Dom typu stodoła z widokiem na malownicze wzniesienia Beskidu Wyspowego
To dom w typie stodoły, ale inny niż znamy. Różni się nie tylko od dawnego pierwowzoru, ale także od jego nowoczesnych interpretacji. Projektanci w zaskakujący sposób wzmocnili efekt architektoniczny. To projekt z narracją budującą napięcie.
Autor: Piotr Mastalerz
Skromna elewacja frontowa i ogrodzenie zaprojektowane przez gospodynię pasują do malowniczej ulicy ze starymi zabudowaniami
Spis treści
- Zaskakujące perspektywy i osie widokowe
- Zobacz zdjęcia bryły domu i wyjątkowe wnętrza
- Chcieli zamieszkać w stodole
- Szybka koncepcja
- Wewnętrzna przestrzeń – reprezentacyjna, naturalna i przytulna
- Niespotykane pomysły we wnętrzu
Zaskakujące perspektywy i osie widokowe
Jeszcze stojąc przed drzwiami wejściowymi, widzimy rozłożyste tarasy i majaczące w oddali wzniesienia Beskidu Wyspowego. Wrażenia przybierają na sile w miarę przemieszczania się w głąb domu. Korytarz prowadzący z wiatrołapu do salonu to długa oś widokowa zakończona przeszkleniem wyższym niż to, które widzieliśmy w szklanym łączniku. To kolejna zapowiedź pięknych obrazów. Wszystko dzieje się zgodnie z zasadą wypowiedzianą przez mistrza suspensu Alfreda Hitchcocka: „Film powinien się zaczynać od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”.
Przemierzając korytarz, najpierw dostrzegamy dwa boczne okna tarasowe - jedno po lewej stronie przy kuchni, drugie po prawej - przy korytarzu. Finał następuje po kilkunastu krokach, gdy stajemy w zalanym słonecznym światłem salonie, a dwukondygnacyjne przeszklenie ściany szczytowej otwiera wnętrze po horyzont. Kolejne zaskoczenie – horyzont zatacza krąg dzięki dużemu poziomemu przeszkleniu w sąsiadującej ścianie. Architekci maksymalnie wykorzystali walory widokowe działki. Towarzyszy nam niecodzienne poczucie, że powycinane przeszkleniami ściany nie oddzielają nas od pejzażu. W ten sposób zwyczajowa hierarchia „najpierw ściana, potem okno” została odwrócona. W tym domu ważniejsze zdają się okna.
– Bardzo istotna jest perspektywa, pejzaż jest częścią domu – mówi architekt Mateusz Górnik. Za sprawą dużych przeszkleń traci się poczucie odizolowania. Ogród jest już w części wejściowej, w ciągu komunikacyjnym, w kuchni, w salonie.
– Zawsze staramy się łączyć wnętrze z zewnętrzem, ustalamy osie widokowe. To one przesądzają o tym, jak odbierane jest wnętrze – dodaje Magdalena Górnik.
Uzyskanie takiego efektu nie było oczywiste i łatwe. Działka, choć z pięknym widokiem z jednej strony, z dwóch innych miała niełatwe sąsiedztwo – stare ceglane zabudowania.
Zobacz zdjęcia bryły domu i wyjątkowe wnętrza
Autor: Piotr Mastalerz
Skromna elewacja frontowa i ogrodzenie zaprojektowane przez gospodynię pasują do malowniczej ulicy ze starymi zabudowaniami
Chcieli zamieszkać w stodole
– Od początku wiedzieliśmy, że chcemy, by dom miał kształt zbliżony do dawnych stodół i – mając nowoczesną formę – nawiązywał do tradycyjnego budownictwa – mówi pani Wioletta, inwestorka, która była bardzo zaangażowana w tworzenie projektu na każdym jego etapie. Taka stylistyka wymagała wyboru odpowiedniej pracowni architektonicznej. Nie był on trudny, inwestorzy zdecydowali, że ich dom zaprojektują prekursorzy mody na polskie nowoczesne stodoły Magdalena i Mateusz Górnik. Architekci, którzy od ponad 10 lat – tyle, ile istnieje pracownia Górnik Architects – projektują kolejne warianty nowych mieszkalnych stodół.
