Nowoczesne bliźniaki jak zygzaki. Mikroosiedle we Wrocławiu dla czterech małżeństw

2025-05-29 7:00

Cztery małżeństwa, ośmioro dzieci i dwa bliźniaki, czyli mikroosiedle we Wrocławiu. Projekt Wojciech Chrzanowski/pracownia ch+ architekci oraz Monika i Sebastian Stanisławscy.

The Sea Resort w Międzyzdrojach

Spis treści

  1. Białe zygzaki
  2. Sposób na większy ogród
  3. Zielony mur
  4. Z umiarem
  5. Wewnętrzna ekstrawagancja
  6. Razem raźniej

Opisywana inwestycja we Wrocławiu to przykład samoorganizacji i ucieczki od systemu. Inwestorzy nie czekali biernie na to, co zrobią dla nich władze, deweloperzy. Woleli wziąć sprawy w swoje ręce.

Jak przy każdym projekcie na początku była działka. – Wpadła nam przypadkiem. Piękna zielona okolica, a zarazem prawie w samym centrum Wrocławia. Właśnie o czymś takim marzyliśmy, bo nie wyobrażamy sobie życia poza miastem i codziennych dojazdów oraz stania w niekończących się korkach – wspomina Monika Stanisławska. Ona i mąż są architektami. Wyliczyli, że dla młodego małżeństwa jak oni tańsze od zakupu gotowego mieszkania na jednym z wielu nowych wrocławskich osiedli będzie wybudowanie własnego domu. Idealna działka miała tylko jeden mankament – była za duża, a przez to za droga. I tak narodziła się idea zakupu działki wspólnie ze znajomymi, również młodymi ludźmi na dorobku. Do swojego mikroosiedla zaprosili jeszcze dwa inne małżeństwa i kolegę, architekta Wojciecha Chrzanowskiego, który prowadzi autorską pracownię ch+ architekci.

Już na wstępie stawiali na ekonomiczne rozwiązania. Działkę podzielono na wąskie pasy, na których zaprojektowano dwa bliźniaki. Taki budynek łączy w sobie oszczędność wykorzystania terenu (podobnie jak szeregówka) i komfort porównywalny z domem wolnostojącym. Bliźniak od południa należy do obu architektonicznych rodzin, drugi do ich znajomych. Założono także optymalne wielkości domów.

– Przy budowie własnego domu ludzie często popełniają ten sam błąd – budują za duże, kilkusetmetrowe kolubryny, jakby stawiali na zapas z myślą o dzieciach, które koniec końców i tak prędzej czy później wyfruną z rodzinnego gniazda. My od początku wspólnie ustaliliśmy, że domy będą miały po mniej więcej 150 m2. To wystarczająca wielkość dla rodziny typu 2+2 – wyjaśnia Wojciech Chrzanowski.

Jak wspominają architekci, proces projektowy przebiegał równie szybko jak podjęcie decyzji o zakupie działki. – Dobór partnerów to klucz do naszego sukcesu. Mimo że nasi znajomi nie są architektami, zaufali naszym decyzjom. Może jedyna rzecz, do jakiej musieliśmy ich dłużej przekonywać, to białe dachy. Ale zarówno etap projektu, jak i budowy przebiegał bez większych zgrzytów – wspomina Wojciech Chrzanowski.

Każdy segment obu bliźniaków ma indywidualny rys, inaczej rozmieszczone okna, inny układ wnętrz, różne detale. Wszystko po to, by w pełni odpowiadał potrzebom konkretnej rodziny. Jednocześnie architekci chcieli uniknąć wrażenia, że są to dwa różne domy. Z założenia architektura miała być spójna. W jej ujednoliceniu pomogła biała barwa – motyw przewodni obu bliźniaków.

