Marzenia o włoskim domu: Marta i Krzysiek zdradzają, jak było u nich [WYWIAD]

2024-10-06 11:57

Włócząc się po ulicach Palermo, powiedziałem do Marty: „mógłbym tu mieszkać”. „Właśnie pomyślałam o tym samym!” – odpowiedziała. Przygoda Marty i Krzyśka zaczęła się niepozornie: od wakacji na Sycylii, a zakończyła na zakupie domu! Poszukiwania ideału trwały aż dwa lata i nie obyły się bez pewnych perypetii, o których zgodzili się nam opowiedzieć. W marcu 2024 r. dołączyli do grona ruinersów i w oczekiwaniu na ekipę remontową, sami próbują swój ponad 100–letni dom zmienić w komfortowe miejsce do życia.

Olga Steliga-Dykas: W swoich mediach społecznościowych powiedzieliście, że pomysł na zakup domu pojawił się podczas wakacji na Sycylii. To był pierwszy raz, kiedy do głowy przyszła Wam wyprowadzka z Polski?

Krzysiek: Jako młode małżeństwo niezbyt dużo podróżowaliśmy (obecnie mamy 8 lat stażu i do tej pory byliśmy raz na nartach, raz w Grecji i dwa razy we Włoszech). W 2022 r. właśnie podczas drugiego wyjazdu do Włoch, na Sycylii, włócząc się po ulicach Palermo, powiedziałem do Marty: „mógłbym tu mieszkać”. 

Marta: odpowiedziałam „właśnie pomyślałam o tym samym”. 

Często myślimy o tym samym, ale przeraziliśmy się oboje, bo nigdy nie myśleliśmy, że moglibyśmy mieszkać za granicą. Wróciliśmy pospiesznie do mieszkania i zaczęliśmy kopać w internecie. Z wypiekami na twarzach przeglądaliśmy oferty, które okazały się być w naszym zasięgu finansowym. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że Sycylia będzie trudnym miejscem do poszukiwań. Wiele ofert, na które się wtedy natknęliśmy, mogły mieć wady prawne. Ale za przeglądanie ofert i marzenia jeszcze się nie płaci.

Od marzeń szybko przeszliście do czynów?

Po powrocie do Polski z Sycylii poszukiwania zaczęły się niemal natychmiast. Od razu zainstalowaliśmy aplikacje, zapisując domy, które nam się podobają i wieczorami dzieliliśmy się swoimi łowami. Równocześnie robiliśmy wszystko, żeby przeorganizować swoje życie pod ten „projekt”: musieliśmy zacząć pracować zdalnie. 

Padło na okolice Syrakuz – lotnisko w pobliżu, piękne plaże, dobra komunikacja i pyszne jedzenie. Apetyt rósł w miarę jedzenia, z małych mieszkań zaczęliśmy przeglądać większe, później doszły marzenia o ogrodzie…

W pierwszą podróż w poszukiwaniu domu wybraliśmy się dopiero pół roku później i była to była klapa. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę i umówiliśmy się na oglądanie tylko jednego domu, który bardzo nam się spodobał. Miał ok. 70 metrów i… studnię wewnątrz — ze stojącą wodą pół metra pod posadzką! Nogi grzęzły nam w ziemi, gdy chodziliśmy po ogrodzie, oglądając drzewka pomarańczowe. Podczas tego wyjazdu udało się nam obejrzeć jeszcze dwie nieruchomości, ale tylko dzięki uporowi, dobrej organizacji własnej i tej odrobinie szczęścia, która trzyma się nas do dziś.

Z tego doświadczenie wyciągnęliście lekcje. Co doradzilibyście osobom, które właśnie szukają domu we Włoszech?

Odpisując na oferty, warto skorzystać z tłumacza i załączyć prostą wiadomość w języku włoskim, podać polski numer telefonu z prefiksem i dopisać, że jesteś dostępny/a na WhatsApp, ponieważ tutaj to komunikator numer jeden i dalsza konwersacja będzie opierać się właśnie w tej aplikacji. Agenci działają dość sprawnie, zazwyczaj nie mówią po angielsku lub tak twierdzą.

Skoro to nie takie proste, nie chcieliście skorzystać z pomocy firmy, która specjalizuje się w tego typu poszukiwaniach?

