Budowa domu fajna sprawa, ale jak znaleźć na to czas? Historia budowy "Rodzinnego"

2011-04-18 17:15

Marzysz o dużym domu, ale boisz się, że nie pogodzisz budowy z pracą zawodową i zabraknie ci czasu na jedno albo drugie? Nie załamuj rąk. Agnieszka i Arek mieli podobne wątpliwości, a jednak im się udało. Sprawdź, jak wybudowali naprawdę duży dom według projektu gotowego Murator D26 Rodzinny. Oto historia budowy.

Budowa domu fajna sprawa, ale jak znaleźć na to czas? Historia budowy Rodzinnego
Autor: Andrzej T. Papliński Porjekt domu Murator D26 Rodzinny - daje swoim mieszkańcom wiele powodów do satysfakcji

Dlaczego wybrali projekt domu Murator D26 Rodzinny?

Projekt domu architekt Bożeny Szczęśniak jest niezwykły.

Dom o szerokości prawie 20 m ma tak podzieloną przestrzeń, że można mówić wręcz o jego autonomicznych częściach, w  których każdy członek rodziny odnajdzie swoje miejsce. Podstawowy podział jest bardzo czytelny – na część dzienną i nocną, którą lepiej nazwać „do pracy i snu”.

Pokój dzienny, kuchnia i hol to dominująca połowa domu. Za niepozornymi drzwiami w holu otwiera się część druga – skupiony światek czterech pokoi, w którym można się uczyć, słuchać muzyki, spotykać z rówieśnikami i spać – a wszystko w takim oddaleniu od centrum domu, że nie ma mowy o wzajemnym przeszkadzaniu sobie czy przenikaniu hałasu. Hol jest łącznikiem – można przejść przez niego niezauważenie, nie zakłócając rozmowy w pokoju dziennym czy snu w pokojach.

Kuchnia i pokój dzienny to majstersztyk – kuchnia otwarta, ale w taki sposób, że goście nie mają możliwości krępującego zerkania na zlewozmywak, a osoby przebywające w kuchni nie czują się wyłączone z życia domu. Kuchnię z resztą domu łączy osobne wejście z holu, a z salonem – jadalnia.

Dwustanowiskowy garaż to kolejny mocny punkt domu. Wygodne przejście z garażu do domu prowadzi przez pomieszczenie gospodarcze, które może też być spiżarnią, a dalej przez przedsionek do holu i kuchni.

Jaką mieli działkę?

Dom został zbudowany na działce o szerokości 30 m – by się zmieścił, inwestorzy musieli kupić i scalić dwie wąskie działki. „Rodzinny” wydaje się duży, ma 150 m² powierzchni mieszkalnej i 30-metrowy garaż. Jest więc propozycją dla czteroosobowej i większej rodziny.

Jakie zmiany wprowadzili w projekcie?

Czy nasi inwestorzy docenili projekt? Tak, dostrzegli atuty „Rodzinnego”. Wprowadzili tylko konieczne zmiany wynikające ze specyfiki działki i ich potrzeb. Zrobili więc lustrzane odbicie, by dom miał kuchnię i wejście od strony miasta.

We wnętrzu zrezygnowali z garderoby przylegającej do holu i pokoju dziennego. W tym miejscu powstał niewielki gabinet. Ta zmiana wymagała wstawienia w pokoju okna, takiego samego jak w części nocnej. Gabinet został poszerzony o część salonu – wnękę przewidzianą na meble i telewizor. Na siedmiu metrach zmieścił się stół, komputer, biblioteczka.

Istotną zmianą jest też likwidacja jednego z dwóch wyjść z pokoju dziennego na taras. – Ta zmiana nie burzy idei projektu, tylko poprawia ustawność salonu. Zamiast tarasu jest okno o wymiarach takich samych jak te w pokojach.

Kolejna zmiana to zaokrąglenie trzonu kuchenno-kominkowego. Nie ma w kuchni barku – jest opływowa forma, której cechą jest elegancja.
I na tym lista się kończy. Żadnych zmian konstrukcyjnych.

Jak zbudowali

Już na początku inwestycji stanęli przed nie lada problemem. Okazało się, że działka, którą wcześniej traktowano jako składowisko ziemi przy budowie kanalizacji, ma spadek. Taras rozłożystego domu zawisł niejako nad ogrodem. Jak rozwiązali ten problem architekt i geodeta?

