Czy dom nadający się do rozbiórki warto remontować? Odpowiedź tutaj!
Trzeba było mieć sporo odwagi, jeszcze więcej determinacji, by zdecydować się na kupno i remont domu, który nadawał się do rozbiórki. Cena była więc bardzo adekwatna, a może nawet za wysoka. A jednak rodzina zdecydowała się na zakup, i to z wielkim entuzjazmem, bo takie miejsce było odpowiedzią na wszystkie potrzeby. Przeczytaj historię remontu przez wielkie "R".
Własna ukochana ruina
Co zrobić, kiedy nas nie stać na budowę lub zakup domu na obrzeżach miasta, a chęć mieszkania we własnym domu jest przemożna? Co zrobić, gdy praca nie pozwala na długie dojazdy, ale już niedługo na emeryturze czasu będzie aż nadto? Co zrobić, kiedy dom jest pasją - a nie ma jak jej realizować?
Takie pytania stawiali sobie poznaniacy Urszula Fechner-Bekas i Janusz Bekas, redaktor i dziennikarz, a wtórował im Krzysztof Fechner - syn pani Urszuli, wówczas student agroturystyki. Raz nawet kupili działkę, ale nie spełniła ich oczekiwań i nisko ocenili swoje szanse na budowę nowego domu - nieruchomość sprzedali.
W 1998 r. kupili podupadły dom, właściwie całkowitą ruinę w zachodniej części Wielkopolski. Cena 16 tys. zł za dom i 26-arową działkę była tak niska, że zdziwił się notariusz, podejrzliwie badano sprawę w urzędzie skarbowym. Bliższe poznanie z nieruchomością wszystko wyjaśniło.
Dom o wymiarach 13 x 8 m zbudowany w 1920 r. od dziesięciu lat stał opuszczony. Cegły wapienne w ścianach (grubości 40 cm) zwietrzały, okna straszyły pustymi oczodołami, dach w wielu miejscach przeciekał, wewnątrz można było dostrzec zaledwie ślady prymitywnych posadzek i instalacji oraz resztki tynków. Na środku dzisiejszego salonu rosło... dwumetrowej wysokości drzewo. Belki stropowe (16/20 cm) były sztukowane, a na wielu odcinkach zbutwiały i nadawały się tylko do wymiany. Były też dwa kominy do remontu. Dom wyglądał jak jaskinia zbójców - dokładniej myśliwych, bo ci mieli w ruinach swoją kryjówkę.
Trzeba było mieć sporo odwagi, jeszcze więcej determinacji, by zdecydować się na kupno i remont - cena była więc bardzo adekwatna, a może nawet za wysoka. A jednak rodzina zdecydowała się na zakup, i to z wielkim entuzjazmem, bo takie miejsce było odpowiedzią na wszystkie postawione na początku tej historii pytania.
Będziemy mieli swoją przystań - cieszyli się małżonkowie - miejsce spędzania wolnego czasu. Krzysztof będzie przyjeżdżał z żoną i synkiem. A w przyszłości ... Urszula i Janusz z chwilą przejścia na emeryturę zamieszkają na wsi na stałe.
Remont się zaczyna
Janusz to mistrz wszelakich fachów, gotowy zmierzyć się z każdą robotą. Ula - zwana „Opóźniaczem” - rozważa za i przeciw i podejmuje decyzje, nie uchyla się też od pracy fizycznej. Krzysztof - cierpliwy wykonawca i arbiter - ma ostateczny głos w sporach decyzyjnych, jakie wiodą małżonkowie. Wielka praca czekała dzielną trójkę.
Życie po zakupie nieruchomości toczy się takim oto trybem: Poznań, piątek po pracy. Zbiórka rodziny i wyjazd - 70 km na zachód od miasta. Każde wolne miejsce w samochodzie załadowane zakupami. Jeśli trzeba przewieźć więcej materiałów, do samochodu doczepiona przyczepka. Przyjazd, rozładunek i do roboty. Przez pierwszy sezon nocowali w przyczepie kempingowej. Później ukochana ruina nadawała się już do mieszkania.
