Spis treści
- Wąska działka w podwarszawskiej miejscowości
- Potrzeby inwestora kontra ograniczenia narzucone przez parcelę i przepisy
- Projekt dla niezwykłego inwestora - artysty metaloplastyka
- Wizje architektoniczne, użytkowe, estetyczne
- Wybór architekta, czyli artyzm na budowie
- Perturbacje i rady - beton przyjechał z Hiszpanii
- Plany domu
- Wnętrze projektował inwestor
- Na swój dom wydałem grube miliony, a wolę postać u ciebie – taki masz tu klimat…
Wąska działka w podwarszawskiej miejscowości
Wjeżdżających w wąską uliczkę podwarszawskiej miejscowości może zadziwić intensywność i chaotyczność jej zabudowy. To miks tradycyjnej architektury i wariacji na jej temat – różnokształtne bryły o odmiennych formach dachów i kolorystyce. W zaskakujący sposób ten melanż, który trudno uznać za estetyczny, tworzy pewien rodzaj sielskości. Być może dlatego, że nasuwa skojarzenia z szeroko pojmowaną wolnością, ale też przekonuje, że nie zawsze jest ona czymś dobrym.Architekt postanowił wpisać nowy dom w miejscową architektoniczną swobodę. Tym razem jednak doprowadzenie odmienności do granic okazało się przeciwwagą dla chaosu, a przez to dom w zaskakujący sposób stał się znakiem porządkującym w pejzażu. Niech nikogo nie zwiedzie przeświadczenie, że pod Warszawą jest architektoniczne „Eldorado”, gdzie można budować, co się chce. Obecny plan zagospodarowania przestrzennego zawiera restrykcyjne zapisy, które są swoistą odpowiedzią na dawną chaotyczną zabudowę.
Sam autor projektu Dawid Łapiński prace nad nim nazywa „perwersyjnością zawodową, która polegała na przekraczaniu wypracowanych norm nie tylko dotyczących architektury, ale także konwenansów społecznych”. Tym razem szukanie optymalnych, a zarazem interesujących rozwiązań estetycznych i funkcjonalnych zakończyło się sukcesem, ale nie musiało tak być, bo odkrywanie nowych dróg i szokowanie z reguły bywają karkołomne.
To bardzo ważny projekt, który jest zaskakującą, inteligentną odpowiedzią na to, jak wpisywać architekturę w chaotyczny pejzaż. Spójrzmy na okoliczny krajobraz i wyobraźmy sobie, że architekt doprojektowuje dom podobny do jednego z sąsiednich – tym razem paradoksalnie byłaby to cicha kontynuacja chaosu. Dawid Łapiński zdecydował się na inne rozwiązanie – wstawienie w chaos bardzo oszczędnej i uporządkowanej formy architektonicznej oraz nadanie jej zdecydowanej, kontrastowej do okolicznych zabudowań barwy, która przesądzi o jej dominacji w pejzażu i przez to wprowadzi do niego pewien ład.
Potrzeby inwestora kontra ograniczenia narzucone przez parcelę i przepisy
W przypadku projektu na bardzo trudną działkę i okolicę potrzebny był architekt, który będzie z jednej strony wizjonerem, a z drugiej – racjonalnym pragmatykiem. I takim właśnie wizjonerem pragmatycznym okazał się Dawid Łapiński. Tym razem nie wystarczyła sama odważna koncepcja budynku kontrastującego z pejzażem, potrzeba było mnóstwa praktycznych pomysłów, które umożliwią wpisanie domu w parcelę narzucającą wiele ograniczeń i dostosowanie do wymagań miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.
– Projekt domu na niewielką działkę o powierzchni blisko 300 m² okazał się problematyczny głównie ze względu na ograniczenia przestrzenne, niewielkie wymiary parceli w „starej” części Jabłonny oraz istniejącą zabudowę sąsiednią w granicy działki. Dużym ograniczeniem był także zapis o niskiej intensywności zabudowy, którą w MPZP określała wartość 0,3. Wszystko to sprawiało, że powierzchnia użytkowa tzw. standardowego domu, który można było wznieść na działce, była zbyt mała – nie pozwalała na stworzenie programu użytkowego, którego oczekiwał inwestor – mówi Dawid Łapiński.
