Był spichlerzyk, jest domek-kawalerka na Podlasiu. Jak w dorosłym życiu spełnia się marzenie z dzieciństwa

2025-05-16 7:00

Spichlerz. Magazyn na zboże, mąkę, kaszę i inne zbożowe przetwory gromadzone na ciężką zimę i takiż przednówek. Czy budynek o takiej funkcji może zamienić się w wygodne mieszkanie? Ten stojący na wsi niedaleko Brańska stał się nim. To esencja Podlasia na 35 metrach kwadratowych.

Spis treści

  1. Świat bajek i czas zabaw pod dachem spichlerza
  2. Ucieczka z końca świata
  3. Powrót na koniec świata
  4. Spichlerzyk-kawalerka. Zdjęcia wnętrz
  5. Krok po kroku do… kawalerki
  6. W kwietnym świecie
  7. Punkt honoru - tylko oryginalne materiały

Potencjał tkwiący w starych drewnianych domach odkryliśmy dawno. Moda na ich renowację albo przenosiny w inne miejsce połączone z odnową i wyposażeniem (głównie kuchni i łazienek) w nowoczesne sprzęty i urządzenia trwa nieprzerwanie od lat, chociaż ze zmienną intensywnością. Współcześnie znowu przybrała na sile. Powodów zapewne jest wiele – od zmęczenia zgiełkiem wielkich miast, przez potrzebę posiadania własnego miejsca w otoczeniu natury aż po oczywisty dla każdego – chęć mieszkania na swoim. Każdy z miłośników starych drewnianych domów ma inne motywacje, ale każdy też wyraźnie akcentuje, że lubi  mieszkać w domu z przeszłością. W takim, który naznaczył czas i jego dawni mieszkańcy, w którym czuć zapach drewna i łatwo prowadzić styl życia zgodny z naturą i lokalnymi zwyczajami.

Jak przerobić starą obórkę na przytulny domek

Świat bajek i czas zabaw pod dachem spichlerza

Czy tylko stare drewniane domy nadają się do przeróbek na współczesne, niepozbawione dawnych właściwości miejsca do mieszkania lub spędzania wakacji? Oczywiście, że nie, ale nie każdy ma tyle szczęścia, by w rodzinnym siedlisku znaleźć budynek na swoją miarę, na aktualny czas.

Spichlerze nie zawsze były oddzielnymi budynkami. Z reguły niewielkie, zgrabne budyneczki,  zbudowane z drewnianych bali i desek, chroniły zboże i inne zapasy żywnościowe przed warunkami atmosferycznymi. To domki na to, co było cenne i wartościowe  dla rodziny oraz niezbędne w gospodarstwie.

– Pamiętam, że jako mała dziewczynka wnosiłam książeczki i lalki na strych TEGO spichlerza. Chciałam mieć swój kącik, tylko dla siebie, w którym mogłabym się bawić. Poprosiłam wtedy nawet Tatę, żeby mi wyciął okno na stryszku, bo było tam ciemno – mówi Iwona, obecna właścicielka spichlerzyka.

Musiało minąć ponad ćwierć wieku, żeby jej marzenie się spełniło. Żeby sama spełniła swoje dziecięce marzenie. Spełniła. I to jak!

Ucieczka z końca świata

Spichlerz w rodzinnym siedlisku Iwony zbudował nieco ponad 50 lat temu jej tata z pomocą sąsiada. Budynek nie potrzebował solidnego, współczesnego fundamentu, doskonałej szczelności i ciepłych okien. Wentylację zapewniały szczeliny i małe otwory w ścianach szczytowych, tuż pod dachem. Konstrukcja z grubych sosnowych bali spinanych na jaskółczy ogon z powodzeniem opierała się wiatrom i burzom.

– Wyprowadziłam się z domu rodzinnego. Najpierw do liceum, potem na studia, bo przecież nie będę mieszkać na koloni pod lasem, na końcu świata. Chciałam do miasta, do ludzi – mówi Iwona. – Skończyłam studia budowlane i pracowałam kilka lat w zawodzie.

