Odzyskane zdrowie – w „Wilczym łyku” C12

2008-12-03 1:00

Wybudowali dom w ciągu sezonu, szybko spłacili kredyt. Historia budowy tego domu jest pełna optymizmu. To sukces rodzinny i ekonomiczny.

Odzyskane zdrowie – w „Wilczym łyku” C12
Autor: Andrzej Szandomirski

Punktem wyjścia tej historii jest choroba syna państwa Głogowskich. Gabriel co kilka tygodni miał zapalenie płuc. „Okazało się, że kapiąca w mieszkaniu sąsiadów woda przedostała się na ścianę pokoju chłopców. Pod tapetą zrobił się grzyb, odkryliśmy go, gdy tapeta zaczęła się odklejać. Syn był już wtedy poważnie chory na astmę. Poza tym mieliśmy dwa pokoje i dwoje dzieci, było nam ciasno. Mieszkanie to porażka, deweloper nas oszukał – nie było zapewnionego miejsca garażowego. Argumentów przeciw mieszkaniu było więcej – trudno jest się porozumieć ze wspólnotą mieszkaniową, mieszkaliśmy na parterze, do ogródka wrzucano nam pety. Najgorsze były nocne hałaśliwe imprezy, dzieci budziły się z płaczem”. Po tych doświadczeniach doszli do wniosku, że lepiej mieć mniejszy dom niż duże mieszkanie. Dojrzeli do budowy.

Odzyskane zdrowie – w „Wilczym łyku” C12
Autor: Andrzej Szandomirski

Działka pod bliźniak

Od razu nastawili się na budowę bliźniaka, pod tym kątem wzięli kredyt – nie chcieli go spłacać przez 30 lat. „Szukałem sposobu na spłacenie go w ciągu pięciu lat, ale udało się w ciągu trzech. Teraz możemy żyć spokojnie bez myślenia o kredycie. Mieszkaliśmy w Jabłonnie, do Chotomowa jeździłem rowerem na wycieczki. Bardzo mi się spodobała niska zabudowa. Poza tym niedaleko jest las, ścieżki do biegania, możemy chodzić na spacery. Chcieliśmy być bliżej przyrody”. Ponieważ ceny działek rosły, postanowili – także na kredyt – zaryzykować jej kupno. Wiedzieli, że na transakcji nie stracą. Miała około 1090 m2, po podziale działka państwa Głogowskich ma ponad 500 m2, druga zaś 490 m2. Działkę kupili w grudniu 2004 roku.

Idealny w duecie

Projektu szukali ponad rok, głównie w Internecie, kupowali też katalogi. Zakładali, że dom powinien mieć 100-150 m2. Miał być ekonomiczny, tani w utrzymaniu. Taki jest C12. „Podobała nam się bryła budynku. Dom jest zgrabny, z zewnątrz wydaje się niewielki, ale wnętrza są przestronne. Braliśmy pod uwagę domy parterowe, zniechęciła nas jednak duża powierzchnia dachu i fundamentów. Szukaliśmy domu bez lukarn – znacznie podrażają wykonanie i remont dachu. Ważna była też technologia – ten projekt jest dostępny również w technologii ściany jednowarstwowej z ceramiki poryzowanej, a my postanowiliśmy budować z bloczków Ytong. Łatwo było więc przystosować projekt. Chcieliśmy mieć salon z miejscem na duży stół i kuchnię ze stołem, przy którym będzie mogła jeść swobodnie nasza czteroosobowa rodzina. Konieczne były też trzy sypialnie na poddaszu. Dom jest wygodny, każdy ma swój pokój, jest też pokój gościnny. Zaletą są dwie łazienki. To świetny dom do zbliźniaczenia i tani w budowie. Decyzję dotyczącą wyboru projektu umocniła moja wizyta w nowo wybudowanym C12. W MURATORZE podano nam adres inwestora, dom „na żywo” bardzo mi się spodobał. Uważamy, że jest idealny dla cztero-, a nawet pięcioosobowej rodziny. Zmian było niewiele. Zrezygnowali ze ściany dzielącej hol i salon oraz ze ściany działowej między wc a łazienką: chcieliśmy, żeby łazienka była duża i wygodna. Zmiany sprawiły, że jest więcej przestrzeni. Moim zdaniem z małych pomieszczeń lepiej robić większe”. Zamiast stropu drewnianego mają gęstożebrowy. Powiększyli też taras.

Szybka budowa kluczem do sukcesu

Budowę zaczęli w kwietniu 2005 roku. Fundamenty były wylane od razu pod dwa domy. Budowali je jako dwa osobne budynki, nie łączy ich żadna wspólna ściana. Dzięki temu nie słychać sąsiadów, nie ma żadnych uciążliwości typowych dla bliźniaków. Zdecydowali się na ściany jednowarstwowe z betonu komórkowego marki Ytong. Pan Marcin wybierał ekipę budowlaną z okolic Chotomowa. Szukał domów zbudowanych z bloczków Ytong i docierał do ich wykonawców. W marcu znalazł odpowiednią firmę. „Jej szef pokazał mi kilka domów zbudowanych przez siebie w tej technologii. Były w porządku, miały prosty fundament, równe spoiny. Wcześniej nawiązałem kontakt z przedstawicielem Ytonga, który zadeklarował, że może przyjechać na plac budowy. Zwrócił moją uwagę na szczegóły specyficzne dla technologii. Podwójna budowa była elementem przetargowym zarówno z ekipą budowlaną, jak i ze sprzedawcami materiałów budowlanych. Oznaczała dla nich więcej pracy i pieniędzy, a nas mniej kosztowała – myślę, że nawet do 25%. Korzystałem z dwóch składów budowlanych – polecił mi je wykonawca. Pracownicy składów przywozili towar i zabierali jego nadwyżkę. Nie było problemów, poza firmą, która dostarczyła dachówkę. Byłem zaskoczony, że duża międzynarodowa firma zlekceważyła moją reklamację – dachówka ceramiczna była z rysami. W końcu udało się ją wymienić. Murarzy nie musiałem pilnować, ale zaglądałem na budowę rano i wieczorem”. Budowa domu do etapu stanu surowego otwartego trwała krótko. Budowa stanu zero zajęła tydzień, potem była konieczna przerwa technologiczna, a po dwóch tygodniach stał dom. Z Ytonga buduje się szybko, wystarczyły wiertarka i specjalna paca.

