To była wielka ruina - bez podłóg, instalacji, sufitów. Tak wygląda po siedmiu latach remontu
Był w opłakanym stanie, teraz to perełka. Remont trwał 7 lat i nie był tylko pasmem sukcesów i powodzeń. Trudności udało się pokonać, dzięki determinacji, pasji i miłości do tego miejsca, która zrodziła się w międzyczasie. Ważna była też wizja, czym ten dom ma być i jak ma wyglądać. Sami zobaczcie.
Autor: Iwona van Bavel
Dom w czasie remontu i niemal u jego kresu to jakby dwa różne budynki
Spis treści
- Z Katowic przez Holandię do Ubocza
- W domu nie było niczego!
- Rozmowa z domem
- Dom – sporo do zagospodarowania
- Stary dom musi być trochę krzywy
- Miejsce dla gospodarzy i gości
- Szczegóły mają znaczenie
- Wyposażenie z drugiej ręki
- Otoczenie – ważny element architektury
Pomysł zakupu domu miał być projektem na emeryturę dla kilku osób, grupy przyjaciół. To był pomysł pani Iwony, projektantki wnętrz, która na stałe od bardzo dawna mieszka i pracuje w Holandii. Jak to często bywa, kiedy przyszedł czas podejmowania decyzji z grupy pozostała tylko pani Iwona z mężem oraz jej serdeczna przyjaciółka Halinka, bez której remont nie doszedłby do skutku. Teraz cały czas jest na miejscu i dogląda każdego szczegółu. Jest opiekunem całego przedsięwzięcia.
Z Katowic przez Holandię do Ubocza
- Pochodzę z Katowic. W Gliwicach na Politechnice Śląskiej skończyłam studia. Swoje życie związałam jednak z Holandią, ale mieszkałam także przez pewien czas w Belgii. Już podczas studiów chciałam bardzo projektować wnętrza, ale skończyłam inny kierunek. W duchu jednak pozostały moje marzenia o projektowaniu. W końcu Ted, mój mąż namówił mnie, żebym swoją pasję i marzenia przekształciła w działalność profesjonalną. To dzięki niemu zmieniłam profesję i zaczęłam na poważnie zajmować się projektowaniem i aranżacją wnętrz. Dlatego wiedziałam, co chcę osiągnąć, kiedy stałam się współwłaścicielką domu w Uboczu – mówi pani Iwona. - Bez pomocy Halinki projekt nie byłby jednak kompletny. Ma bardzo podobne do mnie poczucie estetyki co jest bardzo ważne gdy dom jest wspólny i tworzy się go wspólnie – dodaje.
Poszukiwania siedziby w Polsce od razu były zawężone do południowo-zachodniej części naszego kraju. Stąd bowiem jest bliżej do Holandii niż z rodzinnych Katowic pani Iwony. Początkowo objęły okolice Kotliny Kłodzkiej, ale potem przeniosły się bliżej zachodniej granicy. Pretekstem stał się dom wyremontowany pod Lubomierzem przez jedną ze znajomych pani Iwony i informacja, że w tej okolicy jest wiele pięknych starych budynków. Od tego momentu było już bardzo blisko do znalezienia oferty sprzedaży domu w Uboczu pod Gryfowem Śląskim.
W domu nie było niczego!
Chociaż z zewnątrz budynek wyglądał w miarę dobrze, choć raziły niekompletne okna, to środek był w naprawdę opłakanym stanie. Na parterze zamiast podłogi było klepisko, brakowało w niektórych pomieszczeniach sufitów. Nie było żadnych instalacji, nawet światła. Jednego czego tu nie brakowało tu pustych butelek po alkoholu. Pewnie budynek był miejscem biesiad pewnej grupy lokalnej społeczności. Jedyny plus to brak wilgoci, co było zasługą przeprowadzonego przez poprzedniego właściciela remontu dachu.