Na szczęście architekt okazał się mediatorem próbującym odnaleźć najlepsze rozwiązania łączące potrzeby inwestora i spełniające wymogi narzucone przez parcelę oraz przepisy. Swoją pracę mediacyjną nad projektem podsumowuje w zaskakująco skromny sposób. – Inwestorzy mają kluczowy wpływ na to, jak architektura jest kształtowana i jak spełnia ich potrzeby, często w kontekście ograniczeń budżetowych i funkcjonalnych, a w tym przypadku także wielkości działki i zapisów MPZP. Szczęśliwie tym razem inwestor okazał się światłym mecenasem nietypowej architektury. Fakt, że w projekcie znalazły odbicie jego życzenia, bardzo mnie cieszy.
- Polecamy też: Deski ze starej stodoły, cegły z rozbiórki. Tak powstał piękny dom z materiałów z odzysku
Projekt dla niezwykłego inwestora - artysty metaloplastyka
Bez wątpienia projekt powstał na miarę niezwykłego inwestora – artysty metaloplastyka, wielokrotnie nagradzanego na konkursach międzynarodowych (między innymi aż czterokrotnie przez RDS Craft Awards, dawniej RDS Crafts Competition, w Irlandii), którego jedna z prac była pokazywana przez wszystkie angielskie muzea sztuki dekoracyjnej oraz rzemiosła artystycznego.
Dzięki spotkaniu takiego inwestora z takim architektem i takimi, a nie innymi warunkami terenowymi i legislacyjnymi powstał projekt unikatowy. Nie pierwszy raz przekonujemy się, że problematyczne działki wymagają kreatywnych pomysłów i rozwiązań, bo stanowiąc wyzwanie dla architekta, przesuwają granice możliwości architektury.
– Zapisy o dopuszczalnych dwóch kondygnacjach nadziemnych oraz niskim wskaźniku intensywności zabudowy w sposób zasadniczy ograniczały możliwą do uzyskania przestrzeń domu, dlatego pomysł wykonania dodatkowej kondygnacji podziemnej zdawał się optymalny. Taka kondygnacja połączona z parterem i wyżej piętrem poprzez otwartą klatkę schodową z trzykondygnacyjną fasadą szklaną budowała trzon pełniący solidną podstawę do stworzenia oczekiwanej przez inwestora powierzchni i przestronności przy małej powierzchni zabudowy – mówi Dawid Łapiński.
Kolejnym ważnym rozwiązaniem było zbudowanie tarasu przy poziomie –1.
– Zdecydowaliśmy się na pogłębienie tektoniki terenu przyległego do ściany „piwnicy”. Zaowocowało to powiększeniem ogrodu, co miało duże znaczenie na tak niewielkiej działce. Ogrodowa pochylnia dała nie tylko większą przestrzeń, ale też płynne przejście od poziomu –1 do poziomu 0 – dodaje architekt.
Są też dodatkowe plusy takiego nietypowego ukształtowania ogrodu – stworzona w zagłębieniu terenu enklawa zapewnia prywatność domownikom na usytuowanej blisko ulicy działce z wjazdem od południa i gwarantuje doskonałe nasłonecznienie najważniejszej części ogrodu.
Wizje architektoniczne, użytkowe, estetyczne
Bryła domu z założenia ma minimalistyczną nowoczesną formę najbardziej zbliżoną do prostopadłościanu, ale zwieńczoną dwuspadowym dachem, który był wymagany przez przepisy. Kolejny raz architekt pokusił się o oryginalność – zaprojektował kalenicę biegnącą po przekątnej prostokątnego rzutu budynku. Dzięki temu bryła domu stała się wyszukana, wręcz awangardowa. Rezygnacja z okapów i ukrycie orynnowania było w tym przypadku dla architekta i inwestora oczywiste.