Zaczęli jesienią 1998 r. Zgłosili rozpoczęcie remontu domu, co zwolniło ich z korowodu związanego z uzyskaniem pozwolenia na budowę. Na pierwszy ogień poszedł dach. Stwierdzili, że złodzieje rozkradli część belek i te deski, które udało się oderwać. Dachówkę betonową trzeba było usunąć, za to krokwie - o dziwo - były w dobrym stanie. Ekipa rodzinna dosztukowała brakujące belki stropowe, inne wymieniła, bo były zbutwiałe. Wszystkie belki zostały wzmocnione. By dom zyskał na urodzie, rozbudowano z pomocą cieśli dach - o dwa rzędy krokwi, po jednym od każdego szczytu.
Nowe pokrycie układano nowocześnie: folia dachowa, dachówka cementowa. Tę pracę wykonali Janusz i Krzysztof - jak to zrobić, dowiedzieli się, czytając „Muratory”. Że trzeba wnieść na własnych plecach 30 t dachówek na dach - tego nie doczytali. Z pomocą pośpieszyła rodzina.
Po raz pierwszy pojawiła się ekipa z zewnątrz - murarze do naprawienia ścian i kominów. Wznieśli od podstaw komin do kominka. Miejscowy stolarz wykonał i zamontował nowe okna skrzynkowe. Zachowano w nich podziały, takie jak w jednej z ocalałych ram okiennych starego domu. Rzemieślnik wykonał także drzwi. Ozdobą okien są okiennice. Inwestorzy zamówili je w przekonaniu, że będą najlepszą ochroną domu w czasie, kiedy mieszkańców nie ma. Mocowanie przechodzi przez całą ścianę - by nikt nie wyrwał okiennic. Sporo pracy, a teraz... okiennice nie są w ogóle używane.
Przyszła pora na wnętrze. Inwestorzy chcieli otworzyć przestrzeń na tyle, na ile pozwala konstrukcja domu. Należało zlikwidować małe pomieszczenia na rzecz wygospodarowania albo poszerzenia salonu, jadalni, kuchni.
Zabrali się do pracy. Wyburzyli ścianę do sieni, wyburzyli inne ściany działowe - w efekcie już od drzwi wyjściowych powstała duża przestrzeń. Po lewej stół, po prawej kominek z wkładem grzewczym, w głębi przejście do kuchni. Nie wszystkie rozwiązania są zadowalające. Do łazienki wchodzi się z kuchni, wejście do jednego z pokojów jest tylko przez kuchnię.
Na poddaszu podziały czyniono po raz pierwszy: wyszły dwa pokoje, łazienka, pomieszczenie gospodarcze. Niewątpliwym atutem jest jasny rekreacyjny korytarz. Okno w dachu oświetla też kuchnię - dzięki szklanemu fragmentowi stropu. Wszystkie prace zostały wykonane samodzielnie przez inwestorów. W piwniczce pod łazienką ukryto hydrofor i elektryczny podgrzewacz wody o pojemności 80 l.
Siłami własnymi i ekipy
Inwestorzy z satysfakcją odkryli, że w starym domu, chociaż fundament został ułożony z polnych kamieni, izolacja pozioma została wykonana prawidłowo i nadal spełnia swoją funkcję. Mogli więc zająć się podłogą. Zdjęli stare deski, a właściwie ich resztki - ukazał się piasek. Wzruszyła ich prostota budowania domów w dawnych czasach, ale nowa podłoga musiała być wykonana w nowoczesny sposób. To znaczy: piasek, podkład betonowy - 5 cm, folia budowlana, styropian - 10 cm, folia, podkład betonowy - 10 cm, legary - 10 cm, deski podłogowe. Wiele się natrudzili, by równo ułożyć deski. Przymocowali legary śrubami do betonowego podkładu, ułożyli podłogę z desek na pióro i wpust, wbijając gwoździe mocujące w pióra.
Później sami osadzili drzwi, a Krzysztof pierwszy raz w życiu zabrał się do układania glazury i terakoty. Nim ułożył płytki, zagruntował podłogę Uni-gruntem.
Po raz drugi zatrudniono fachową ekipę - miała wykonać tynki wewnętrzne. Skończyli pracę jesienią, pierwszej zimy na tynkach pokazał się lód - tę próbę ściany przeszły bez szwanku, ale widać było, że dom potrzebuje docieplenia.
Tradycja!
