Jeden na całe życie
Gdy budowa domu staje się jednym z najważniejszych celów w życiu, może zakończyć się tylko sukcesem
Autor: Marcin Czechowicz
Oto warszawskie Gołąbki – zaciszna okolica z dala od zgiełku metropolii, eleganckie domy i mieszkańcy znający swoich sąsiadów – nie tylko tych najbliższych. To dobre miejsce do życia – zgodnie przyznają państwo Elżbieta i Robert, bohaterowie tej opowieści.
Na początku była działka
Młodzi małżonkowie – przyzwyczajeni do życia w domu – nie mieli problemu z decyzją o budowie. Własny dom kojarzył im się z większą przestrzenią życiową i wymarzonym odpoczynkiem w ogrodzie. Poza tym, jak przyznaje pan Robert: „Wybudowanie domu było jednym z moich podstawowych i najważniejszych celów”. Decyzja była więc szybka – ułatwiło ją to, że pani Elżbieta miała już działkę na Gołąbkach. Po sprzedaży mieszkania pana Roberta i zaciągnięciu kredytu pojawiła się szansa na zrealizowanie marzeń o własnych czterech ścianach.
Projekt z falstartem
Mimo dobrych chęci nie obyło się bez potknięć na etapie wyboru projektu. Po przejrzeniu kilkunastu katalogów z projektami gotowymi małżonkowie wybrali projekt „Gemini” z pracowni Domowe Klimaty. Wydawało się, że jest to dom idealny, co więcej – że zmieści się na niedużej działce, która według pani Elżbiety miała wymaganą przez projekt szerokość 22 m. Nieduża parcela wpłynęła na wybór projektu domu o zwartej bryle, nierozległego, ale wysokiego, z piętrem i poddaszem użytkowym. Projekt urzekał „starowarszawskim” stylem – prawie płaskim dachem i dyskretnymi ozdobami elewacji – który ceni pani Elżbieta. Nie bez znaczenia były także względy funkcjonalne: trzy duże sypialnie, miejsce na bibliotekę i spory hol, na piętrze sypialnia małżeńska połączona z łazienką i rozbudowana strefa gospodarcza. Po zakupie projektu okazało się, że... działka ma szerokość jedynie 17 m, więc dom się na niej nie zmieści. Pan Robert wspomina: „Mieliśmy mały falstart przez to, że uwierzyłem żonie na słowo. Całe szczęście błąd udało się naprawić. Na etapie adaptacji zrezygnowaliśmy z garażu w bryle i wykusza w bocznej ścianie”.
Papierkowa robota
Uzyskanie warunków zabudowy i pozwolenia na budowę trwało około pół roku. Mimo że działka była uzbrojona, media trzeba było doprowadzić od nowa, gdyż układ budynku, który stał na niej wcześniej, był całkiem inny niż ten zaplanowany przez państwa Elżbietę i Roberta. „Po doświadczeniach z przenoszeniem mediów doszliśmy do wniosku, że dużo łatwiej doprowadzić media od nowa, niż je przerobić. Nie ma w urzędach wystarczająco dopracowanych procedur, żeby zrobić modyfikację” – stwierdzają inwestorzy.
Czas na zmiany
Gdyby dom z pierwotnego projektu zmieścił się na wąskiej działce, małżonkowie nie zmieniliby pewnie nic. Są zadowolonymi inwestorami. Po przymusowej rezygnacji z wykusza i garażu, który znajduje się obecnie w głębi ogrodu, powierzchnia użytkowa zmniejszyła się do około 180 m2. I tak jest ona jednak wystarczająca dla rodziny z dwójką dzieci. Ze względu na wąską działkę umieszczenie garażu w głębi parceli było jedynym wyjściem, ale do dziś odczuwalne są konsekwencje tego rozwiązania: zimą odśnieżanie podjazdu trwa około dwóch godzin. Ponieważ elewacja frontowa znajduje się bardzo blisko granicy działki, małżonkowie zdecydowali się umieścić wejście z boku – dzięki temu zachowało ono reprezentacyjny charakter. Zmiany we wnętrzach ograniczyli do wygospodarowania pod schodami schowka na akcesoria do sprzątania, poza tym zamiast jednego z okien w pokoju dziecięcym wstawili przeszklenie z luksferów. Zapewnia ono stały dopływ światła, ale nie pozwala zerkać w okna sąsiada.
Na budowie
Budowa ruszyła we wrześniu 2004 roku, a w grudniu 2005 roku małżonkowie się przeprowadzili. Znalezieniem ekipy zajął się ojciec pana Roberta, który mieszka w podwarszawskich Babicach. Jak wspomina pan Robert: „W tej okolicy dużo się buduje, więc tata obserwował place budowy, w końcu trafił na taką, na której praca szła bardzo sprawnie, po czym spytał szefa ekipy, czy nie zgodziłby się u nas pracować. Zgodził się, a my jesteśmy bardzo zadowoleni z jego usług – pomyślnie doprowadził budowę do końca”. Kierownikiem budowy została znajoma pani architekt, która choć filigranowa, potrafiła trzymać w ryzach robotników górali. Małżonkowie zdecydowali się na ściany dwuwarstwowe z betonu komórkowego ze względu na ich dobre parametry techniczne. Dodatkowo tak motywują swoją decyzję: „Chcielibyśmy w tym domu spędzić w końcu większą część życia, dlatego stawialiśmy na trwałe materiały budowlane i wykończeniowe”. Pytany o to, co dziś wybudowałby inaczej, pan Robert odpowiada: „Wentylacja grawitacyjna nie była dobrym pomysłem. Okazało się, że jedna kratka wychodziła nad łóżkiem w sypialni. Zimą mroźne powietrze leciało prosto na nas, dlatego zastosowaliśmy nasady kominowe, ale niewiele to pomogło. Gdybym teraz budował, wybrałbym wentylację mechaniczną z rekuperatorem”.
Ogród najważniejszy
Po bezbolesnej budowie zakończonej sukcesem małżonkowie zabrali się do wykańczania wnętrz. Było ono tym łatwiejsze, że oboje mają podobny gust. Z niektórymi decyzjami musieli się jednak spieszyć, bo lada dzień na świat miał przyjść ich synek. Posiłkowali się też radami znajomego architekta, który m.in. dobrał kolory elewacji i zaprojektował kominek. Aby dopasować wystrój domu do charakteru budynku, zdecydowali się na styl lekko prowansalski, który jest wyraźnie widoczny w wystroju kuchni. Pani Elżbieta zrezygnowała z nowoczesnych mebli, które nie pasują do architektury domu. Docelowe umeblowanie domu to zadanie na najbliższy czas – małżonkowie szukają sprzętów w stylu kolonialnym, ale na razie wciąż stoją te przywiezione z poprzednich mieszkań. Jak sami mówią: „Chcielibyśmy się wreszcie urządzić. Przyjęliśmy jednak zasadę, że skoro mamy małe dziecko, lepiej najpierw urządzić ogród, a potem dom. Na meble możemy poczekać, a przyjemność zjedzenia śniadania na własnym tarasie czy oglądania dziecka bawiącego się w ogrodzie to wartość niepodważalna. Dlatego ogród zrobiliśmy profesjonalnie, z nawadnianiem. Koszenie trawy to drobiazg w porównaniu z tym, ile czasu zajmuje pielęgnacja roślin. Co drugi-trzeci dzień trzeba sprawdzać, czy nie zostały one zaatakowane przez jakąś chorobę. Efekt wart jest jednak wysiłku. Dzięki temu mamy piękny ogród”.