– W wyniku estetycznych poszukiwań powstał dom o jednolitej elewacji, gdzie „skórą” na dachu i na ścianach zewnętrznych jest płytka cementowo-włóknowa w kolorze grafitowym, co nadało budynkowi minimalistyczny wygląd, podkreślając jego prostą formę i nowoczesność architektury – stwierdza Dawid Łapiński. – Z założenia preferowany styl architektoniczny miał odzwierciedlać gust inwestora i niepretensjonalny charakter – podsumowuje autor projektu.
O tym, że to gust wyszukany, nie trzeba nikogo przekonywać, wystarczy spojrzeć na zdjęcia domu.
Warto wspomnieć, że według koncepcji architekta przy powściągliwej architektonicznie bryle miała być równie powściągliwa szklana tarasowa balustrada. Inwestor zdecydował się na balustradę ozdobną, która barwą i formą kontrastuje z ascetycznymi cementowo-włóknowymi elewacjami i prostą geometryczną bryłą. Zdania na temat tego rozwiązania są podzielone. Dla jednych to zbędny ozdobnik, dla innych przejaw indywidualizmu i istotny kontrapunkt architektury, który z jednej strony zdobi, ale z drugiej podkreśla ascetyczność zasadniczej formy.
Wybór architekta, czyli artyzm na budowie
Decyzja o wyborze architekta była dla pana Pawła oczywista – Dawid Łapiński zaprojektował dom jego siostrze, która zaraziła go entuzjastycznym podejściem do autora projektu.
Szybko przekonał się, jak dobrą decyzję podjął.
– Koncepcja projektowa powstała w jeden dzień. Byłem zdumiony. Nic nie chciałem w niej zmieniać – mówi inwestor.
– To była moja najszybsza koncepcja projektowa – śmieje się architekt.
Realizacja projektu zaczęła się od równie nieprawdopodobnej historii.
– Projekt tak mi się podobał, że nie oszacowałem kosztów budowy. Po prostu chciałem mieć taki budynek. Wprawdzie siostra ostrzegała mnie, że będzie to wydatek około miliona złotych (pięć lat temu), ale jej nie uwierzyłem, utrzymywałem, że 400 tys. zł wystarczy. Myliłem się – opowiada pan Paweł. – Miało to swoją dobrą stronę, bo gdybym wiedział, jaki będzie koszt, budowa w ogóle by się nie rozpoczęła – dodaje ze śmiechem.
W swoim artystycznym podejściu do budowania domu inwestor był konsekwentny:
– Postanowiłem, że od razu po wzniesieniu bryły i zamontowaniu okien będzie wykonana elewacja z cementowo-włóknowych płytek. Wiedziałem, że jeśli tak się nie stanie, późniejsze koszty mnie przytłoczą i zdecyduję się na wykończenie tańszym materiałem – mówi pan Paweł.
Ktoś mógłby stwierdzić, że marzenie o domu identycznym jak z pierwszej koncepcji projektowej przeważyło nad zdrowym rozsądkiem. Jednak to mylące uproszczenie. Paweł Guba to znany za granicą, wielokrotnie nagradzany – można powiedzieć – wzięty artysta, więc wiedział, że potrzebne na budowę pieniądze, których jeszcze nie miał, zarobi. Po prostu sam siebie stawiał przed faktami dokonanymi, z których konsekwencjami się liczył.
Perturbacje i rady - beton przyjechał z Hiszpanii
O tym, jak wielka determinacja towarzyszyła inwestorowi, świadczy choćby fakt, że nie mogąc w Polsce w czasie pandemii kupić betonu komórkowego Energo+ (grubości 36,5 cm), który był przewidziany w projekcie – sprowadzał go z Hiszpanii. Analogicznie było z elewacyjnymi płytkami cementowo-włóknowymi, które przyjechały z Niemiec. A to był zaledwie początek przygód z elewacją. Okazało się, że polscy fachowcy zaproponowali mu jej wykonanie za dwa lata i jeszcze piętrzyli problemy, bo sprowadzone płytki były mocowane w inny sposób niż dostępne wówczas w Polsce – te, które kupił inwestor, na haczyki montowane w otworach płytek, a dostępne w Polsce na.. od dołu. W takiej sytuacji inwestor postanowi wykończyć elewację sam.