Zmieniły się czasy i potrzeby, a mijające lata jednak odcisnęły piętno na surowej konstrukcji budynku. Gdy Iwona zdobywała świat, spichlerz, coraz rzadziej użytkowany, powoli i nieuchronnie niszczał. 

Stara kurpiowska chata w rękach architekta

Powrót na koniec świata

Wieś, w której znajduje się spichlerzyk położona jest blisko lasu, rozciągnięta wzdłuż drogi, z rzadką zabudową.  Przed siedliskiem rodzinnym Iwony otwiera się niczym nieograniczona przestrzeń oferująca sielankowe wschody i zachody słońca, pola zbóż mieniących się w promieniach dnia, głęboką, niemal czarną linię lasu na horyzoncie. Sielankowo? Na weekend, na wakacje – tak. Ale mieszkać tam trudno, zwłaszcza zimą. Nie dziwiła więc ucieczka w zgiełk wielkiego miasta.

Niekiedy trzeba bardzo daleko odejść, żeby chcieć i umieć wrócić. Odkryć urok tego, co od dzieciństwa znane, otworzyć umysł na nowe, zrozumieć siebie i poszukać miejsca dającego poczucie bezpieczeństwa. Zatem – spichlerzyk. Wspomnienie sielskiego dzieciństwa, marzenie by był „mój”. A potem dużo pracy. Od podstaw. Od fundamentu, który trzeba było zbudować pod całym budynkiem, aż po dach.

Czas i wiatr nawiewający pył przez lata przykurzyły solidne bale. Zszarzały. Niektóre miejscami spróchniały, inne wypaczyły się od wilgoci i słońca. Ruina? Rudera? Dla kogoś, kto wychował się wśród lasów i pół, skończył studia budowlane i nosił w sobie marzenie z dzieciństwa, spichlerzyk okazał się idealnym obiektem na dom.

Spichlerzyk-kawalerka. Zdjęcia wnętrz

Krok po kroku do… kawalerki

Jeszcze nie wymyśliliśmy nazwy dla małego mieszkania dla jednej osoby, która jest kobietą. Niech będzie – kawalerka. Maleństwo wybudowane, wymyślone, wykończone i zaaranżowane przez Iwonę ma około 35 m2 i onieśmiela po wejściu do środka. W domu jest wszystko, co być powinno – na parterze: funkcjonalna kuchnia, przestronny salon, wygodna łazienka, a na antresoli sypialnia i biblioteka. Przestrzeń jest otwarta, ale jednak wyraźnie zaznaczona –ma się wrażenie, że dzieje się tak, bo drzwi do pomieszczeń są otwarte. Z wyjątkiem wejściowych, do łazienki i tych do szafy żadnych innych nie ma.  Budowa tego mini domu trwała rok. Ale jeśli się weźmie pod uwagę to, że w znacznej mierze jest dziełem właścicielki, czas trzeba liczyć inaczej. Piaskowanie i olejowanie drewnianych elementów to zajęcie wymagające siły, czasu. Inwestorka dała radę i dzisiaj wszystkie wyczyszczone elementy prezentują się pięknie, przemawiają naturalnością i zapachem świeżości – pomimo wielu lat służenia w innych miejscach. Oczywiście nie mogło się obejść bez pomocy znawców i praktyków z konkretnych dziedzin budownictwa, na przykład ocieplenia drewnianych domów czy wymiany zniszczonych belek i uzupełniania ścian nowymi. Pomoc konieczna też była przy pracach trudniejszych i wymagających specjalistycznego albo ciężkiego sprzętu. Swoją pracę perfekcyjnie wykonali także specjaliści: elektryk, hydraulik i zdun.

