Kuźnia z duszą dostała drugie życie. Historia i renowacja niezwykłego domu na Pogórzu Izerskim

2025-05-30 11:00

Na uboczu, we wsi Płóczki Górne, w cieniu lasów Pogórza Izerskiego, znajduje się stara kuźnia. Dziś, dzięki pasji i determinacji Witolda Podsiadły, zyskuje drugie życie. Ten niepozorny budynek, niegdyś zarówno miejsce pracy kowala, jak i dom mieszkalny, przechodzi gruntowną renowację. To symbol i świadek lokalnej historii, kultury i dawnego rzemiosła.

Spis treści

  1. Od zapomnienia do remontu
  2. Renowacja – powoli, ale systematycznie
  3. Dom opowiada historię
  4. Kuźnia – cud, że zachowało się aż tyle
  5. Wizja i przyszłość - tradycja, która inspiruje

Witold Podsiadło przez lata zdobywał wiedzę na temat stosowanych dawniej w regionie technik ciesielskich i stolarskich, ucząc się z praktyki i od mistrzów dawnego rzemiosła. Rozpoczął tę przygodę wiele lat temu od robót w swoim remontowanym domu. To prawdziwy pasjonat architektury sudeckiej, który od lat aktywnie angażuje się w ochronę regionalnego dziedzictwa. Pomógł chyba wszystkim właścicielom starych zaniedbanych domów i gospodarstw w okolicy. Każdy wyraża się o nim, jego wiedzy i pracy w samych superlatywach. Remont kuźni w Płóczkach Górnych to jego własna kolejna inicjatywa, na którą zdecydował się, obserwując przez lata destrukcję cennego budynku.

Murator Remontuje #2: Dziury w ścianie, uszkodzona ściana – jak naprawić?
Materiał sponsorowany
Materiał sponsorowany

Od zapomnienia do remontu

- Budynek był nieużytkowany przez około 50 lat. Stał porzucony, zarośnięty trawami i krzewami. Gdy tu trafiłem, musiałem zacząć od podstaw – opowiada Witold Podsiadło. - Jedyną rzeczą, jaką zrobiła poprzednia jego właścicielka było wpisanie go do rejestru zabytków – dodaje.

To budynek, który przed remontem był w opłakanym stanie. - Woda lała się do wnętrza przez dziurawy dach wiele lat. Spowodowała mnóstwo szkód, które w większości wciąż czekają na naprawę. Do zniszczeń przyczynił się również utrudniony odpływ wody spływającej obok domu przez podniesienie poziomu gruntu i drogi, co spowodowało zawilgocenie domu od dołu. Musieliśmy zaprojektować nowy drenaż, ale trzeba jeszcze wykonać przepust pod drogą, aby woda mogła swobodnie spłynąć do położonego po drugiej stronie potoku.

Renowacja – powoli, ale systematycznie

Prace prowadzone są etapami, częściowo finansowane z dotacji. Udało się je pozyskać przez trzy kolejne lata – dwa razy z funduszy dolnośląskiego konserwatora zabytków, a raz władz wojewódzkich Dolnego Śląska. - Najpierw naprawiliśmy więźbę dachową, potem przywróciliśmy tradycyjne pokrycie dachu z gontu. Udało się znaleźć niewielkie fragmenty oryginalnego pokrycia, które posłużyły jako wzór – opowiada pan Witold. Najmniejsze znalezisko podczas takiego remontu to bezcenny skarb, który pozwala na odtworzenie stanu oryginalnego.

- W tym roku remontujemy ściany ryglowe, a w następnych latach planujemy renowację wieńców i partii murowanych parteru – mówi pan Witold. Wiele elementów wymagało delikatnego podniesienia, zabezpieczenia i rekonstrukcji, w tym dębowe słupy podcienia, które z czasem zapadły się w ziemi. Musieliśmy je wykopywać z ziemi i osadzać na nowo.

Szczególną dumą właściciela jest odtworzenie starego komina z piaskowca, który jest połączony z dużym paleniskiem w pomieszczeniu kuźni. To duże pomieszczenie służy obecnie za magazyn. Zmieściły się tu potężne modrzewiowe belki, które czekają na swój moment remontu.