– Mój kolega ma firmę w Irlandii, która układała takie płytki, więc zrobił mi mały kurs przez internet. Był wtedy COVID, nie można było podróżować, więc sam obłożyłem elewacje. Nawiasem mówiąc, te cementowo-włóknowe płytki są teraz w Irlandii bardzo popularne i wypierają naturalne bazaltowe – opowiada pan Paweł.
Pikanterii tej historii dodaje fakt, że nie było wtedy jeszcze specjalnego sytemu mocowania takiej elewacji do ścian konstrukcyjnych z wybranej odmiany betonu komórkowego, więc na potrzeby budowy powstało prototypowe rozwiązanie pozwalające na taki montaż.
Pan Paweł ze śmiechem wspomina dziś pewną zaskakującą historię:
– Gdzieś na forum polskiego producenta płytek cementowo-włóknowych ogłoszono konkurs na realizacje z zastosowaniem tego materiału. Wrzuciłem zdjęcie swojego domu i… wygrał. Później napisałem do tego producenta, że płytki elewacyjne pochodzą od innego – zagranicznego producenta, ale nagroda nie została mi odebrana.
Happy endem zakończyły się nie tylko perturbacje elewacyjne, ale także inne...
Na początku prac problemy pojawiły się przy robieniu wykopów zmieniających tektonikę działki i pod fundamenty. Najpierw ziemia była przerzucana na drugą stronę działki, a potem znaczna jej część wywożona – blisko 50 ciężarówek. Gdy padały deszcze, zagłębienie było całkowicie zalane wodą. Tak było do momentu wykonania całego systemu drenażowego z czterema wielkimi zbiornikami i przepompownią.
– Spodziewaliśmy się, że wykonywanie wykopów pod fundamenty w przypadku bardzo bliskiego posadowienia domu sąsiada (przy zaledwie 50 cm odległości) będzie wyzwaniem. I tak było. Podczas ich robienia ziemia przy fundamentach sąsiada zaczęła się osypywać, bo nie była ustabilizowana, gdy kilka lat temu sąsiedzi wzmacniali narożniki domu. Prace musiały być przeprowadzane bardzo powoli, a wykopy sukcesywnie wzmacniane, aby nie doszło do katastrofy budowlanej – mówi pan Paweł.
Kolejnym dużym zawirowaniem podczas budowy był montaż okien. Wprawdzie montaż trzykondygnacyjnego fasadowego przeszklenia firmy Aluprof, mimo bardzo utrudnionego podjazdu, powiódł się za pierwszym razem, ale już ze znacznie mniejszym oknem typu HS innej firmy sytuacja była wręcz dramatyczna. „Fachowcy” dziesięciokrotnie poprawiali swoje błędy montażowe, aby okno nie było przekrzywione i dobrze się otwierało.
Zważywszy na perturbacje budowlane i wyzwania, którym musiał sprostać inwestor, jego rada dla myślących o budowie może zaskakiwać: – Przede wszystkim trzeba realizować swoje marzenia o domu.
Ostatecznym uzasadnieniem dla artystycznego rozmachu podczas realizacji projektu jest według pana – Mimo upływu czasu nie przyzwyczaiłem się jeszcze do tego, co mam, ciągle mnie to cieszy. Zawsze, kiedy wracam z pracowni do domu, mam „banana” na twarzy – dodaje pan Paweł.
Pan Paweł udziela drugiej fundamentalnej rady: – Należy wybrać doskonałego architekta, który nie boi się przełomowych koncepcji, ale też potrafi zadbać o estetykę, nie rezygnując z funkcjonalności domowej przestrzeni.