Białe zygzaki

Zapisy w planie miejscowym narzucały tradycyjną bryłę z wysokim dachem oraz pokryciem ceramicznym lub dachówkopodobnym. Jak przy takich planistycznych ograniczeniach stworzyć maksymalnie współczesne bryły? To było zadanie dla projektantów. – Wydaje mi się, że zapisy w planie urzędnicy często tworzą mechanicznie. Dlaczego w tej okolicy, gdzie praktycznie nie ma żadnej starej zabudowy, trzeba nawiązywać do tradycyjnej bryły? Owszem, Wrocław to między innymi poniemiecka dzielnica Krzyki, gdzie są ceglane domy z wysokimi dachami, ale to także miasto słynące z modernistycznego osiedla WuWA z międzywojnia z płaskimi dachami i bryłami w stylu Bauhausu. Postawiliśmy zatem na nowoczesność i maksymalne scalenie wysokiego dachu z elewacjami – tłumaczy Wojciech Chrzanowski.

Za optyczną dematerializację dachu odpowiedzialny jest kolor lub – jak wolą niektórzy – jego brak. Pokrycie, zamiast typową dachówką, wykończono bowiem białymi płytami włóknocementowymi, które zlewają się z jasnymi elewacjami. W szare dni dach stapia się z niebem.

– W dachach są zamontowane okna połaciowe, które doświetlają piętro. Dzięki wszechobecnej bieli promienie słoneczne odbijają się i nawet w zimowe dni do wnętrz domów wpada sporo światła dziennego – mówi Sebastian Stanisławski. Po trzech latach użytkowania dachy nie tylko nie zmieniły koloru, lecz także nie wymagają specjalnego dodatkowego czyszczenia. Jak zapewniają półżartem gospodarze, do ich mycia wystarczą deszcze. Wysokie szczyty dachów tworzą charakterystyczne zygzaki elewacji frontowych. Jednak bryły bliźniaków, choć to echo tradycyjnych domów, są współczesne. Wszystko dzięki minimalizmowi projektowemu – redukcji nie tylko kolorów, ale i detali. Zrezygnowano z okapów, daszków, balustrad. Sylwetki domów to wyłącznie abstrakcyjne kompozycje gładkich ścian i swobodnie rozmieszczonych okien. Te w wielu miejscach zlicowano z elewacjami – to szklane prostokąty. Nawet bramy garażowe i drzwi wejściowe zdają się znikać. Segmentowe wrota garażowe pokrywa ten sam tynk co ściany.

Drzwi wejściowe to autorski projekt. Standardowe drzwi pokryto twardym styropianem i obito białą blachą. Powstały masywne elementy, które podczas otwierania sprawiają wrażenie, jakby uchylała się ściana. Wejścia podkreślają jedyne wyraźne wcięcia w bryle.

Sposób na większy ogród

Poszczególne segmenty bliźniaków nie są od siebie oddzielone płotami, pojawiają się jedynie subtelne, ledwie zauważalne pasy roślinności – wysokiej trawy i drzewek. Nie ma nawet ścian z żywopłotów. Poszczególne rodziny nie zaglądają sobie jednak do okien, bo w sposób przemyślany rozmieszczono tarasy i otwarcia, by niepotrzebnie nie wchodzić sobie w paradę.

– Ponieważ nasza inwestycja od początku powstawała wspólnymi siłami w oparciu o wzajemne zaufanie, już na starcie mogliśmy sobie pozwolić na rezygnację z płotów. Każda z rodzin ma dwójkę dzieci, które i tak by do siebie biegały. Nawet gdyby były płoty, musielibyśmy wstawić furtki. A tak nasz ogród to przestrzeń wspólna, konieczna na każdym osiedlu niezależnie od jego skali. Dzieci mają miejsce do zabaw, a rodzice do spotkań we własnym towarzystwie – tłumaczy Sebastian Stanisławski.