- Ja byłam załamana, bo jako osoba, która przeprowadziła parę poważnych remontów, zdawałam sobie sprawę, że doprowadzenie tej ruiny do używalności będzie wymagało nadludzkich mocy. Halinka i mój mąż byli natomiast… zachwyceni – śmieje się pani Iwona. - I udało im się mnie przekonać. Co było robić, wzięliśmy się do roboty, ale najpierw sfinalizowaliśmy zakup – dodaje.
Rozmowa z domem
Stare domy były budowane innymi technologiami, których dzisiaj się już nie stosuje, ale jeśli chce się taki dom odbudować trzeba cofnąć się w czasie. Trzeba popatrzeć jak został zbudowany, z czego i nie próbować go na siłę przebudowywać i stosować współczesnych materiałów. Taki dom mówi wszystkimi elementami z jakich go zbudowano, jak chciałby zostać wyremontowany. Zastosowanie czegoś innego na siłę grozi katastrofą, a w najlepszym wypadku potrzebą rozbiórki i wykonania prac ponownie. - Doświadczyliśmy tego na pierwszym etapie remontu, kiedy jeszcze nie rozumieliśmy naszego przyszłego domu.
Chcieliśmy robić drenaż przy ścianach zewnętrznych, ale okazało się, że ten współczesny sposób osuszania murów w przypadku naszego domu nie tylko nie zda egzaminu, ale może spowodować uszkodzenia trudne do naprawy. To dom bez fundamentów, zbudowany na podmurówce z ogromnych głazów i mieszanki gliny i piasku, która otula podziemną część muru. Wykonany w ten sposób mur ma właściwości samoregulacji wilgotności. Wykonanie współczesnego drenażu przesuszyłoby mur przez co utraciłby on swoje właściwości. Takie mury mają określoną wilgotność i nie mogą być wysuszone.
Wiele zawdzięczamy znawcom starej architektury sudeckiej, a przede wszystkim panu Krzysztofowi Ałykowowi, architektowi z Lubania, czy panu Witoldowi Podsiadło - specjalisty z dziedziny renowacji starych obiektów w tym regionie. To oni nauczyli nas rozumieć mowę naszego starego domu. Trzeba taki budynek rozumieć – dom szachulcowy oddycha, rusza się pracuje. Teraz wsłuchujemy się w każdy jego szept – mówi pani Iwona.
Dom – sporo do zagospodarowania
To ogromny budynek, bo ma niemal 1000 m2. Parter jest murowany, piętro szachulcowe, a pod wysokim stromym dachem dwuspadowym są dodatkowe dwie kondygnacje. W murowanej części niewielki fragment ceglany należał do części mieszkalnej. Znacznie większa była część gospodarcza przeznaczona dla zwierząt wykonana z piaskowca, uzupełnianego np. nad oknami nadprożami z cegły.
Część mieszkalna domu była maleńka. To fragment parteru, gdzie była kuchnia i pokój i piętro z dwoma pokojami. Od wejścia i korytarza prowadziły tam drzwi i schody na piętro. Po drugiej części korytarza znajdowały się drzwi do stajni, przez którą można było przejść do leżącej dalej obory lub chlewni, o czym świadczyły znajdujące się tam poidła.
- Niezwykłe, że te pomieszczenia dla zwierząt są najpiękniejsze w domu. Są tu sklepienia krzyżowe z cegły wsparte na kolumnie z piaskowca. Wygląda to jak komnata w zamku. Tutaj znaleźliśmy napis świadczący, że te pomieszczenia były przebudowane w 1939 r. - opowiada pani Iwona.
Szachulcowe piętro poza dwoma pokojami części mieszkalnej przeznaczone było do celów gospodarskich, podobnie jak całe poddasze. Tu był magazyn i spichlerz.
Stary dom musi być trochę krzywy
- Wiedziałam ile będzie nas kosztować pracy ten remont, ale od początku miałyśmy koncepcję jak to ma wszystko wyglądać. To miał być stary dom z zachowanym charakterem i elementami, ale z rozwiązaniami XXI w. Tego założenia się konsekwentnie trzymamy projektując nowe pomieszczenia. Zanim jednak można było cokolwiek zrobić należało odtworzyć uszkodzone stropy w części murowanej czy wymienić stare zniszczone elementy drewniane. Otrzymaliśmy wsparcie pana Krzysztofa Ałykowa, który zbadał stan drewna w budynku i sporządził projekt wymiany elementów. Tam gdzie było potrzeba zastosowane zostały elementy stalowe, m.in. w salonie-bibliotece oraz na strychu, gdzie został stworzony dodatkowy balkon.