Odzyskane zdrowie – w „Wilczym łyku” C12
Autor: Andrzej Szandomirski

Wchodzimy do środka

Pan Marcin zaangażował się w prace wewnątrz domu. Pod okiem fachowców z bratem i teściem rozprowadził kable elektryczne. Rozprowadzenie instalacji hydraulicznych i ogrzewania podłogowego to praca brata nadzorowana przez hydraulika. „Sam układałem izolację przeciwwilgociową i robiłem dylatacje. Podłogi wykonali znajomi żony, która wcześniej pracowała w firmie budowlanej”. Państwo Głogowscy byli zadowoleni z równiutko wylanych szlicht i ładnie położonych tynków gipsowych. Ze względu na syna zamontowali odkurzacz centralny. Zaplanowali go na etapie instalacji, kosztował około 3 tys. zł. Jest bardzo wygodny, znacznie ułatwia utrzymanie czystości. Również wewnątrz stosowali głównie materiały naturalne. Dlatego schody, posadzki i drzwi są drewniane. Najpierw wybrali panele na podłogi, dobrali je do okien. Najbardziej pasowały te w kolorze złotego dębu. Zdecydowali się na sosnowe drzwi, sami je bejcowali. „Chcieliśmy, żeby wnętrza były zgrane kolorystycznie. Wszędzie są takie same podłogi, poza pokojem nad garażem. To miał być pokój zabaw dla dzieci, dlatego wybraliśmy niezniszczalne panele w kolorze bielonego dębu, nawet kluczem nie można było ich zarysować. Zakładałem, że w moim domu schody mają być meblem, który zdobi. Są lekkie, ażurowe, bez podstopnic, dzięki temu są przestrzenne, zgodnie z naszym założeniem, że dom ma być „z oddechem”. Jego atutem miała być przestrzeń, chcieliśmy, żeby ją było czuć także po wykończeniu”. Wprowadzili się w listopadzie 2005 roku. Początkowo mieszkali na parterze, równocześnie brat pana Marcina wykańczał poddasze: „On je ocieplił, ułożył płyty g-k. Zawsze jest u nas mile widziany” – mówią państwo Głogowscy. W styczniu były gotowe dwa pokoje. Kolejne dwa wykończyli bardzo szybko – praca nad jednym pokojem zajmowała około trzech dni. Do zrobienia została łazienka na poddaszu. W kuchni mają na ścianach tapetę. Chcą trochę pomieszkać i dobrać odpowiednie płytki ceramiczne do szafek. „Te, które mi się podobają, są drogie i muszę na nie poczekać. Chcemy zmienić obudowę kominka, przestała nam się podobać. Marzymy o okiennicach otwartych na elewacje domu. W pomieszczeniu gospodarczym musimy otynkować i pomalować ściany. Nie mamy jeszcze wykończonego domu, bo nie inwestowaliśmy w niego wszystkich pieniędzy. Najważniejsze było takie ich wykorzystanie, by jak najszybciej spłacić kredyt”.

Ogród, aby nacieszyć oczy

Zdaniem państwa Głogowskich ogród powinien cieszyć. W 2006 roku położyli kostkę brukową i założyli ogród. „Posadziliśmy dużo roślin, pomagała mi sąsiadka, która potrafi ciekawie komponować rośliny. Przed tarasem położonym od strony południowej zasadziliśmy wierzby, które szybko rosną. Latem taras tonie w słońcu, dlatego trochę cienia się przyda. Poza tym mamy wierzby szczepione, derenie, tuje, winobluszcz, wisienkę, modrzew, żywotniki, sosny, jarzębiny. Moim ulubionym miejscem w ogródku jest skalniak. Rosną na nim stokrotki, rododendron, jałowce, róże. Lubię nasz ogród, nie mogę się doczekać wiosny”. Pani Edyta uwielbia kombinacje kolorystyczne, cieszą ją zestawione ze sobą żółtozielone forsycje z czerwonoliściastymi berberysami. Żałują, że nie zrobili nawodnienia ogrodu – w upalne lato trudno będzie utrzymać zielony trawnik.

Nie ma jak bliźniak!

„Od roku mamy sąsiadów. Bliskie sąsiedztwo niesie korzyści – nikt tak nie dopilnuje domu w czasie wakacji jak czujny sąsiad. Równocześnie nie jest to sąsiedztwo uciążliwe – jesteśmy połączeni garażami. Trafiliśmy na bardzo miłych ludzi i mieszka się obok nich naprawdę dobrze. Myślę, że nasze sąsiedztwo nie jest do końca przypadkowe. Okazało się, że sąsiad pracuje w tym samym budynku co ja – mówi pan Marcin – tylko piętro wyżej. Możemy razem jeździć do pracy. Na początku nie znali nikogo, teraz mają zaprzyjaźnionych sąsiadów. Ale co najważniejsze – od kiedy tu mieszkamy, syn przestał chorować, nie bierze leków sterydowych, dawniej dwa razy dziennie miał inhalacje, teraz ich nie potrzebuje. Warto było zbudować dom!”.

 

Nasi Partnerzy polecają