– Pierwszy raz zobaczyliśmy działkę późną jesienią, góry w oddali były mało widoczne, wszystko było spowite mgłą, ale od razu wiedzieliśmy, że będzie pięknie – mówi Magdalena Górnik. – Działka była dość wąska, z sąsiadującą zabudową, ale otwierająca się na malowniczy widok, którego nic nie zasłoni, dzięki ukształtowanemu naturalnie spadkowi – dodaje Mateusz Górnik.
Szybka koncepcja
Architekci od razu wiedzieli, jaka będzie koncepcja. Choć przyznają, że z reguły jej tworzenie to najtrudniejszy etap projektowania. Tu powstała zadziwiająco szybko i była natychmiast zaakceptowana przez inwestorów.
– Najważniejsze jest proste założenie. Tu podstawowe było takie, żeby z jednej i drugiej strony odizolować się od sąsiadujących zabudowań i wnętrza otworzyć na piękny widok – mówi Mateusz Górnik.
Projekt został zaplanowany w tak przemyślany sposób, że podczas pobytu w domu i na działce sąsiedztwo staje się niezauważalne. Są tylko dom i przestrzeń otwarta po horyzont.
Pierwsza koncepcja projektowa pozostała niezmienna, ale zmieniane były wersje materiałowe. Pierwotnie bryły miały być wykończone gontem. Ten wariant utrzymywał się bardzo długo. Do momentu, aż zweryfikowała go rzeczywistość. Inwestorzy woleli, by dom nie był zbyt wyrazisty, a jednocześnie nie zamierzali całkowicie rezygnować z materiału, który im się podoba i dodaje indywidualnego charakteru.
Architekci doradzali im, w jaki sposób wykończyć obie bryły, aby pasowały do architektonicznej kompozycji. I tak jedna ze „stodół” ma oblicówkę z modrzewia, a druga wykończona została tynkiem. Jej urozmaiceniem jest wykusz w goncie modrzewiowym – takim samym jak na dachach. Przeszklony łącznik jest kryty blachą aluminiową malowaną proszkowo. Na jego dachu wykonano nieckę i ułożono membranę – może w przyszłości pojawi się tam zieleń. Zróżnicowanie materiałów zdynamizowało kompozycję. Jednak gont drewniany bez wątpienia jest w niej kropką nad i. Sprowadzenie go z dachu na ściany wykusza sprawiło, że stał się bardziej widoczny i nadał architekturze głębię – przypominając o jej korzeniach w tym, co tradycyjne.
Wewnętrzna przestrzeń – reprezentacyjna, naturalna i przytulna
Wewnętrzna przestrzeń została tak otwarta, że pies gospodarzy – 10-letnia Figa – po przeprowadzce nie mógł się z tym otwarciem oswoić, najchętniej spędzał czas w pracowni i za doniczką w holu. Zmianę zaakceptował dopiero po kilku tygodniach.
Rzadko spotyka się tak zaaranżowaną przestrzeń, by była reprezentacyjna, a jednocześnie naturalna i przytulna. A tak jest w tym domu. Mimo że budynek jest wysoki i otwarty, nie czuje się sterylności czy chłodu, wnętrze jest przyjazne. – Salon został pięknie zaaranżowany, mimo strzelistego okna jest niezobowiązująco, z biblioteką i telewizorem. Są też reprezentacyjny stół i kominek dający pas ognia przy stole, będący dopełnieniem całości – ocenia Magdalena Górnik.
W trakcie budowy gospodarze podjęli decyzję o zmianie kominka tradycyjnego na gazowy. – W restauracji siedzieliśmy przy kominku gazowym i efekt był bardzo naturalny – drewno, tańczący nierównomierny płomień. Jesteśmy zbyt leniwi, żeby rozpalać tradycyjny kominek i przynosić drewno. Poza tym stół miał stać przy kominku – gdyby był tradycyjny, mogłoby być za ciepło – mówi pani Wioletta.
