Dom przyjazny dzieciom - projekt domu C74a Bliski – wariant I

2009-08-04 2:00

Budowa pierwszego domu to doświadczenie dające sporą wiedzę. Jeżeli mimo przejściowych trudności uda się ją zakończyć z sukcesem, można nie tylko odczuwać satysfakcję, ale też świadomie rozpoczynać kolejną inwestycję. Przeczytaj, co przydarzyło się na budowie domu Moniki i Jarosława.

Dwupokojowe mieszkanie na warszawskim Bemowie było stanowczo za małe dla małżeństwa z dwójką dzieci, państwo Monika i Jarosław postanowili więc przenieść się do wygodniejszej siedziby. Zdecydowali się na budowę domu, a nie zakup większego mieszkania, ponieważ chcieli, aby dzieci za kilka lat mogły się bezpiecznie i swobodnie bawić we własnym ogrodzie i dorastały bliżej natury.

Wybór działki: musi być wszędzie blisko

Droga od decyzji do realizacji nie była długa. Małżonkowie wybrali działkę w Sowiej Woli, niewielkiej miejscowości położonej na północ od Warszawy. Wpływ na wybór lokalizacji miało m.in. to, że pan Jarosław pochodzi z Nowego Dworu Mazowieckiego i tam mieszkają jego rodzice - chciał, aby jego dom znajdował się niedaleko od nich. „Mąż jest jedynakiem i może dlatego szczególnie ważny jest dla niego kontakt z rodziną, a rodzinną atmosferę lepiej buduje dom niż mieszkanie w bloku” – mówi gospodyni.

Miejscowość ma też inne atuty: jest położona w pobliżu dwóch dróg krajowych, co pozwala łatwo i szybko dostać się zarówno do centrum Warszawy, jak i wybrać dowolny kierunek w Polsce. Ze względu na bliskość Kampinoskiego Parku Narodowego okolica jest zielona, a w sąsiedztwie gospodarze mogą spotkać sarny, zające, a nawet łosie. Jednocześnie w odległości jednego-dwóch kilometrów znajdują się sklepy i szkoła. Państwo Monika i Jarosław nie mogą też narzekać na gminę – ma plan zagospodarowania przestrzennego, a na ich działce jest miejska woda, elektryczność i gaz. Kanalizacja jest w planach na najbliższe lata.

Dom przyjazny dzieciom - projekt domu C74a Bliski – wariant I
Autor: archiwum muratordom

Wybór projektu: miał być projekt indywidualny, skończyło się na projekcie gotowym

Gospodarze najpierw sami obmyślili koncepcję swojego domu, a później zaczęli szukać architekta, który zrealizuje ich wizję. Podobnie jak wiele osób planujących budowę domu zaczęli od odwiedzania pracowni architektonicznych, by zamówić projekt indywidualny. Taka inwestycja okazała się jednak dla nich zbyt kosztowna, sięgnęli więc po katalogi projektów gotowych. Dom najbardziej zbliżony do tego, co sobie wymarzyli, znaleźli w Kolekcji Muratora. Wśród domów parterowych, a takiego szukali, najbardziej odpowiadał im Murator C74a „Bliski – wariant I”dom skromny, prosty, ale wystarczający dla czteroosobowej rodziny. Wybrali wersję lustrzaną projektu.

„Na początku marzyliśmy o rozłożystym domu o powierzchni ponad 200 m², ale uznaliśmy, że „jeszcze nie tym razem. W porównaniu z czterdziestometrowym mieszkaniem dom mający 130 m² wydawał się nam i tak bardzo przestronny, a dodatkowe pomieszczenia, czyli spiżarnia, garderoba i pomieszczenie gospodarcze, dawały poczucie komfortu”.

Projekt domu spełnia potrzeby rodziny z małymi dziećmi: jedna kondygnacja umożliwia łatwiejsze kontrolowanie tego, co robią dzieci. Nie trzeba taszczyć po schodach dziecięcych mebelków i zabawek. Czytelny podział na strefę dzienną i nocną w domu pozwala oddzielić pomieszczenia ciche (trzy sypialnie i gabinet) od głośnej dziennej.

Deweloper niedoskonały

Aby budowa trwała krótko, a właściciele nie musieli sami martwić się o wszystko, państwo Monika i Jarosław postanowili wybudować dom z deweloperem. Sądzili, że skoro jest on właścicielem kilku działek w okolicy i zrealizował już wcześniej inne inwestycje, nie będzie chciał popsuć sobie opinii i zadba, by wszystko wykonano bez zarzutu. Ponadto wybrali bardzo prosty w budowie projekt i sądzili, że nie można w nim nic popsuć. Niestety tak nie było.

Firma doprowadziła budowę do stanu surowego zamkniętego w ciągu drugiego półrocza 2006 roku, ale później zaczęły się problemy. Doszło do tego, że pan Jarosław musiał sam doglądać budowy, szukać kolejnych fachowców i organizować materiały.

Kiedy zaczął przyglądać się bliżej działaniom budowlańców, wyszło na jaw, że zmieniali bez jego wiedzy materiały na inne niż przewidziane w projekcie, a kierownik budowy zatrudniony przez firmę nie pojawiał się w ogóle na ich posesji. Nie prowadził też na bieżąco dziennika budowy. „Dom stał już w stanie surowym, a w dzienniku budowy nie było żadnych wpisów. Ilekroć dopytywałem o kierownika budowy, słyszałem, że »będzie w sobotę«. Gdy nadchodziła kolejna sobota, okazywało się, że kierownik jednak nie dojedzie, »bo coś mu wypadło«” – wspomina pan Jarosław, już bez zdenerwowania.

Przygody z budowy domu opowiada dziś bardziej jak anegdoty. W końcu rodzina wprowadziła się do domu w maju 2007 roku.