Spis treści
Przeniósł dom podcieniowy na Żuławach
Przenoszenie domów jest dziś możliwe dzięki nowoczesnym technologiom, które pozwalają bezpiecznie podnosić i transportować nawet bardzo duże budynki. Zaawansowane systemy hydrauliczne, specjalne platformy oraz precyzyjne narzędzia pomiarowe umożliwiają przesuwanie konstrukcji bez ryzyka ich uszkodzenia.
A co w przypadku, gdy dom ma 300 lat i jest wpisany w krajobraz Żuław? Jak przebiegają przenosiny budynku w takim przypadku? Na taką misję porwał się Marek Opitz, który zdecydował, że przeniesie stary dom podcieniowy do innej miejscowości. Brzmi jak niemożliwe? Nie w tym przypadku!
Serce pana Marka jest oddane Żuławom. Wraz z przyjaciółmi założyli Stowarzyszenie Miłośników Nowego Dworu Gdańskiego „Klub Nowodworski”. Prowadzą Muzeum Żuławskie i realizują projekty chroniące regionalne dziedzictwo kulturowe. On sam na co dzień zajmował się fotografowaniem regionu - a widząc opuszczone i zdewastowane budynki, obudziła się w nim chęć do działania.
Dom podcieniowy w Jelonkach (miejscowość na granicy Oberlandu i Żuław) mijał wielokrotnie jako dziecko. Kiedy trafiła się okazja, by stać się jego posiadaczem, nie wahał się długo. Wyzwaniem było przeniesienie go do Żelichowa/Cyganka w gminie Nowy Dwór Gdański. Miejscowości te dzieli około 50 kilometrów.
Polecamy: Drewniane domy podcieniowe. Myślisz, że są tylko na Żuławach – nieprawda, są w całej Polsce
Dom, który mnie zainteresował, miał sporo szczęścia - początkowo miał dwóch właścicieli, a w latach 80. tylko jednego. Potrzeby rodziny sprawiły, że z pierwotnych ośmiu pomieszczeń zrobiło się z czasem piętnaście – kotłownia, łazienki, spiżarnia, pokoje dla dzieci. Niewiele żuławskich domów miało szczęście być remontowanych po wojnie zgodnie z zasadami sztuki konserwatorskiej. Jedyna akcja remontowa odbyła się na przełomie lat 60. i 70., kilku najpiękniejszym domom przedłużyła to życie (np. w Marynowie, Rozgarcie, Żuławkach, Nowej Kościelnicy). Część jednak padła ofiarą nadopiekuńczości urzędników, jak w Tropach Elbląskich. Gdyby pozwolono w niektórych przypadkach na zmianę poszycia dachu - dziś może zachowałoby się więcej domów, a wioska doczekałaby czasów, kiedy posiadanie zabytku jest nobilitacją, a uregulowania prawne odpowiednio wspierają finansowanie zarówno właścicieli prywatnych, jak i samorządowych
- mówi właściciel.
Trudy przenoszenia starego domu w inne miejsce
Wątpliwości co do nabycia domu pojawiły się u pana Marka jeszcze przed ostateczną decyzją o zakupie. Przeprowadzał kilkukrotne oględziny, radząc się różnych ekspertów budowlanych, cieśli i stolarzy.
Pan Marek podkreśla, że w niemal każdym starym domu podwalina wymaga wymiany, a w opisywanym przez niego budynku praktycznie całkowicie zaniknęła. Mimo że była wykonana z dębowych belek, zachowały się jedynie zmurszałe fragmenty.
Zwraca uwagę, że łatwo dostrzec otwory po szkodnikach oraz odchylenia konstrukcji od pionu. Wspomina, że można wykonywać nakłucia szpikulcem, aby sprawdzić głębokość miękkiej warstwy drewna, pamiętając przy tym, że powierzchowna korozja nie dyskwalifikuje materiału. Sam wykorzystał takie elementy do dekoracyjnych ścianek działowych, eksponując strukturę stworzoną przez drewnojady.
Czytaj również: Rozebrany do gołej ziemi i postawiony od nowa. Historia domu na Żuławach
Właściciel zauważa również, że najczęściej uszkodzona jest północna część budynku, która - pozbawiona słońca - stanowi idealne środowisko dla rozwoju grzybów i porostów.
Podkreśla, że największą trudność sprawia ocena stanu drewnianych elementów w miejscach styku belek, złączy i połączeń przy murze. Jak dodaje, rzeczywisty stan tych fragmentów ujawnia się dopiero podczas demontażu, dlatego trzeba być przygotowanym na najgorsze.
Procesem relokacji domu zajął się jego kolega Krzysztof Szyluk.
Ukończył technikum budowlane w Elblągu ze specjalnością cieśli. Jego marzeniem było zbudowanie drewnianego domu a po skończeniu szkoły dostawał tylko prace typu kafelki w łazience. Umówiliśmy się że w miarę możliwości między swoimi zleceniami będzie zajmował się naszym domem. Szybko się jednak okazało że musi być odwrotnie - zajął się domem z przerwami (technicznymi czy z powodu braków finansowych) na swoje dawne zlecenia. Cała akcja trwała około 10 lat z przerwami z przerwami
- słyszymy od pana Marka, który dodaje z dumą, że wykonawca, po zakończeniu pracy z jego domem, dostał kolejne zlecenia na drewniane domy (najczęściej podcieniowe).
i
Tyle udało się zachować
Nowego właściciela zaskoczyło to, że dom w Jelonkach stał na kamiennych fundamentach mających 40 cm głębokości. Fundament nie stanowił jednego poziomu, więc ściany w różnych miejscach były osunięte, a co za tym idzie belki stropowe były ugięte nawet do 15 centymetrów.
