Ekspresowa budowa D29 Z cokołem

2007-04-25 2:00

Z XIV-wiecznego zamku książąt mazowieckich w Ciechanowie rozciąga się malowniczy widok na miasto i okoliczne łąki – w tym miejscu historia łączy się z nowoczesnością

Ekspresowa budowa D29 „Z cokołem”
Autor: Andrzej Szandomirski

Z zamkowego muru można też dostrzec dom państwa Sosnowskich, który – choć z zewnątrz niepozorny – kryje w sobie ciekawą opowieść o budowaniu.

Ambitny plan

 „Chcieliśmy mieć dużą działkę, a na niej mały domek” – opowiada pan Jarosław. „Oboje pochodzimy ze wsi, całe życie spędziliśmy w domu i choć przez siedem lat mieszkaliśmy w bloku, tęskniliśmy za przestrzenią”. Mieszkanie państwa Sosnowskich znajdowało się w ścisłym centrum Ciechanowa, przy głównym skrzyżowaniu, i choć wymienili okna na szczelne, żeby odizolować się od hałasu, wciąż mieli głowy na tranzystorach. „W 2004 roku kupiliśmy działkę przy ulicy na uboczu od kobiety, która była właścicielką kilku hektarów wokół tej przez nas wybranej. To była ostatnia niesprzedana działka, niefortunnie położona we wgłębieniu. Na szczęście sąsiad dostarczył nam ziemię i mogliśmy podnieść teren”. Zmęczeni zgiełkiem i hałasem inwestorzy znaleźli upragniony spokój i wymarzone sąsiedztwo – dzięki niemu czują się, jakby cały czas byli na wakacjach. Z prawej strony staw, z lewej pusty teren, na którym dopiero za kilkanaście lat ma stanąć dom, a za domem sad przeznaczony do wycinki. W pobliżu znajduje się piekarnia, z której roznosi się smakowity zapach świeżego chleba, do centrum miasta też niedaleko. W tej okolicy domy rosną jak na drożdżach – w ciągu ostatnich dwóch lat powstało ich sześć, w tym pana Jarosława. Na początku pojawił się problem z dojazdem do działki, bo sąsiad – budując się – wysypywał gruz na drogę dojazdową. Czekali więc, aż sytuacja nieco się uspokoi. W ciągu roku doprowadzono media – można było budować. W maju 2005 roku zaczęli stawiać dom, a już w grudniu się do niego wprowadzili. „Wszyscy się pukali w czoło i twierdzili, że nie postawię domu w ciągu pół roku, ale postanowiłem, że za wszelką cenę zrealizuję mój ambitny plan” – wspomina z dumą pan Jarosław. Chcieli szybko skończyć budowę. Gdy pan Jarosław dowiedział się, że jego kolega z pracy budował dom przez 11 lat, uznał, że nie ma tak silnych nerwów i nie może tyle czekać. Państwo Sosnowscy finansowali budowę ze sprzedaży mieszkania, z oszczędności i kredytu, zależało im więc na tym, żeby koszty jego obsługi były jak najniższe. Udało im się zrealizować ambitny plan dzięki temu, że rozłożyli wszystkie prace z kalendarzem w ręku. Zanim jednak zabrali się do budowania, wielokrotnie pytali fachowców, czy postawienie domu w ciągu pół roku jest możliwe – opinie były jednoznacznie pozytywne.

Przypadkowy wybór

 Pan Jarosław zdecydował się na projekt z Kolekcji MURATORA D29 „Z cokołem”. „Trafiłem na niego przypadkowo podczas sprzątania – opróżnialiśmy biuro szefa ze starych szpargałów i znalazłem „Muratora” z 1999 roku z prezentacją D29. Coś mnie tknęło, pomyślałem, że to świetny projekt, bo wszystko w nim było: garaż w bryle, pomieszczenie gospodarcze, spiżarnia, garderoba i jeszcze można wykorzystać poddasze do zabudowy. Na niewielkiej powierzchni zmieściło się sporo funkcjonalnych pomieszczeń – dlatego ten projekt tak nam odpowiadał. Oczywiście obejrzeliśmy potem tysiące innych, ale w żadnym nie było tego wszystkiego razem”. Pierwszy projekt, na który zwrócili uwagę całkiem przypadkowo, okazał się strzałem w dziesiątkę. Dodatkowym jego atutem był kominek, na którym zależało żonie pana Jarosława. Nie bez znaczenia był także wygląd domu – dach kopertowy i urozmaicenie elewacji w postaci wykusza to połączenie prostoty i skromnej elegancji. Niewielka powierzchnia domu (85,5 m2) pozwala wykorzystać przestrzeń w stu procentach. Jak twierdzą państwo Sosnowscy, nie ma w nim pomieszczeń, z których nie korzystają.