Pan Wojciech zachwala to rozwiązanie. – Mamy działki po mniej więcej 11 m szerokości, ale dzięki rezygnacji z płotów każdy z nas ma wrażenie, jakby jego ogród rozciągał się na kilkadziesiąt metrów. Czujemy, że dobrze spożytkowaliśmy swoje pieniądze, bo wybudowaliśmy domy w cenie szeregówki, a mamy komfort życia jak w domach zatopionych w dużych ogrodach – mówi Wojciech Chrzanowski.

Priorytetem dla projektantów, a zarazem młodych rodziców, był komfortowy rozwój dzieci.

Na miniosiedlu jest ich ośmioro w wieku od dwóch do sześciu lat. Jak mówią gospodarze, dzieci w takim modelu zabudowy siłą rzeczy się integrują, wspólnie bawią, ale i nawzajem uczą, socjalizują oraz szybciej rozwijają. – W odróżnieniu od placów zabaw na osiedlach, gdzie dzieci trzeba stymulować odpowiednimi rozwiązaniami lub pilnować, tutaj czują się swobodnie jak na podwórku, same się sobą zajmują, a dorośli mają więcej czasu dla siebie – zapewnia pani Monika.

Zielony mur

Jedyny płot, jaki powstał, to ten oddzielający bliźniaki od ulicy. Zbudowano go z myślą o dzieciach – by nie wybiegały na drogę. Architekci zamiast kutych barierek czy prostych sztachetek wybrali gładkie i szare płaszczyzny płyt włóknocementowych. Zazwyczaj ten materiał jest wykorzystywany jako okładzina fasad. Tutaj zamontowany do stalowych słupów, w rozstawie odpowiadającym szerokości płyt, świetnie spisał się w nowej funkcji. W minimalistycznym płocie ważne jest dokładne i precyzyjne wykonawstwo, bo nawet równo rozmieszczone śrubki czy stałe dystanse między kolejnymi płytami są istotnymi detalami wpływającymi na ostateczny efekt wizualny.

Ale i szare ogrodzenie wkrótce zniknie. Miejscami już zarasta bluszczem, który za kilka lat przemieni go w zieloną ścianę. Architekci zaplanowali odpowiednie nasadzenia drzew i krzewów, tak by dopełniły białe bryły domów. Jak sami mówią, dzięki zieleni biel staje się bardziej wytrawna, rośliny silniej wydobywają modernistyczny urok domostw.

Bryła i wnętrza bliźniaka z narożnym przeszkleniem

i

Autor: Piotr Mastalerz; Projekt domu Wojciech Chrzanowski/pracownia ch+ architekci oraz Monika i Sebastian Stanisławscy Odległe usytuowanie tarasów sąsiadujących ze sobą bliźniaków chroni prywatność mieszkańców

Z umiarem

Młodzi inwestorzy od początku zakładali, że będą mieć ekonomiczne i kompaktowe domy. Postawili na tradycyjne, tańsze techniki, a zaoszczędzone w ten sposób środki postanowili przeznaczyć na materiały wykończeniowe lepszej jakości oraz niestandardowe detale. Szerokość traktu w każdym segmencie nie przekracza 6 m, by móc zastosować typowe stropy. Domy wybudowano w tradycyjny sposób – są murowane z pustaków ceramicznych na fundamencie żelbetowym wzmocnionym z racji dość słabego podłoża.

Charakterystycznego sznytu dodają im okna. Jak zapewniają projektanci, na tym elemencie nie oszczędzano, bo przeszklenia wysokiej klasy podnoszą jakość życia. Duże połacie szkła od podłogi po sufit otwierają pokoje dzienne na ogród. Segment południowy należący do państwa Stanisławskich ma całkowicie przeszklony narożnik. Dwie duże tafle szkła stykają się ze sobą prostopadle bez jakichkolwiek szprosów, dzięki czemu siedząc w fotelu w salonie, można poczuć się, jakby się było na zewnątrz.