Istnieje wiele polskich firm, które pomagają w zakupie nieruchomości we Włoszech. Niektóre z nich oferują również oględziny nieruchomości, a cały proces zakupu może odbyć się w formie zdalnej. My jednak jesteśmy uparci i wiedzieliśmy, że musimy wejść i powiedzieć „to jest to”, a samo sprawdzenie nieruchomości pod względem prawnym powierzyliśmy firmie.

Mimo całej miłości do Sycylii ostatecznie zrezygnowaliście z wyspy i zaczęliście szukać domu w kontynentalnych Włoszech. Dlaczego? 

Drugi wyjazd na Sycylię odbył się w czerwcu 2023 r. i pomimo świetnej organizacji spotkań finalnie nie udało nam się znaleźć domu spełniającego wszystkie wymagania w cenie, która nie byłaby początkiem diety pokutnej. W międzyczasie nasza rodzina powiększyła się o dwa koty. Tanie linie lotnicze nie oferują przewozu zwierząt. Sama droga na Sycylię autem byłaby torturą. Do tego nieruchomości, które nam się podobały były częściowo wybudowane nielegalnie lub przez środek działki szła w planach droga. Musieliśmy zrezygnować z dzikich sycylijskich plaż oraz gajów cytrynowych i poszukać czegoś bliżej Polski, aby móc komfortowo podróżować. Postawiliśmy na region Emilia–Romania. Powiedzieliśmy sobie, że trzeci wyjazd będzie tym ostatnim. I tak we wrześniu pojechaliśmy, by odnaleźć nasz dom.

Z zakupem waszego domu związane były pewne perypetie. Mieliście problem, żeby w ogóle go oglądnąć, jednak się nie poddawaliście! Gdyby nie wasz upór, wasza historia mogłaby się skończyć nieco inaczej. 

Umówiliśmy się na szesnaście spotkań, ale jedna oferta nie dawała nam spokoju. Dom był wielki, miał piękne kafle, wysokie sufity, piękny ogród i… był wystawiony przez dwie agencje w kompletnie różnych cenach. Żaden z agentów nie odpowiadał tygodniami (we Włoszech w sierpniu temperatura daje w kość i większość bierze urlopy). Udało nam się zlokalizować dom poprzez kształt dachu na satelicie. Zanotowaliśmy adres i gdy zbliżała się data naszego wyjazdu, pojechaliśmy pod dom po raz trzeci wystrojeni jak na czerwony dywan. Wyglądamy dość młodo, więc aby być traktowanym poważnie, trzeba mieć to na względzie. Była niedziela, a w okolicy jest kościół. Stwierdziliśmy, że najwyżej pójdziemy na przeszpiegi na plebanię. Na miejscu okazało się, że akurat z posesji wyjeżdża auto. Niewiele się zastanawiając, wyskoczyliśmy z auta, by zadać to jedno pytanie, które potrafiliśmy powiedzieć po włosku, czyli: „czy ten dom jest na sprzedaż”. Właściciel bardzo się zdziwił, że agenci nie odpowiadają na nasze wielokrotne wiadomości. Dwa dni później oglądaliśmy dom.

Wiem, że nie chcecie zdradzić, ile zapłaciliście za wasz dom, ale powiedzcie przynajmniej, jaka była rozbieżność cen między jedną a drugą agencją, która miała tę nieruchomość w swojej ofercie!

60%!

To spory rozstrzał! Kiedy znaleźliście już dom idealny, cena wam odpowiadała, trzeba było przejść do czynów. Nawet ktoś, kto sporo poczytał o tym, jak kupić dom we Włoszech, mógłby mieć obawy z finalizacją transakcji. Czy załatwianie formalności nastręczyło wam sporo trudności?

Po znalezieniu domu skorzystaliśmy z pomocy prawników, którzy dopięli transakcję na ostatni guzik. Trudności pojawiły się po zakupie – nie znając dobrze języka, czasami w urzędach bywa ciężko, ale radzimy sobie pantomimą, uśmiechem i pewnością, że nie mamy wyboru i po prostu musimy sobie poradzić. Nie udałoby się to jednak bez odpowiedniej postawy drugiej strony – i tak w 95% instytucji czujemy się bardzo zaopiekowani, często możemy porozmawiać również w języku angielskim. Wtedy zazwyczaj rozmowy ciągną się długo i poznajemy nową historię, ale ma to swój niepowtarzalny urok, znany nam tylko stąd.