Dużym wyzwaniem były okna ze względu na liczbę. Potrzebowaliśmy 52 sztuki w różnych wymiarach. Stare, jeśli w ogóle były, nie nadawały się do remontu – dodaje.
Jednym z założeń remontu było, żeby dom miał współczesne rozwiązania techniczne, ale zachował charakter budynku z historią. Wyeksponowany został materia ścian, są łuki, a ściany nie są równe. Różnice sięgają 15 cm, ale nikomu to nie przeszkadza. - Przyszedł kiedyś murarz, który miał nam domurować ubytki w ścianach z cegły. Powiedziałyśmy mu, żeby zrobił tak, żeby nie było widać że to nowe elementy. Wykonał pracę idealnie. Mur był równiutki, ale właśnie o to chodziło, żeby nie był. Wzięłyśmy z Halinką sprawy w swoje ręce i młotkami „postarzyłyśmy” nowe elementy. Dom miał być szorstki i zgrzebny, choć wymuskany. Oj, majster nie był zadowolony jak zobaczył, co zrobiłyśmy z jego pracą – śmieje się pani Iwona.
Miejsce dla gospodarzy i gości
Dom z założenia miał być miejscem spotkań, dlatego parter i piętro to część gościnna. Na piętrze urządzonych jest pięć dużych pokoi, które będą przeznaczone na wynajem. Na dole w dawnej chlewni, której ozdobą są przepiękne sklepienia krzyżowe urządzona jest ogromna kuchnia dla gospodarzy i ich gości. - Dom musi żyć. Najważniejsi są w nim ludzie i dlatego zaprojektowałam to przestronne wnętrze, które ma być miejscem spotkań, rozmów, szeroko pojętej integracji naszych gości. Jest tu potężna wyspa na środku i wielki stół, a także stary ponad 100-letni kominek z piaskowca (przywieziony z Amsterdamu). Otworzyliśmy to miejsce na ogród przebijając ścianę szczytową i montując szerokie drzwi tarasowe. Można teraz stąd wyjść na taras i zielone otoczenie domu.
W części chlewni jest spiżarka i łazienka, a dalej w dawnej części mieszkalnej kolejne duże pomieszczenie – biblioteka z miejscami do wypoczynku, schowanym telewizorem, aby gdy nie jest w użyciu nie psuł nastroju wnętrza. Oczywiście jest tu też kominek ze starym kominem. W hallu i w części dawnej kuchni jeszcze nieczynny piec chlebowy. Ma on obecnie funkcję czysto dekoracyjną. Chciałyśmy go wyremontować, niestety, koszty jego odnowienia są bardzo wysokie więc został wykorzystany dla celów ogrzewania i wentylacji - opowiada pani Iwona.
- Nasi goście będą mieli do dyspozycji ten cały parter i swoje obszerne pokoje z łazienkami na piętrze. My zarezerwowałyśmy sobie poddasze. Tam urządzamy dwa 150-metrowe mieszkania. Są na etapie wykańczania. Na razie mieszkamy w części gościnnej w dwóch pokojach. Halinka jest tu na stałe, a ja, kiedy tylko mogę oderwać się od obowiązków w Holandii.
Szczegóły mają znaczenie
- Tak jak mówiłam i podkreślam to raz jeszcze, że ten dom miał być stary, ale jednocześnie także z XXI w. I nie mówię tu tylko np. o instalacjach, bo do ogrzewania zastosowaliśmy pompy ciepła z ogrzewaniem podłogowym na parterze i konwencjonalnymi grzejnikami na drugiej kondygnacji i na poddaszu. Mamy też panele fotowoltaiczne. Mam na myśli nowoczesne akcenty, które doskonale współgrają ze starą tkanką architektury.