Na etapie ocieplania ścian styropianem przed trójką budowniczych stanął problem - jak dochować wierności tradycji? Dom miał swój styl. Bardzo ładnie mimo zniszczeń prezentowały się ceglane obramienia wokół okien, romby na ścianach, węgły z czerwonej cegły. Te delikatne ozdoby zdradzały dbałość budowniczych o urodę domu. Jak ocieplić dom od zewnątrz styropianem, a jednocześnie zachować ozdoby? Niemożliwe. Urszula, Janusz i Krzysztof postanowili odtworzyć wszystkie zdobienia na etapie wykonywania elewacji. W trakcie prac wiele z tych zamierzeń zostało zaniechanych. To, co udało się zrobić, to obramowanie budynku wykonane ze styropianiu, rodzaj gzymsu. Zadbali też o wyeksponowanie fundamentu z kamienia. Zostawili na później wykonanie koronki wokół okien oraz ceglanych rombów na froncie domu. Jak to zrobić? Możliwości jest wiele - od wmurowania cegieł po malowanie elewacji.
Co do ocieplenie trójka budowniczych uznała, że trzeba użyć styropianu grubości co najmniej 10 cm. Zaraz zobaczyli, że takie pogrubienie ścian pociągnęłoby za sobą spore konsekwencje - konieczność osadzenia okien bliżej lica budynku, wymianę parapetu z cegieł. By uniknąć tych prac, zadecydowali, że ocieplą dom styropianem o grubości 5 cm. Z nadzieją, że wystarczy...
Dodajmy, że nim ocieplili dom, drucianymi szczotkami oczyścili stare cegły, usuwając z nich zwietrzałą warstwę. To była robota na lipiec i sierpień 1999 r.
Przełom 2001/2002 roku stał pod znakiem zabudowy poddasza, malowania okien, lakierowania podłóg. Do większości prac dzielna trójka stawała sama.
Nie zatrudnialiśmy fachowców ze względu na koszta. Nie było chętnych na taką robotę. A jak już się ktoś podjął, to przyjeżdżał do pracy tylko z młotkiem, ze śrubokrętem albo bez niczego.
Chcąc nie chcąc, byli skazani na siebie. I dobrze, trudne prace okazywały się łatwe do wykonania, wszakże pod jednym warunkiem - zaopatrzenia w profesjonalne elektronarzędzia. Zainwestowali w szlifierkę, piłę motorową, wiertarkę, wycinarkę do drewna - z tej decyzji są bardzo zadowoleni.
Budowa werandy w 2000 r. - to znów był namysł nad tradycją. Mała budowla miała zmieścić się pod dachem i między frontowymi oknami. Konstrukcja została wykonana z kantówki, całość wykończona deskami. Ozdobą są słupy wspierające ganek - czy w stylu wiejskiego domu?
W lipcu 2001 r. w nieruchomości przybyła przydomowa oczyszczalnia ścieków. Zakończono też wielką inwestycję - budowę ogrodzenia. W tym czasie gospodarstwo zajmowało już obszar ponad półtora hektara. Ogrodzenie ma długość 500 m. Słupki akacjowe zostały opalone i wkopane na głębokość 60 cm, przęsła są sosnowe.
Dużo pracy? No i dobrze!
Po co jest dom letni? Oczywiście po to, by oddawać się pasji nieustannego remontu, naprawiania i odbudowywania, a także martwienia się, czy nikt tego dobra nie rozkradnie, rzadziej, by przyjmować przyjaciół, a już zupełnie rzadko - by odpoczywać na leżaku i palić wieczorem ognisko. Dom na odległość - ileż to kłopotów! I o to właśnie chodzi.
Trud, wysiłek? Oczywiście, że tak, ale nie to się liczy! Najważniejsza jest przyjemność pracy, która daje natychmiastowy efekt - nowi właściciele zawsze mają gotową odpowiedź na malkontenckie uwagi. I jeszcze dodają: Nawet nie przypuszczaliśmy, ile sami potrafimy zrobić. Nie mieliśmy wyobrażenia, jakie to wyzwanie, nie mieliśmy też pieniędzy. Udało się - doświadczenie niesamowite. Świat kusi podróżami, nowymi miejscami, na razie nie nas...
Tak bardzo chcieli już zamieszkać w swoim domku na stałe, że ostatniego lata zaczęli dojeżdżać do pracy do Poznania. Rachunek za paliwo w sierpniu przekroczył 900 zł. A więc dom musi jeszcze pozostać letni. Szkoda.