À propos historii… Jaka jest historia waszego domu?

Do historii domu jeszcze wrócimy. Chcemy udać się do sprawdzonych źródeł, gdy lepiej poznamy język włoski. Na razie wiemy, że został zbudowany ponad 100 lat temu, a podczas drugiej wojny światowej został zbombardowany. Świadczą o tym między innymi wgłębienia w płocie, które pokazał nam sąsiad, czy ślady na elewacji po istniejącej w przeszłości dobudówce. Również z tego źródła wiemy, że była tutaj szkoła lub mieszkały osoby uczące dzieci – no widzisz, nie zrozumieliśmy do końca, więc wrócimy jeszcze do tej historii.

Przejdźmy zatem do tego, co najbardziej interesuje naszych czytelników! Jak duży jest wasz dom? Z jakich pomieszczeń się składa? 

Dom ma ponad 300 metrów, do tego garaż i pralnia. W domu były dotychczas dwie kuchnie, salon, kantyna, cztery sypialnie, jedna malutka łazienka i dwa ogromne korytarze będące centrum dowodzenia w domu.

Jak sami powiedzieliście, początkowo szukaliście mieszkanka na Sycylii, skończyło się na zakupie domu z ogrodem w regionie Emilia–Romania, pomiędzy Wenecją a Bolonią. Teraz musicie zadbać więc nie tylko o dom, ale i ogród. Jest o co dbać?

Nie znamy pełnego wymiaru, ponieważ, może cię to zdziwi, nie ma wielkości działki w akcie notarialnym. Ogród jest wielki. Na oko ma 2000 m kw. 

Brzmi jak sporo pracy! Sąsiedzi wciąż proponują wam skorzystanie z usług ogrodnika, jednak póki co wszystkie prace przeprowadzacie sami? Czy macie konkretną wizję, jak ma wyglądać, czy póki co celem jest przywrócenie mu mniej “dzikiego” wyglądu?

W pierwszym tygodniu wszyscy nas pytali, kiedy i czy zrobimy coś z ogrodem. A my mieliśmy na głowie prace, opróżnianie domu, urzędy, podstawowe zakupy, a trzeba pamiętać, że sama kąpiel zajmowała nam nieprzyzwoicie dużo czasu. Kąpaliśmy się w dmuchanej wannie, która nie była podłączona do wody czy kanalizacji. Mówiliśmy im, że chcemy uporządkować ogród, ale dopóki nie zaczęliśmy, chyba nie wierzyli, że nam się to uda.

Jednak mimo wszystko nie obędzie się bez pomocy ogrodnika?

Ogrodnik już był, ale tylko po to, by wycenić prace, które wymagają specjalistycznego sprzętu. Obecnie nie mogąc działać wewnątrz domu, przerzuciliśmy siły na działania na zewnątrz. W naszym rejonie ilość komarów jest tak duża, że Marta w pewnym momencie dostała silnej reakcji alergicznej. Zastanawialiśmy się nawet, czy nie jechać do szpitala! Więc wycinamy, wycinamy i jeszcze raz wycinamy, a trzeba wiedzieć, że w porze sjesty nie można wykonywać głośnych prac, więc kosiarka między 12 a 16 musi również odpoczywać. Dzisiaj był przemiły pan, który zabrał pierwszy kontener, około 20 m3 zieleni. I jeszcze przed odjazdem dał nam wino! 

Nasza wizja na ogród czy dom jest spójna. Nie rozumiemy, gdy ludzie mówią, że remont to rozwód. My naprawdę jesteśmy jednomyślni, często zdarza się, że mówimy to samo w jednym momencie. Na razie wycinamy i sadzimy drzewka, by dać im czas na rozwój. Rozwiniemy sad i zrobimy własny warzywnik. Widzimy dużo lawendy, rozmarynu, drzewko oliwne, figę.

Dom kupiliście częściowo umeblowany. Część rzeczy została już wyniesiona i zapewne wyrzucona. Czy niektóre ze sprzętów zdecydowaliście się pozostawić? Jeśli tak, to jakie? 

Pozbyliśmy się głównie mebli i sprzętów, w których zamieszkały karaluchy. Zostawiliśmy szafy, z których Krzysiek zrobił tymczasowe studio nagraniowe (pracuje jako lektor), oraz niektóre meble, które chcemy odrestaurować lub będą nam służyć w trakcie remontu. Jednak nie moglibyśmy zasnąć w łóżkach pozostawionych przez poprzednich właścicieli, więc pomimo trzech łóżek na stanie, postanowiliśmy spać na dmuchanym materacu, a te łóżka czekają w garażu na swój czas. Może naszym gościom przyniosą lekki sen.