Tak powstało oryginalne okno w dawnym wejściu do stajni. Nie ma ram i jest zamontowane bezpośrednio w odrzwiach z piaskowca. Widać tylko szkło i piaskowiec. Szkło i jego umieszczenie i jego obmurowanie wykonaliśmy wspólnymi siłami w trójkę. Pięknym nowoczesnym akcentem są umywalki z betonu, które wykonuje na indywidualne zamówienie według projektu rzemieślniczka-artystka z Jeleniej Góry.
Wyposażenie z drugiej ręki
Wiele elementów wykorzystanych podczas remontu i wykańczania domu w Uboczu pochodzi z odzysku. - To idea, którą zaczerpnęliśmy z Holandii, gdzie panuje moda na powtórne wykorzystywanie już użytych materiałów i sprzętów. Dom jest urządzony rzeczami z drugiej ręki, bo dom z historią musi być wyposażony w meble z historią – uśmiecha się pani Iwona. - Wiele rzeczy pochodzi z mojego starego domu z Holandii i domu rodzinnego mojego męża.
Mamy tu prawdziwe perełki w postaci wersalki i dwóch foteli znanego i niestety zmarłego cztery lata temu projektanta holenderskiego Jana des Bouvrie. Podłogi drewniane też są recyclingu. Każda jest inna, ale wyglądają jakby były tu od zawsze, a są z remontowanych domów w Hadze. Z drugiej ręki jest też cała przepiękna zabudowa kuchni z wyspą. Jej poprzedni właściciel nie wziął za nią złamanego grosza. Ostatnio kupiliśmy 15 okien dachowych, które także już były zamontowane w jakimś innym domu w Holandii. Są w doskonałym stanie, kompletne i co ciekawe kupione u dystrybutora ich producenta, który oferuje nie tylko nowe produkty, ale także te z odzysku.
Otoczenie – ważny element architektury
Dom stoi na wypłaszczeniu terenu na pewnej wysokości ponad dnem doliny potoku, który przepływa przez Ubocze. Pod dom prowadzi podjazd pod górkę. Kiedyś oprócz tego domu stały tu także inne budynki, gospodarstwa. Podczas prac porządkowych wokół domu gospodarze natrafili na pozostałości fundamentów jednego z nich. - Teren wokół domu będziemy urządzać dłużej, bo żeby było naprawdę ładnie to posadzone rośliny muszą się rozwinąć. Bardzo brakuje mi wokół drzew. Prawdopodobnie były tu kiedyś, ale z niewiadomych przyczyn ktoś je wszystkie wyciął. Z tego co się dowiedziałam Niemcy sadzili tu przed domami lipy i kasztany, kiedy rodziły się dzieci. Na działce mamy za to staw, który już częściowo zagospodarowaliśmy. Staw i zieleń to oczko w głowie Halinki został oczyszczony i otoczony piękną roślinnością. Zrobione zostały wokoło stawu alejki.
W tym roku został wykonany taras i podjazd do domu. Wykorzystaliśmy jasny dolomit, który sprowadziliśmy z Kotliny Kłodzkiej. Sam materiał kosztował grosze. Więcej nas wyniósł transport, ale to był mój pomysł też zaczerpnięty z Holandii, gdzie taki materiał stosowany był na podjazdy do rezydencji i pałaców. Ma on naturalną właściwość zakleszczania się i tworzenia jednolitej i twardej nawierzchni – mówi pani Iwona. - Dom wygląda już niemal na wykończony, ale przed nami jeszcze sporo pracy. Bardzo wiele zawdzięczam Halince, która jest tutaj cały czas i wykonuje sporo pracy sama. Ja z mężem oczywiście dołączamy zaraz po przyjeździe, ale nie możemy tu być na razie na stałe. Kiedy wyjeżdżamy z Ubocza tęsknimy za tym miejscem i odliczamy dni do kolejnego przyjazdu – uśmiecha się na koniec rozmowy pani Iwona.