Drewniana galeria biegła wokół pierwotnego budynku, który być może jest XVII w.

i

Autor: DJ

Dom opowiada historię

Budynek powstawał etapami. Najstarsza część, zbudowana z wieńcowych bierwion, prawdopodobnie pochodzi z XVIII wieku, a może nawet z końca XVII wieku. - Kowal był majętny, stać go było na porządne drewno. Te bierwiona mają ponad 20 cm szerokości – tłumaczy gospodarz. Cechą szczególną jest także zachowany, profilowany strop z drewnianymi listwami dekoracyjnymi, który swoim stylem przywodzi na myśl zdobienia znane z drewnianych kościołów. Z czasem dobudowano boczne skrzydło, równolegle do drogi, które zostało odbudowane po pożarze w 1868 roku. Świadectwem odbudowy jest zastosowanie większych niż pierwotnie okien, zgodnie z ówczesną modą.

Zachowały się resztki mchu, którym uszczelniano tradycyjnie przestrzenie między belkami wieńcowej ściany

i

Autor: DJ

Kuźnia – cud, że zachowało się aż tyle

Parter był murowaną izbą kuźniczą z warsztatem, a piętro częścią mieszkalną z galerią prowadzącą wzdłuż budynku. Sama kuźnia miała niegdyś podcień, pod który mogły wjeżdżać wozy – nie było wtedy murowanej ściany, a kowal miał bezpośredni dostęp do koni czy naprawianych obręczy kół. Zachowały się oryginalne elementy, takie jak rygiel, do którego przywiązywano konie. Belka na której jest osadzony, była obita blachą, żeby koń z nudów nie obgryzał drewna – zachował się fragment okutego metalem drewnianego elementu – mówi pan Witold.

Wnętrze kuźni nadal przechowuje ślady dawnego rzemiosła – na przykład wyraźnie widoczne pozostałości po palenisku i komin, który mimo destrukcji został uratowany i odrestaurowany zgodnie z tradycyjnymi metodami. - Ten komin to mój powód do dumy. Zrobiliśmy go z lokalnego piaskowca, dokładnie tak, jak był zbudowany oryginalnie. Zachowaliśmy podstawę i formę.

Na szczycie znajdzie się jeszcze czapka z białego piaskowca, którą wykonali miejscowi mistrzowie kamieniarstwa, z którymi pan Witold współpracuje. - Ciekawostką jest przebieg drogi, która ma obecnie nową asfaltową nawierzchnię, ale wyraźnie jest podniesiona w okolicy kuźni. W podcieniu kuźniczym i obok wszędzie jest mnóstwo żużla pod ziemią. Jestem pewien, że podwyższenie drogi też spoczywa na żużlowym podkładzie, który kowal latami tam wysypywał.

Wizja i przyszłość - tradycja, która inspiruje

Choć remont wciąż trwa, cel jest jasno określony. - To nie ma być skansen. To ma być dom. Może dla jednego z moich dzieci. Na razie to projekt na lata, ale warto – podkreśla Podsiadło. Ten dom to prawdziwy unikat. Cud, że przetrwał mimo niesprzyjających okoliczności, co dodatkowo zachęca do jego remontu, a później zamieszkania. - Tutaj każda belka, każda listwa, każdy element to zabytek. Oczywiście wiele elementów zostało rozkradzionych, ale to, co zostało, ratujemy i odtwarzamy z szacunkiem dla przeszłości – mówi pan Witek.

Praca Witolda Podsiadły to nie tylko renowacja budynków, ale i przywracanie do życia lokalnej tożsamości. Jego działania mają charakter edukacyjny i inspirują innych do zainteresowania się architekturą regionalną. - To nie tylko drewno i glina, ale i pamięć o ludziach, którzy tu żyli i pracowali. To trzeba uszanować – stwierdza gospodarz. Oby takich domów z duszą i takich ludzi z pasją było jak najwięcej.

Murator Google News
Murowane starcie
Dom – szkieletowy czy z bali litych? MUROWANE STARCIE

Zobacz także: Herbaciarnia w Kowarach - remont przywraca jej wygląd sprzed ponad 200 lat