Dom to casa
Autor: instagram.com/dom_to_casa

Dom kupiliście w marcu tego roku i jeszcze wtedy czekaliście na wykonawcę. Niedawno otrzymaliście wycenę remontu. Cena zwaliła was z nóg? Podacie konkretną kwotę?

Ten problem dotyka również ruinersów z Polski – niezbyt wielu wykonawców chce remontować stare domy, gdzie niespodzianka czyha na każdym kroku. Tutaj dodatkowo istnieją dofinansowania remontów, prawie całkowicie pokrywające koszta, więc ekipy mają pełne ręce roboty i mogą wybierać w ofertach. Cena była 30% wyższa niż rynkowa, a my jako nierezydenci nie możemy skorzystać z dofinansowania.

Jak się w ogóle szuka ekipy remontowej we Włoszech? Czy można sprowadzić polską ekipę, która zajęłaby się wszystkim, czy ich doświadczenie jednak nie sprosta włoskiemu budownictwu, klimatowi i tamtejszym rozwiązaniom?

Jest to zadanie trudniejsze, niż nam się wydawało. Na część wycen od lokalnych ekip czekaliśmy bardzo długo (2 miesiące), a do tej pory nie wiemy nawet, kiedy mogliby wejść z pracami. 

Bardzo chętnie przyjęlibyśmy polską ekipę, ale w obecnej sytuacji musiałaby spełnić szereg wymagań, aby takie prace były zgodne z prawem. Graniczy to z cudem, ale wierzymy, że szczęście się nas trzyma.

W oczekiwaniu na ekipę nie siedzicie z założonymi rękami. Oprócz tego, że walczycie z ogrodem i komarami, również niektóre rzeczy w domu robicie sami: sprzątacie, zdzieracie tapety itp. Co jeszcze planujecie zrobić samodzielnie?

Przygotowanie do remontu, czyli kucie tynków, kafli, a później całą wykończeniówkę. Może zaprosimy do tej części również ekipę. Oprócz tego samodzielnie planujemy postawić ogrodzenie i tymczasową bramę. Niestety wiele prac nie jesteśmy w stanie zrobić sami. Czas i portfel pokażą.

Zobacz też:

Sami zaplanowali swój wymarzony dom. To ich raj na skraju miasta

Odnowili dom - kostkę z lat 60.

Zapewne już macie wizję, jak będą wyglądać wnętrza waszego domu po remoncie. Chcecie nawiązać do tego, co zastaliście, czy pójdziecie w bardziej nowoczesną stronę?

Podoba nam się minimalizm i naturalne kolory ziemi. Ale w naszym domu obecnie każdy pokój ma inną posadzkę, a kolorowe obrusy zaczynają mówić, gdy próbujesz je minąć w sklepie. Trzeba będzie dojść na tym polu do porozumienia, by dom i wizja były spójne. Zobaczymy, czy się uda. Natomiast na razie w ogóle nie myślimy o tym etapie. Mamy tutaj naprawdę długą listę prac do wykonania – wszystkie instalacje muszą zostać wymienione, a dom osuszony jak makaron spaghetti.

Osuszenie domu jest priorytetem. Co jeszcze?

Gdzie się nie obejrzysz – wszystko jest priorytetem, dlatego śmiejemy się, że nie warto się rozglądać. Jednak przy każdym deszczu nie możemy spać, patrząc, jak woda kapie do wiader. Pewnie niedługo więźba również będzie do wymiany – a my jesteśmy bezsilni. 

Zarówno położenie nowego pokrycia dachowego, jak i osuszanie fundamentów jest w tym momencie najważniejsze. No i przede wszystkim postawienie ogrodzenia i bramy, ponieważ od kilku miesięcy korzystamy z wjazdu sąsiada. Najlepsze, co mogliśmy zrobić przed remontem, to zamieszkać w domu. Poznaliśmy go, jego słabe strony i dokładnie każdy kąt — wiemy, czego potrzebują.

Zdaje się, że włoska gościnność was urzekła. Spodziewaliście się takiego ciepłego przyjęcia?