Trudno się z tym nie zgodzić, choć wbrew pozorom nie tak łatwo się do niej zastosować. Na pewno nie należy się kierować jedynie ładnymi wizualizacjami na stronie internetowej pracowni, ale posłuchać opinii osób, które już wybudowały zaprojektowane przez nią domy.
Plany domu
– W miarę postępów prac na budowie trudno było mi się rozstać z pomysłem, by w domu, który miał pełnić funkcję showroomu, nie zamieszkać – mówi gospodarz. – Gdy już ostatecznie zdecydowałem, że to będzie mój dom, poprosiłem Dawida o pewne zmiany w planach. Aby mieć więcej przestrzeni na parterze, wolałem przenieść łazienkę na górną kondygnację. Z kolei na dolnej zamiast pomieszczenia technicznego chciałem mieć salon i drugą, dużą łazienkę – dodaje.
– Projekt miał spełniać określony program użytkowy, który został lekko zmodyfikowany podczas jego realizacji, by go dopasować do indywidualnych potrzeb inwestora. Dlatego nieco zmienił się optymalny układ gwarantujący komfort domownikom i zapewniający swobodny przepływ ruchu – mówi architekt.
Po wprowadzeniu zmian przestrzeń domowa dzieli się na trzy wyznaczane przez kondygnacje różne strefy funkcjonalne. Na parterze jest strefa gościnna z jadalnią i otwartą kuchnią. Stąd prowadzą trakty/schody na najniższy poziom, gdzie są salon z wyjściem na taras i do ogrodu oraz łazienka, i na piętro do strefy nocnej z dwoma sypialniami i łazienką.Wielkie trzykondygnacyjne przeszklenie otwiera każdą ze stref, spektakularnie ją powiększając.
Wnętrze projektował inwestor
Artysta sam zaprojektował wnętrze swojego domu i wykonał prawie wszystkie znajdujące się w nim elementy i przedmioty. To autorskie wnętrze zadziwia niepowtarzalnym klimatem oraz niezwykłą różnorodnością, która tworzy harmonię.
– Nie chciałem w swoim domu powszechnie rozumianego luksusu. Zapewne dlatego, że jako dziecko często przebywałem w luksusowych wnętrzach i najwyraźniej mi spowszedniały. Jeździłem z ojcem do najbogatszych domów, bo kowalstwo artystyczne, którym się parał, było cenione i kosztowne. U siebie starałem się unikać przepychu. Zależało mi na tym, żeby to, co proste, było luksusowe i ekskluzywnie, ale prosty domek miał pozostać prostym domkiem – kwituje pan Paweł.
Uzupełniające tę ideę założenie inwestora/artysty było takie, że wszystko ma być na tip-top, dlatego nie spieszył się z pracami wykończeniowymi. Wszystko chciał perfekcyjnie wykonać sam.Przyznaje, że jedynie zabudowa kuchenna była kupiona. Ale i w tym przypadku jest istotny wyjątek, bo Paweł Guba sam zaprojektował i zrobił wyspę kuchenną.
– Za kuchnię Nolte (za jakieś gigantyczne pieniądze) ktoś wpłacił zaliczkę, ale nie odebrał zabudowy. Potem był problem ze sprzedażą, bo kuchnia jest wysoka na 2,75 m. Pasowała do mojej koncepcji wnętrza, więc kupiłem ją za bardzo atrakcyjną cenę – mówi pan Paweł.
Oczywiście trudno nie docenić perfekcjonizmu kupionej zabudowy kuchennej, niemniej jednak to design stojącej obok wyspy kuchennej autorstwa Pawła Guby urzeka. Wyraźne geometryczne wgłębienia w jej masywnym bloku wprowadzają do wnętrza dynamikę.