Dom cały (prawie) ze szkła

W kwietnym świecie

- Lubię otaczać się przedmiotami, które mają wartość, są miłe dla oka, przywołują wspomnienia, emanują ciepłem i zapachem. Każdy z nich dobierany był z pieczołowitością – mówi Iwona. – Ogród i praca z kwiatami dawały mi dużo spokoju, odpoczynku psychicznego i spełnienia. W pewnym momencie zaczęłam dekorować przyjęcia weselne. Na początku korzystałam tylko z kwiatów zebranych na okolicznych łąkach. Później potrzebne mi odmiany dokupowałam w hurtowni kwiatów, ale czułam ciągły niedosyt. Na łąkach panowała susza i było mało kwiatów. Brakowało mi kolorów, faktur, gatunków. I wtedy powiedziałam sobie: "Iwona masz kawałek ziemi! Uprawiaj i siej !" I tak zrodził się pomysł kwietnej farmy. – Moje życie to łączenie budownictwa z prowadzeniem ogrodu. Uprawiam gatunki, które sprawdzają się jako kwiaty cięte. Lubię kwiaty teraz trochę zapominane, a kiedyś często występujące w przydomowych ogródkach wiejskich. Używam ich do dekoracji przyjęć weselnych, tworzenia i sprzedaży bukietów okolicznościowych, wianków, kwiatów suszonych. Stawiam na zwykłe, proste życie. Zależy mi na tym, żeby pokazać piękno podlaskiej wsi, uprawy rodzimych gatunków roślin ozdobnych, czerpiąc przy tym radość – kończy Iwona.To, co przyciąga uwagę, to liczne wiązki suszonych kwiatów. Nie są tylko dekoracją, ale także ważnym elementem życia i pracy inwestorki. Powstają z nich bukiety, wianki, wieńce, wiązanki na różne okazje. Te wiszące w kuchni wpadają do stylowych kubków i zalewane wodą przemieniają się w pyszne, zdrowe napoje na lato i na zimę.

Ewa, Marcin i stara Brda w Beskidzie Niskim

Lampy z duszą
Murowane starcie
Łazienka – wanna czy prysznic? MUROWANE STARCIE

Punkt honoru - tylko oryginalne materiały

Wymagające wymiany drewno starego spichlerza wymieniono na nowe, ale też wiekowe. Inwestorka bowiem postawiła sobie za punkt honoru zbudowanie domu z oryginalnych materiałów, które muszą do siebie pasować wiekiem, kolorem, przeszłością. I tak ściany domu tworzą deski ze starej stodoły, starego domu kupionego specjalnie w celu pozyskania belek i desek, fragmentów jakiegoś garażu.

Każdy element domu ma swoją przeszłość, a przede wszystkim wiek. Do łazienki prowadzą 130-letnie drzwi, mniej więcej tyle samo lat mają kafle, z których zbudowano piec z nowoczesnym wkładem. Zmyślność tej konstrukcji polega na tym, że jedna ze ścian pieca jest jednocześnie ścianą łazienki. Kąpiel pod prysznicem to otulająca ciepłem przyjemność.

– Chciałam, żeby rzeczy w moim otoczeniu były nieprzypadkowe, tworzone przeze mnie i bliskie mi osoby. Każdy element to było wydarzenie, dosłownie święto lasu albo święto kwiatu – mówi Iwona.

Wyraz  spichlerz  ma łacińskie korzenie – spīcārium (pochodzi od spīca oznaczającego kłos) i wskazywało miejsce przeznaczone do przechowywania kłosów, czyli zbóż.

I tak po pół wieku historia zatoczyła koło – budynek przeznaczony do przechowywania zbóż i chronienia ich przed warunkami atmosferycznymi dzisiaj chroni właścicielkę przed zgiełkiem cywilizacji, a jej kwiatom daje możliwość zastygnięcia w niemal naturalnych warunkach, spokojnie, bez pospiechu, w powietrzu poruszanym wiatrem, a nie wiatrakiem suszarki.  

 – Kiedy patrzę na spichlerz, czuję dumę z tego, że udało mi się w dość krótkim czasie, z wiekowego i zniszczonego budynku, stworzyć dom. Malutki, ale własny, ze wszystkimi wygodami, bez sąsiadów za ścianą, zachować tradycyjne budownictwo drewniane regionu bliskiego mojemu sercu. Wchodzę do środka przez drewniane drzwi, wita mnie zapach drewna i suszonych kwiatów. Zimą rozpalam drewno w kaflowym piecu i gapię się w ogień, leżąc na kanapie.

Jestem szczęśliwa, bo moje małe marzenie z dzieciństwa zostało zrealizowane. Kwietny Spichlerz to mój dom.

Murator Google News