Dominika i Szymon stworzyli prawdziwy wehikuł czasu. Remont starej chałupy na Lubelszczyźnie

2025-03-28 9:00

Stara, drewniana chata położona w sercu roztoczańskiego lasu w województwie lubelskim miała przed sobą niepewną przyszłość. Opuszczona i popadająca w ruinę w leśnej głuszy — mogła stać się jedynie wspomnieniem. Dominika i Szymon Łyciukowie postanowili jednak dać jej drugą szansę. Po czterech latach pełnych wyzwań powstało "Sielsko" — miejsce, w którym dosłownie cofa się czas.

Spis treści

  1. W poszukiwaniu świętego spokoju
  2. Od dziecięcego entuzjazmu do trudnej rzeczywistości
  3. Siła zaklęta w ludziach i tradycji
  4. Duma i satysfakcja z metamorfozy
  5. Sielsko – oaza spokoju na Lubelszczyźnie
  6. Metamorfoza starej chaty w Lipsku-Polesiu. Zdjęcia

W poszukiwaniu świętego spokoju

Dominika i Szymon (ig: sielsko_lipsko) od lat marzyli o własnym, spokojnym miejscu w otoczeniu natury. Mieszkając w ciasnym bloku na trzecim piętrze w Zamościu, zaczęli myśleć o kupnie działki, na której mogliby zbudować dom i uciec od miejskiego zgiełku. Jak się jednak okazało, droga do realizacji tego marzenia nie była wcale prosta. 

Wszystko zaczęło się początkiem 2019 roku, kiedy Szymon natrafił na ogłoszenie o sprzedaży starego domu. Rozpadająca się chatka położona była w lasach Lipska Polesia, między Zamościem a Krasnobrodem.

Wiosną 2019 roku natrafiłem na ofertę sprzedaży starej, małej, niszczejącej, otulonej lasem ruinki. Pojechałem na miejsce, 2 kilometry drogą przez las. No i przepadłem. Zakochałem się w tym miejscu i klimacie - wspomina Szymon.

Nieco trudniej było przekonać do pomysłu Dominikę. 

- Miała zdecydowanie mniej entuzjazmu. Zaczęły się pytania. Po co nam to, czy to się w ogóle da wyremontować, a do asfaltu daleko, dojazd słaby… .

Szymon jednak nie odpuszczał. Przekonywał żonę, że drugiej takiej okazji nie będzie. W końcu kupili półhektarową działkę z niemal 100-letnią chatką do kompletnego remontu – nie wiedząc jeszcze, jak wielką przygodę przyniesie im to miejsce.

Od dziecięcego entuzjazmu do trudnej rzeczywistości

Nabywając stary budynek, byli przepełnieni optymizmem, ale jak sami przyznają – było to z ich strony naiwne.

– Kupując domek, wszystko wydawało nam się proste i łatwe. Można powiedzieć, że byliśmy "świeżakami" w temacie starych domów i nie zdawaliśmy sobie do końca sprawy, na co się porywamy.  Sądziliśmy, że do wymiany jest część jednej podwaliny oraz jedna ze ścian, a komin i dach są do naprawy. Pestka, ogarnie się! Byliśmy świadomi, że na miejscu nie ma studni, instalacji wodno-kanalizacyjnej, a instalacja elektryczna działa na starych aluminiowych przewodach i jest do wymiany – przyznaje Szymon.

Rzeczywistość szybko zweryfikowała ich entuzjazm. Konieczna okazała się całkowita wymiana podwalin, aby drewno mogło równo pracować, co wiązało się także z budową nowej podmurówki. Wymiana bali ściennych również nie była prosta – potrzebowali drewna o takiej samej grubości, jak w oryginalnej konstrukcji, co oznaczało poszukiwanie „dawcy” w postaci innego starego domu.

Nieoczekiwane wyzwania zaczęły się pojawiać tak naprawdę na każdym etapie. Za radą fachowców zdecydowali się na wymianę konstrukcji dachu i pokrycie go posiadaną dachówką - oryginalne elementy pokrycia uzupełnili fragmentami z odzysku, które udało im się kupić z kilku rozbiórek w okolicy. 

Zerwanie podłogi ujawniło uszkodzone legary, więc musieli wykonać nową posadzkę i podłogę. Zmienili także przyłącze energetyczne z napowietrznego na ziemne, by zwiększyć bezpieczeństwo w leśnym otoczeniu. 

– Kolejne „rozszerzenia" pierwotnego planu pojawiły się przy instalacji wodnej. Zamiast tradycyjnego szachtu zdecydowaliśmy na budowę piwniczki, nazywanej też często ziemianką. Piwniczka powstała na studni głębinowej, w środku umieściliśmy instalację hydroforową. W międzyczasie zrodził się też pomysł, żeby na działce umieścić budynek gospodarczy. Kupiliśmy i przenieśliśmy stary, przedwojenny spichlerz. I tak co jakiś czas, nasze założenia były aktualizowane. A to taras by się przydał, a to balia, to leszczyny za dużo – relacjonuje Szymon.