Kompozycyjnymi łącznikami przyściennej kuchennej zabudowy i wyspy są ich barwy – grafitowe i dopełniający je korten – prawdziwy na półce nad wyspą kuchenną i imitacja z płyty HPL nad blatem kuchennym, która była częścią gotowej zabudowy.Kolejne analogiczne zestawienie to stalowe schody ze szlifowanej stali o barwie od srebrnej po czarną i balustrada z kortenu. Jedno i drugie wykonane przez gospodarza.
– Mam już opracowaną technologię obróbki kortenu, dzięki której nie robi się za ciemny. Bardzo szybko doprowadzam jego patynę do pożądanego koloru, a później blokuję proces starzenia. To sprawia, że efekt końcowy jest przewidywalny – mówi artysta.
Nasz zachwyt schodami przerywa konkretnym opisem: – To zwykła stal, która była oksydowana, a następnie szlifowana. Wszystkie elementy schodów są nitowane, nic nie było w nich spawane – podkreśla autor i wykonawca. – Nie tylko schody, wszystko robię tradycyjnymi metodami rzemieślniczymi – nituję, gnę na gorąco... – dodaje.
Na swój dom wydałem grube miliony, a wolę postać u ciebie – taki masz tu klimat…
Tak właśnie powstają współczesne prace Pawła Guby – starymi technikami. Wnętrze domu zamieszkują niemal wszystkie jego prace prototypowe albo modele z dawnych wystaw. Warto mimochodem wspomnieć, że to prace na zamówienie Prady czy Hermesa. Przez wnętrza przewijają się też wzory powtórzone z niektórych projektów, na przykład ażur stworzony na potrzeby pewnej realizacji wiedeńskiej.Uwagę przyciągają niezwykłe krzesła, w których artysta wykorzystał siedziska ze starych ciągników Ursus: wcześniejszych – bez oparć, i późniejszych – z oparciami. Te siedziska, jak większość elementów w tym domu mienią się różnymi barwami.
Artysta do wnętrz wprowadza różne odcienie różu, zieleni, pomarańczy, błękitu i granatu. Znajdziemy tu także intensywny fiolet i czerwień. Paweł Guba różnicuje nie tylko odcienie poszczególnych barw, ale także sposób ich wykończenia – przykładowo niektóre są matowe, a inne polaryzują.Zadziwia to, że taka feeria barw przewijająca się przez domową przestrzeń nie jest przytłaczająca i męcząca, ale w jakiś niepojęty dla nas sposób harmonijna. Nie tłumaczy tego szare tło betonowych sufitów i posadzek z mikrocementu oraz bieli ścian.
Być może podstawa tej zdumiewającej harmonii jest wspólna – stylistyka prac Pawła Guby, która jest na tyle wyrazista, że kolorystyka staje się jedynie jej dopełnieniem.– Nie lubię monochromatycznych wnętrz. Ożywiłem szarość betonu – enigmatycznie tłumaczy pan Paweł.Potem jego szczegółowy opis doboru jednego z wykorzystanych kolorów wyjaśnia, jak ważna jest dla niego barwność:
– Całe życie pracowałem ze szlifierką firmy Makita w swojej pracowni, więc postanowiłem, że wykorzystam przypisany do niej kolor, który stał się częścią mojego życia. Doprecyzowując, to kolor drzwi w katedrze Świętego Patryka w Dublinie wybudowanej przez Guinnessa dla swoich pracowników. Zeskanowałem ten kolor i mam drzwi w takim samym – opowiada pan Paweł.Tak właśnie powstawał ten dom – z dbałością o detale, wręcz pietyzmem. Przy przekraczaniu jego progu od razu ma się wrażenie, że to dom wyjątkowy, niezwykle klimatyczny, z którego nie chce się wychodzić.
Nasze wrażenia potwierdza historia opowiedziana przez pana Pawła:– Pewien klient, który regularnie mnie odwiedza, często powtarza: „Na swój dom wydałem grube miliony, a wolę postać u ciebie – taki masz tu klimat…” .Przyczyna jest dla nas oczywista, bo dusza, także ta aranżacji, jest bezcenna.