W nowym miejscu zdecydował się na współczesny, kamienno-betonowy, wariant. Wylano zbrojoną ławę fundamentową o szerokości 80 centymetrów. Na niej posadowiono ścianę fundamentową wykonaną z bloczków betonowych sięgającą do poziomu gruntu, a powyżej rozpoczęto warstwę kamienno-betonową.
Od zewnątrz ułożono kamienie na zaprawie cementowej, natomiast od wewnątrz wykonano betonową wylewkę stabilizującą kamienny mur. Dodatkowo główne ławy fundamentowe połączono mniejszą ławą żelbetową, tworząc układ w kształcie krzyża, który łączy przeciwległe strony konstrukcji. Przy tak dużych wymiarach budynku (20 × 30 m) takie rozwiązanie zabezpiecza przed rozchodzeniem się fundamentów, co jest szczególnie istotne na podmokłej żuławskiej ziemi.
Na uszczelnienie między belkami wybrałem wełnę drzewną, która jest tania i dostępna. Większość prac ciesielskich była wykonana metodami dawnych mistrzów.
Wyjątkiem było zastosowanie w późniejszym etapie elektrycznego struga i piły spalinowej. Majstrowi najczęściej potrzebne były dłuta z japońskiej stali, siekierka, komplet przedwojennych wierteł i kilkanaście bukowych młotków. Do nakładania na siebie drewnianych bali używano prostych wind i bloków. Tu też można wspomnieć o pięknych dźwiękach pracy zanim do akcji weszły piły elektryczne
- tłumaczy.
Warto przeczytać: Żuławskie domy podcieniowe – architektoniczne dziedzictwo delty Wisły
Po ostatecznej weryfikacji okazało się, że udało się zachować około 40 procent całości. W Żelichowie odtworzono pierwotny układ pomieszczeń domu podcieniowego - ogromną sień, dalej pokój reprezentacyjny, piec narożny, czarna kuchnia z wędzarnią i wielki korytarz, który oddziela część mieszkalną od gospodarczej.
- Dodatkowym elementem, który często był stosowany w zagrodach holenderskich i domach podcieniowych, był podcień kuchenny, zwany też gospodarczym. Jest to miejsce, gdzie umieszczone zostały drzwi z 1753 roku z karczmy w Marynowach, lokowanej jeszcze przez Krzyżaków. Jest to dziś najprzyjemniejsze miejsce do odpoczynku podczas upałów – z widokiem na starodrzew i ogródek ziołowy - dodaje Marek Opitz.
Podczas relokacji domu nic nie mogło się zmarnować. Na przykład zniszczone belki, o ile została w nich część zdrowego materiału, znalazły zastosowanie w ścinkach działowych czy uzupełnieniach (flekach) starego drewna użytego w konstrukcji budynku.
Jakich formalności musiał dopełnić właściciel?
Po kupnie domu w Jelonkach, pana Marka czekało wiele formalności i dokumentów. Jak wyjaśnia, w pierwszej kolejności wystąpił do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków z wnioskiem o przeniesienie domu do miejscowości Żelichowo/Cyganek. Konserwator wydanie pozytywnej decyzji uzależnił od:wykonania inwentaryzacji budynku z detalami w odpowiedniej skali, wykonania dokumentacji fotograficznej, wykonania na podstawie inwentaryzacji projektu budowlanego, uzyskania pozwolenia na budowę.
Następnie mężczyzna wystąpił do urzędu powiatowego w Elblągu o pozwolenie na rozbiórkę. Rozpoczęcie robót trzeba było oficjalnie zgłosić na piśmie do starostwa powiatowego oraz do Inspekcji Pracy. Dodatkowo konserwator wyznaczył nadzór konserwatorski.
i
Przenosiny domu na Żuławach. Nie wszystkim się to podobało...
Zapytany o największe problemy w czasie relokacji domu, Marek Opitz wspomina, że wyzwaniem był transport belek.
- Przez chwile był pomysł żeby spławić kanałem Elbląskim na Żuławy pod samo miejsce budowy - wyjaśnia.
Mężczyzna wspomina, że niektórzy mieszkańcy wsi byli niezadowoleni z faktu demontażu domu. Nie kierowali jednak swoich pretensji do jego rodziny, ani właściciela. Był to bardziej żal ogólny.
Mimo wszystko, całe przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem. Dzisiaj starzy sąsiedzi domu odwiedzają go w Żelichowie, w którym dzisiaj pan Marek i jego syn Jacek prowadzą gospodę "Mały Holender".
Spotykałem dużo przychylności i pomocy. Wiele osób kibicowało. Nie udało się uzyskać wsparcia finansowego bo wówczas mogły być dotowane realizację obiektów będących w rejestrze zabytków a nasz jest w ewidencji. Dzisiaj to się zmieniło na szczęście
- mówi.
Nowe miejsce, a historia pisze się dalej...
Z doświadczeń pana Marka skorzystało już kilkanaście innych osób, którzy także chcieli ocalić stary dom. On sam współorganizował konferencję ekologiczną, spotkania integracyjne etnografów i szkolenie liderów projektu „Tradycyjny dom żuławski”, gdzie uczestnicy mogli zapoznać się z technologią i materiałami, jakie stosuje się przy budowie tradycyjnymi metodami.
Przeniesiony dom został udostępniony do zwiedzania turystom.
- Dom stał się w sezonie domem wakacyjnym dla gości. Po sezonie organizowaliśmy różne warsztaty – od fotograficznych, przez serowarskie, po rozpoznawanie roślin jadalnych dziko rosnących. Ta formuła była dla nas ciekawa, ale nie dająca zadowalających środków. W 2018 r. postanowiliśmy otworzyć gospodę Mały Holender - podsumowuje właściciel.