Kontrowersyjne dopłaty do domów energooszczędnych. Program stawia zbyt wysoką poprzeczkę?

2013-11-14 15:46

Aby otrzymać doplatę na budowę domu energooszczędnego, musisz spełnić drobiazgową listę wymagań. Wielu architektów, instalatorów twierdzi, że warunki są bardzo trudne w realizacji. A co na ten temat sądzą sami twórcy programu dopłat?

Pieniądze - monety
Autor: photos

Duże zainteresowanie kredytami z dopłatami NFOŚiGW

Można już otrzymać kredyt z dopłatą 30 tys. zł (standard NF40) lub 50 tys. zł (standard NF15) dla domów jednorodzinnych. 

Zainteresowanie dopłatami jest duże. Do złożenia w banku wniosku o kredyt potrzebne jest pozwolenie na budowę – do tego etapu pierwszym przyszłym beneficjentom jeszcze daleko. Duża grupa pytających to osoby, które już rozpoczęły budowę. Zgodnie z zapisami programu mogą się starać o kredyt z dopłatą, jeśli ich budowa spełni wszystkie wymogi techniczne i formalne.

Lista wymagań długa i drobiazgowa

Najwięcej kontrowersji wywołuje drobiazgowa lista wymagań. Budynek musi spełnić bardzo wysokie parametry. Wielu architektów, instalatorów, a także weryfikatorów projektów twierdzi wręcz, że wymagania i koszty spełnienia wszystkich formalnych oczekiwań Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz banków są dla przeciętnego inwestora za duże.

Miłosz Lipiński, architekt projektujący domy energooszczędne, podsumowuje te wątpliwości:

– Mówię to z przykrością, ale inwestor może mieć dom o parametrach budynku w standardzie NF40, a wyda mniej pieniędzy, jeśli będzie budował, nie starając się o spełnienie wytycznych programu. Z kwoty dopłaty do kredytu w wysokości 30 tys. zł po odliczeniu kosztów weryfikacji oraz opłaceniu podatku pozostanie około 18 tys. zł. Aby spełnić wymogi, trzeba wybierać materiały i urządzenia o najwyższych parametrach, a więc droższe od tych, które są dobre i wystarczające w domu energooszczędnym. Konieczne będzie wykonanie projektów wykonawczych poszczególnych branż i szczegółowe przeliczenie mostków cieplnych. Wymagany jest kosztowny reżim technologiczny, na przykład wykonanie ocieplenia tylko z systemowych rozwiązań i produktów. Nie wolno niczego zmieniać – wszystko ma być zgodne z projektem, a budowa musi być szczegółowo monitorowana. Po zrealizowaniu budynku przez trzy lata inwestor nie może domu sprzedać. Cała ta procedura jest uciążliwa, a najgorsze jest to, że inwestor do końca nie ma pewności, czy poniesione wyższe nakłady mu się zwrócą – o tym decydować będzie końcowa weryfikacja.

– Pytających nie brakuje – wtóruje architektowi Jerzy Wiewióra, weryfikator z Sosnowca. – Potencjalni inwestorzy są jednak zaskoczeni tym, jak duże i szczegółowe wymagania postawiono domowi. Jakość budynku, parametry techniczne urządzeń, kryteria oceny budowy są bardzo wyśrubowane. Inwestorów, którzy liczyli na łatwą do uzyskania pomoc finansową, czeka zimny prysznic...

Co na to twórcy programu?

Dariusz Koc, dyrektor Krajowej Agencji Poszanowania Energii, która opracowała dla NFOŚiGW kryteria programu, nie jest zdziwiony opiniami projektantów i osób z branży. Tłumaczy, że program miał wymusić budowę domu o najwyższej możliwej jakości, którego zaletą będą niskie koszty utrzymania.

Dariusz Koc: – Nie chodzi o bezpośrednią korzyść finansową z dopłaty. Jest ona pomyślana jako rekompensata pokrywająca część kosztów podniesienia standardu energetycznego budynku. Chodzi zatem o propagowanie budownictwa energooszczędnego oraz zachętę dla tych, którzy będą chcieli zbudować taki dom.

Zbyt wysoka poprzeczka

– Program dopłat z NFOŚiGW wzbudza kontrowersje, bo stawia poprzeczkę bardzo wysoko – mówi Maciej Surówka, weryfikator z Krakowa. – Zmusza projektantów do patrzenia na budynek pod kątem charakterystyki energetycznej. Wiadomo, że dotąd praktyka nie wyglądała najlepiej. Architekt projektował, a instalacje i kwestie energetyczne były zaledwie koniecznym dodatkiem. Budynek ma zazwyczaj parametry energetyczne nieadekwatnie do rzeczywistości – a tę fikcję legalizują urzędy wydające pozwolenia na budowę.

– O tym, jak trudno spełnić wymagania objęte programem, najlepiej świadczą liczby – na siedem projektów, które dotąd sprawdzałem, odrzuciłem sześć – mówi Jerzy Żurawski, jeden z weryfikatorów.

Projektanci mają największe problemy z wyznaczaniem liniowych mostków ciepła, obliczaniem strat ciepła do gruntu oraz izolacyjnością termiczną stolarki. Korekt wymagają też charakterystyki energetyczne. Program może się stać narzędziem wpływającym pozytywnie na cały proces budowlany, bo weryfikacja chroni inwestora przed błędami.