Wewnętrzna ekstrawagancja

Oba segmenty bliźniaka mają podobny układ wnętrz: parter to strefa dzienna, poddasze stanowi część nocną z sypialniami. Przyziemie to nowoczesny open space – kuchnie są całkowicie otwarte na salon, a przestrzeń przepływa swobodnie od drzwi wejściowych, poprzez hol, aż po szklaną ścianę przy salonie wychodzącą na ogród. Rezygnacja ze ścian działowych czy dodatkowych pomieszczeń, bez wyodrębniania także stref komunikacyjnych, spowodowała, że domy mimo ekonomicznych rozmiarów zdają się mieć olbrzymie salony niczym w luksusowych rezydencjach. Na parterze jedynymi odseparowanymi pomieszczeniami są garaż i toaleta.

W obu częściach bliźniaka we wnętrzu dominuje biel. – Biały to baza. Na jego tle lepiej prezentują się detale i meble. Kolorowe akcenty można zmienić w zależności od upodobań danej chwili, ale biała podstawa pozostaje niezmienna – opisuje projekt wnętrz pani Monika.

W segmencie należącym do państwa Stanisławskich spore wrażenie robi ściana z betonu architektonicznego widoczna w salonie i przy schodach. Jej surowość kontrastuje z gładkimi białymi powierzchniami ścian i podłóg. Niektórzy znajomi wypytują nawet, kiedy zostanie otynkowana. Jednak architekci za nic by nie zakryli żelbetu – uwielbiają szorstkość jego faktury, mówią, że to dzieło sztuki samo w sobie. Kolejną ekstrawagancją jest… otwór w stropie nad parterem. Otwiera on przestrzeń parteru aż po dach. To rozwiązanie zastosowano w obu segmentach. Na piętrze powstały w ten sposób antresole z widokiem na znajdujące się poniżej części dzienne. Architekci świadomie wprowadzali we wnętrzach i w otoczeniu domu pewne nietypowe rozwiązania. Jak mówią, mają one stymulować dzieci, pobudzać ich ciekawość czy wręcz edukować je estetycznie.

Intrygująco prezentuje się piętro, które otwarto na przestrzeń poddaszy – w obu segmentach bliźniaka rzuca się w oczy odsłonięta więźba dachowa. Drewniane belki kontrastują z wszechobecną bielą oraz ocieplają minimalistyczne i surowe wnętrza. Dachy są oparte na prefabrykowanych wiązarach dachowych. Elementy te przywozi się gotowe na budowę, dzięki czemu montaż konstrukcji dachu trwa maksymalnie kilka dni. Wiązary podtrzymują płyty OSB, na których opiera się gruba warstwa pianki poliuretanowej. Takie odseparowanie konstrukcji od warstwy ocieplenia maksymalnie ogranicza mostki termiczne.

W segmencie państwa Stanisławskich postanowiono odsłonić trochę więcej konstrukcji dachu – pokój dzieci to rodzaj pudełka wstawionego pod wyeksponowaną więźbę dachową, co daje efekt większej przestrzenności korytarza.

Razem raźniej

Prezentowane bliźniaki to przykład oszczędności środków i przestrzeni przy jednoczesnym uzyskaniu maksymalnych korzyści funkcjonalnych oraz estetycznych. Jak mówią architekci, ich domy mogą być wzorem dla innych rodzin, które nie odnajdują się w deweloperskich osiedlach. – Takie mikroosiedle jak nasze to świetne rozwiązanie alternatywne dla inwestycji dostępnych na rynku. Warto skrzyknąć się ze znajomymi i samodzielnie postawić domy. W grupie jest zawsze łatwiej unieść trudy dużej inwestycji – mówi Wojciech Chrzanowski.

Jak zapewniają gospodarze, kluczem są ludzie. Trzeba się nawzajem lubić i przede wszystkim sobie ufać.

Murowane starcie
Brama wjazdowa – rozwierana czy przesuwna? MUROWANE STARCIE
Murator Google News