Wyznaczyli poziom zero domu, biorąc za punkt wyjścia drogę, której wysokość zmieni się w przyszłości po ułożeniu asfaltu. A skoro tak, dom nie mógł być posadowiony za nisko. Od strony ogrodu taras wyznaczył różnicę wysokości między parterem a działką. Taras obsypano ziemią i utworzono strome skarpy. Poniżej działka została podzielona na dwie platformy niczym winnica – poziom ogrodu zajmuje prawie całą szerokość tyłów domu. Niżej sześciometrowy poziom sadu – uskok ma wysokość pół metra, komunikacja schodami.

Co mogło popsuć tak uporządkowaną działkę? Woda opadowa z dużego dachu (321 m² powierzchni!), ale także z drogi leżącej powyżej. Problem rozwiązano bardzo prosto – woda z dachu trafia do instalacji burzowej, a płot z murowaną podmurówką skutecznie blokuje wodę opadową z drogi.

Nad czym się zastanawiali podczas budowy domu?

Strop. Po co robić strop w domu parterowym? Czy nie wystarczą wiązary dachowe? Nie wystarczą, jeśli kiedyś poddasze ma być użytkowe. W miejscu, gdzie dziś nasi inwestorzy mają gabinet, architekt przewidziała garderobę, ale docelowo schody. W wersji Murator D26a „Rodzinny” ma zagospodarowane poddasze o powierzchni 71 m², czyli dodatkowe trzy pokoje, łazienkę i antresolę. Agnieszka i Arkadiusz nie zdecydowali się na zabudowę poddasza. – Ale strop wykonaliśmy.

Nie wiadomo, czy kiedyś któreś dziecko nie będzie chciało z nami mieszkać. Na wszelki wypadek góra czeka na rozbudowę. A korzyści doraźne są takie, że rodzina z upodobaniem gra w ustawiony właśnie na poddaszu bilard (tylko z wejściem kłopot – rozkładanymi schodami).

Chęć budowania zgodnie z projektem nie zawsze podobała się lokalnym ekipom. Zaniechali ułożenia warstwy cegieł między ścianą fundamentową z bloczków betonowych a betonem komórkowym. Twierdzili, że taka zmiana materiału w tym miejscu nie jest potrzebna. Ułożyli za to warstwę cegieł pod wieniec.

Początkowo budowali bez nadzoru!

– Ciarki przechodzą, gdy pomyślimy, że budowaliśmy bez fachowego nadzoru – mówą inwestorzy. – Wydawało nam się, że jak kogoś zatrudniamy, to powinien wiedzieć, jak wykonać powierzoną pracę. Wykonawcy nie zawiedli zaufania, a jednak była to z naszej strony lekkomyślność. Udało się. Dlaczego? Bo na budowie pracowali fachowcy. Budowali zgodnie ze sztuką i – co ważne – wykonywali swoją pracę starannie. Dokładność wykonania to wielki atut tego domu.

Nie obyło się bez zgrzytów. Pierwsza ekipa nabrała tyle zleceń na mieście, że wszędzie markowała pracę i wszędzie zawalała umówione terminy. Kolejni wykonawcy nie zawiedli, a mistrzem okazał się spec od prac wykończeniowych.

Agnieszka i Arkadiusz byli na budowie każdego dnia z doskoku. Później przestraszyli się tempa budowy. – Zbyt szybko, za dużo prac bez nas... Ktoś musi widzieć, co się buduje, skontrolować roboty ulegające zakryciu. Tej pracy podjął się ojciec Agnieszki. Nie rozstawał się z projektem. Porównywał rysunki i wykonanie, sprawdzał wymiary, omawiał postęp robót. Swoją funkcję wypełnił jak zawodowiec. A więc jakiś nadzór był.

Nasi inwestorzy to ludzie bardzo zajęci. Ciekawie rozwiązali problem zaopatrzenia budowy. Sami nie mieli czasu, dawać zaliczek nie chcieli. Umówili się więc w kilku sklepach i hurtowniach, że materiały kupują wykonawcy, ale faktury opłacają inwestorzy. Wcześniej dokładnie omówili z ekipą, jakie materiały są potrzebne – o jakości oczywiście decydowali sami. Ta trójstronna umowa okazała się bardzo praktyczna – inwestorzy mieli na bieżąco informacje, co się kupuje i ile, wykonawcy sami wybierali czas i kolejność zakupu, była też ścisła kontrola wydatków. Transport zapewniali dostawcy.