To oddaje podejście gospodarzy do domowej przestrzeni – dom powinien być przede wszystkim naturalny. Do życia, nie na pokaz. Ale świadczy też o tym, że to, co praktyczne, może być piękne. – Nie o to przecież chodzi, aby we wnętrzach wszystko było przykładnie poukładane, ale o to, żeby wpuścić trochę luzu, nawet zabawy, bo wnętrza przecież żyją – mówi Magdalena Górnik. Ta bezpretensjonalna, a jednocześnie wysmakowana stylistyka to przede wszystkim zasługa pani Wioletty, której obrazy przewijają się przez wnętrza domu i przesądzają o ich artystycznym charakterze.
– Podjęliśmy współpracę ze znaną krakowską pracownią, która była pomocna szczególnie na pierwszych etapach aranżacji wnętrz i ogólnego zarysu zagospodarowania przestrzeni. Jednak w końcowych etapach realizacji i wyboru detali przejęliśmy inicjatywę – mówi pani Wioletta. Stało się tak w dużej mierze z uwagi na koszty i wybór materiałów w wersji bardziej ekonomicznej niż proponowana przez architekta. Przykładowo inwestorzy zdecydowali się na ułożenie desek podłogowych na ścianie zamiast fornirów czy malowanie ścian w łazience zamiast obkładania ich w całości spiekami kwarcowymi. Brak elastyczności pracowni wnętrzarskiej i chęci do wprowadzania zmian zadziwia także architektów. – Odczuwanie przestrzeni i jej odbiór się zmienia. Zawsze może się okazać, że jakiś kolor będzie drażnił. Trzeba wielokrotnie zobaczyć wnętrze, zmieniać pomysły – tak aby projekt był optymalny – mówi Magdalena Górnik. Efekt był taki, że po wstępnym projekcie gospodarze sami wprowadzali zmiany, które omawiali z Mateuszem i Magdaleną Górnik.
Niespotykane pomysły we wnętrzu
O tym, jaki będzie efekt końcowy, często przesądzają niuanse. Za jeden z trafniejszych, niespotykanych pomysłów inwestorów architektka Magdaleną Górnik uznaje przełamanie wysokiej przestrzeni salonu poziomym pasem zieleni. Ale jest ich więcej, na przykład oderwana od ziemi biblioteczka i bardzo długa komoda w salonie, boczna witryna między salonem a kuchnią. Odważna, nowoczesna czerń w kuchni ożywiona obrazem przedstawiającym Fridę przywiezionym z Meksyku.
Ciekawym pomysłem jest także ułożenie podłogowych desek nad blatem kuchennym, ale po zróżnicowaniu ich szerokości i nadaniu faktury przez sztorcowanie piłą, a potem odpowiednim podświetleniu. – Dobrze się stało, że w pewnym momencie przejęliśmy dowodzenie nad projektem. Teraz jest to bardziej mój dom, ponieważ musiałam włożyć więcej inwencji twórczej. To, że gospodyni nadaje domowej przestrzeni indywidualny charakter, nie jest aż tak niezwykłe. Wyjątkowe jest to, jaki jest to charakter – wysmakowany, z artystycznym duchem i dbałością o detale. I co ciekawe, przewija się nie tylko przez domową przestrzeń, ale także przez ogród, który się do niej wdziera.
* * *
– Na etapie budowy czułem się jak u siebie – wspomina Mateusz Górnik. Dopiero gdy przyszliśmy na „odbiorową” herbatkę, poczułem, że to nie jest już moje. – Do domów, które zaprojektowaliśmy, jeździmy z naszą córką, żeby zobaczyć, jak nieduże dziecko odbiera architekturę. Pokazujemy efekt naszej pracy, która pochłania dużo czasu. W ten sposób przekonujemy, że ma ona namacalny sens – opowiada Magdalena Górnik. Sens jest i namacalny, i głęboki. „Górnicze” stodoły są nie tylko niepowtarzalne, oprócz tego wspaniale wpisują się w rodzimy pejzaż. To przemyślany sposób na nasze oswajanie nowoczesności z tradycją.
Projekt: architekci Magdalena i Mateusz Górnik / Górnik Architects.