Przed zamieszkaniem sami czytaliśmy takie wywiady jak ten. Często czytaliśmy właśnie o włoskiej gościnności i wspaniałych sąsiadach, ale nie mogliśmy sobie tego wyobrazić, nie doświadczając tego. Ratują nas z opresji, pożyczając przedłużacze, gdy odłączono nam prąd w połowie domu, czy pomagając naprawić piec. Pożyczają narzędzia, podrzucają warzywa z ogródka lub świeżo upieczone ciasto. Jesteśmy zaproszeni na kilka obiadów. Chyba zna nas już całe miasteczko, bo każdego dnia słyszymy doping od każdego, kto przechodzi obok domu. Czasami bywa to trudne, bo kilku przechodniów razy kilkanaście minut rozmowy potrafi odjąć sporo czasu z rozkładu dnia, ale traktujemy to jako mini–lekcje języka.

Zakup domu przyniósł wam sporą popularność. Konto na Instagramie Dom to casa założyliście pod koniec kwietnia tego roku, a teraz obserwuje was niespełna 200 tys. osób. Spodziewaliście się, że tak to się potoczy?

W obecnych czasach ciężko znaleźć motywację do wywoływania zdjęć, by założyć album. Nie chcieliśmy również zapomnieć o przygodach, które mieliśmy od marca, kiedy wprowadziliśmy się do domu. I w końcu nie potrafiliśmy sprostać oczekiwaniom bliskich i wysyłać satysfakcjonującej ilości zdjęć. Stąd decyzja o założeniu konta na Instagramie.

To, co się wydarzyło na naszym kanale, jest wręcz onieśmielające i wciąż jesteśmy zaskoczeni. Mówi się o hejcie i tak dalej, a nas zalała… fala dobra, która przywróciła nam (i nie tylko nam) wiarę w social media. Zdumieni jesteśmy również liczbą osób, które nas obserwują, ale bardziej tym, ile dobrych słów otrzymaliśmy od nieznajomych ludzi. No właśnie – czy na pewno nieznajomych? 

Media społecznościowe to nie serduszka czy lajki. To ludzie i relacje. I ci, którzy nam kibicują i nam towarzyszą, to niesamowita grupa, której już teraz wiele zawdzięczamy. Mamy podobne poczucie humoru, otrzymujemy wsparcie i cenne wskazówki (np. jak uratować palmę, na którą ogrodnik wydał wyrok – dzięki Iza!). I to wsparcie nam wystarczy. 

Niektórzy oferują wam nawet wsparcie finansowe!

Czujemy odpowiedzialność, by robić rzeczy dobre, odbijać promienie słońca w drugą stronę. W końcu wiedzieliśmy, z czym będziemy się mierzyć i pomimo wielu niespodzianek, głupio byłoby nam prosić o pieniądze, kiedy są ludzie naprawdę potrzebujący. I tak na naszym kanale udostępniliśmy jedną zbiórkę, ale na znajomego małego Gustawa, a nie na nasz cieknący dach.

Początkowo konto miało być dla waszych bliskich, aktualizacją tego, co u was słychać. Od tej pory sporo się pozmieniało, bo zmieniła się i grupa odbiorców z rodziny na wiernych kibiców! Czy jest z tym związana jakaś presja?

Nie jesteśmy ekspertami od remontów czy poszukiwania nieruchomości. Jesteśmy Martą i Krzyśkiem. Chcemy tworzyć konto, które sami chcielibyśmy oglądać. Tworzyć treści, które dadzą motywację, czy po prostu sprawią, że ktoś się uśmiechnie lub pomyśli „moja budowa domu to pikuś”.

Co prawda chciałoby się już pokazać efekty „przed i po”, a tak naprawdę zżera nas proza codzienności. Nagle okazuje się, że bez zmywarki, pralki czy zamówionego kebaba z dowozem wszystko trwa dłużej, niż by się chciało, a żeby załatwić wywóz śmieci, trzeba przetłumaczyć wszystkie zakładki na stronie firmy, a do tego przydałoby się „pokazać”, że coś się zrobiło – ale nasi kibice twierdzą, że obserwują kanał dla nas. Czy ciebie to nie rozwala? Bo nas tak.

Zobaczcie, jak wygląda włoski dom Marty i Krzyśka!

Okna - Plastikowe czy drewniane? MUROWANE STARCIE
Murowane starcie