filmowy, gabinet, kuchnię, łazienkę oraz pomieszczenie gospodarcze. Wydzielona została duża część dzienna. „Wiedziałam, że w dwukondygnacyjnym domu większość czasu spędza się razem na parterze, zwłaszcza gdy dzieci są małe. Dlatego chciałam, aby ta strefa była przestronna.

Otwarta przestrzeń dzienna była moim marzeniem, z kolei mąż chciał mieć kino domowe, które wymaga izolacji – architekt wydzielił je drzwiami przesuwnymi. Wnętrze pokoju filmowego można więc bez problemów włączyć w przestrzeń salonu. Pokój telewizyjny porządkuje przestrzeń strefy dziennej, nie mamy problemu z plączącymi się w salonie kablami od sprzętu TV, a ekran telewizora nie zaburza jego aranżacji.

Zrealizowaliśmy też swoje indywidualne potrzeby – ja chciałam mieć bibliotekę, mąż gabinet. Wydzielenie pokoju, który pełni obie te funkcje, pozwoliło nam na uporządkowanie księgozbioru i zorganizowanie miejsca do pracy. Drzwi przesuwne w gabinecie izolują, gdy tam pracujemy, a równocześnie ułatwiają kontrolę dzieci, gdy korzystają z komputera.

Cieszą nas szerokie schody prowadzące na drugą kondygnację. Są wygodne, umożliwiają wniesienie sprzętów, a także bezpieczne – nawet małe dzieci świetnie sobie na nich radzą. Nieco zamknięta klatka schodowa oddziela prywatną przestrzeń strefy nocnej usytuowanej na poddaszu.

Wysoka ścianka kolankowa sprawiła, że na poddaszu mamy pełnowartościową przestrzeń, w której mieszczą się sypialnie. Planując naszą sypialnię, chcieliśmy mieć miejsce tylko dla siebie, dlatego jest ona połączona z garderobą i łazienką małżeńską. Architekt zwrócił nam uwagę na jej rozplanowanie – dzięki przejściu z łazienki do garderoby zachowany został ciąg komunikacyjny – nie musimy biegać z ubraniami do garderoby przez sypialnię. Polecam takie rozwiązanie” – zachęca gospodyni.

Obszerna kuchnia jest częściowo otwarta na jadalnię, natomiast nie widać jej wnętrza z części wypoczynkowej salonu, jest także mało widoczna z holu.

Dom otwarty na ogród

Zaletą domu jest duży taras. „Mieliśmy zaplanowany ogród zimowy – stąd konstrukcja tworząca zadaszenie nad częścią tarasu. Na razie jednak na zrobienie ogrodu zimowego nie mamy czasu. Brak nam go także na pielęgnację ogrodu, dlatego w połowie zalesiliśmy działkę. Najwięcej pracują w nim rodzice, gdy nas odwiedzają – nam grzebanie w ziemi jeszcze nie sprawia przyjemności. Mąż kosi trawę, zajmuje mu to ok. 2,5 godziny.

Sprowadziliśmy się tu z dwójką dzieci, teraz jest trójka, dla nich życie tutaj to wielka frajda. Ogród przyciąga dzieci, znalazła się tu trampolina, huśtawki i domek. Mogą wyjść na dwór, kiedy chcą – to kolejny powód do satysfakcji z posiadania domu” – podsumowują gospodarze.

Nasi Partnerzy polecają