Siła zaklęta w ludziach i tradycji

Do doprowadzenia bryły budynku do stanu używalności zatrudnili ekipę remontową, ale większość pozostałych prac wykonywali z pomocą rodziny i znajomych. 

– Otacza nas cała masa dobrych fachowców i fajnych ludzi, którzy znają się na swojej pracy i służą dobrą radą. Muszę też wspomnieć, że mój tato jest stolarzem. Wykonał ogrom roboty, między innymi: podłogi, schody, schodki, okiennice, barierki, nowe drzwi oraz odnowił starte drzwi wejściowe i wewnętrzne. Bardzo dużo prac wykonaliśmy również sami – mówi Szymon. 

Urządzając wnętrza, właściciele kierowali się przede wszystkim chęcią zachowania wiejskiego klimatu.

– Bardzo nam zależało, żeby utrzymać klimat starej chaty. Żeby w środku poczuć się jak w domu u babci, aby to miejsce przywoływało wspomnienia. Chcieliśmy stworzyć przytulną, a zarazem funkcjonalną przestrzeń. Nie mieliśmy na celu stworzenie typowego skansenu.

Wiele elementów wyposażenia pochodzi z odzysku lub z rodzinnych pamiątek. 

- Kredens kuchenny kupiliśmy ze starej chaty za Józefowem, przeznaczonej do rozbiórki. Sprzedawała go dziewczyna, która odziedziczyła domek po babci. Tam też kupiliśmy stare łóżka, które stoją u nas w izbie. Meble musiały przejść renowację, ale wyglądają pięknie. 

Szukanie przedmiotów z duszą było dla nich niezwykle ważne.

- Mamy cztery stare krzesła gięte z fabryki mebli bukowych Fuchs, działającej po I wojnie światowej w Zamościu przy ul. Okrzei. To naszym zdaniem prawdziwe perełki. Stół kuchenny kupiliśmy w Suchowoli. Nie był za ładny. Oczyściliśmy nogi ze starej farby, blat wyszczotkowaliśmy. Efekt był świetny, na blacie ukazała się piękna struktura: dziurki po robakach i widoczne gwoździe. Gięty wieszak i dywan to pamiątki po babciach. Stół w izbie, przez wiele lat stał u rodziców na strychu, teraz znowu jest używany. Półeczki w kuchni to ręczna robota mojego taty. 

Podczas procesu aranżacji ogromną wagę przywiązywali do najdrobniejszych detali, aby maksymalnie odtworzyć wnętrze starej chaty.

- Nawet zamek do drzwi kupiliśmy skrzynkowy z 1976 roku, żeby pasował do klimatu. Podobnie jak stare mosiężne klamki. 

Znajomi i sąsiedzi często pomagali – ktoś oddał stare deski na taras, ktoś inny podarował zabytkowe szklanki czy radio. Co jak przyznają właściciele, było niezwykle miłe.

Duma i satysfakcja z metamorfozy

Po czterech latach pracy Sielsko stało się miejscem, które w pełni odzwierciedla ich marzenia. 

Wysłuchaliśmy wielu opinii, że chatka nadaje się tylko na rozpałkę, że taniej będzie rozebrać, że to się nie opłaca.

Choć remont pochłonął około 250–300 tysięcy złotych i trwał cztery lata, efekt przerósł ich oczekiwania. 

– Mamy ogromną satysfakcję, że domek udało się uratować. To był już ostatni dzwonek na jego remont.  Jesteśmy dumni, że nie słuchaliśmy tych "dobrych rad", że w domku ponownie zagościło życie.  

Każdy detal, od odrestaurowanych belek po starannie dobrane dekoracje, świadczy o ich ogromnym zaangażowaniu w tworzenie tej wyjątkowej przestrzeni.

Sielsko – oaza spokoju na Lubelszczyźnie

Aktualnie Sielsko to miejsce stworzone dla tych, którzy pragną uciec od zgiełku miasta i zanurzyć się w naturze. Do asfaltowej drogi prowadzi ponad dwukilometrowa, leśna ścieżka, a wokół domku roztacza się gęsty las, który zapewnia prywatność. 

– Ciszę zagłusza tu jedynie śpiew ptaków i szum drzew. Mamy tu prawdziwy sielski spokój – podsumowuje Szymon.

Metamorfoza starej chaty w Lipsku-Polesiu. Zdjęcia

Przeczytaj także: Kąpiel z Alfonsem Muchą? Tylko w tej willi! Zobacz, jak secesyjny budynek w Górach Izerskich odzyskał dawny blask

Murator Plus Google News
Murator Remontuje #2: Gadżety potrzebne na budowie
Materiał sponsorowany
Materiał sponsorowany
Murowane starcie
Dom - budować czy kupić gotowy. MUROWANE STARCIE