Zabójcze tempo i nowe technologie

Opowiadając o początkach budowy, pan Jarosław uśmiecha się na wspomnienie zabawnej sytuacji, która miała miejsce podczas adaptacji projektu. „W pozwoleniu na budowę omyłkowo wpisałem numer sąsiedniej działki. Nadzór budowlany wydał pozwolenie na budowę u sąsiadki. Przyszło do niej pismo z pytaniem, czy się zgadza na budowę mojego domu na swojej działce. Przyjęła to z lekkim zaskoczeniem, szybko jednak wyszło na jaw, że popełniłem błąd, który przeoczono w urzędzie”. W maju 2005 prace ruszyły pełną parą. Pan Jarosław od dłuższego czasu śledził publikacje MURATORA i sprawdzał, jakie technologie mogą przyspieszyć tempo robót budowlanych.

Największym udogodnieniem okazała się płyta Legalett. „Odpowiadała mi też ze względów gruntowych, bo na tym terenie jest kurzawka. Sąsiedzi, którzy już się wybudowali, radzili stawiać bardzo mocne fundamenty i szerokie ławy, ponieważ domy wznoszone na tak trudnym gruncie wchodzą w ziemię, płytki odpadają – budynek intensywnie pracuje. Idealnym rozwiązaniem okazała się płyta. Powstała w ciągu czterech dni, bezpośrednio na niej jest ułożona terakota. Płyta to trzy w jednym – pełni jednocześnie funkcję fundamentu, ogrzewania podłogowego i wylewki. Jest ocieplona 16 cm styropianu. Dom stoi więc praktycznie na styropianie, dzięki temu do ziemi ucieka o wiele mniej ciepła. Jakie inne rozwiązanie pozwala w ciągu czterech dni zrobić fundamenty, ogrzewanie i wylewkę?” – pyta retorycznie zadowolony z wyboru pan Jarosław.Po dwóch tygodniach potrzebnych na utwardzenie płyty murarze zaczęli wznosić ściany z pustaków z betonu komórkowego łączonych na klej. Do tej metody inwestora przekonało zamieszczone w „Muratorze” zdjęcie z kamery termowizyjnej. Pokazywało ono różnicę w ucieczce ciepła w ścianie z tradycyjną fugą cementowo-wapienną i w tej łączonej na klej. Ściany z pustaków łączonych na klej okazały się o wiele cieplejsze. „Ekipa z ironicznym uśmiechem słuchała moich pomysłów, stwierdziła bowiem, że tradycyjną fugę robi się o wiele szybciej, ale zrobili tak, jak chciałem, i dzięki temu ściany są o wiele cieplejsze. Wznoszenie murów łącznie z zalaniem stropu zajęło im osiem dni”.

Ekipa dekarska miała działać kompleksowo: gont bitumiczny, więźba, orynnowanie. Mimo ustalonego terminu przełożyli jednak roboty o miesiąc, a ponieważ panu Jarosławowi zależało na czasie, zrezygnował z niesumiennych wykonawców. „Obdzwoniłem kilku znajomych okazało się, że kolega z technikum zajmuje się robieniem dachów. Tydzień później zabrał się do roboty, ułożył więźbę, na niej płytę OSB, żeby podłoże pod gont było równe. Wziął o tysiąc złotych mniej, bo miał sprzęt do pneumatycznego wbijania gwoździ. Do założenia pokrycia dachu znalazłem hurtownię w Warszawie, zamówiłem u nich materiał z usługą z gwarancją na dwa lata. Półtora tygodnia zajęło im pokrycie dachu”. Gdy roboty na zewnątrz były skończone, przyszedł czas na wykończenie wewnątrz. „Mieliśmy dylemat, czy kłaść tradycyjne tynki cementowo-wapienne, czy gipsowe. Oczywiście szybkość pracy przemawiała za tynkami gipsowymi z agregatu, więc na te się zdecydowaliśmy. Jedyna wada takiego gipsu – jest, niestety, miękki. Widać ślady nawet po delikatnym uderzeniu.

Mieliśmy też problem z wykończeniem podłogi. W tym wypadku również postawiliśmy na szybkość i zdecydowaliśmy, że wszędzie będą płytki (także ze względu na ogrzewanie podłogowe). Materiały staraliśmy się kupować w promocji – szukaliśmy rabatów. Po płytki pojechaliśmy do warszawskiej Castoramy. Zdarza mi się jeździć służbowo do większych miast – w czasie budowy, kiedy tylko nadarzyła się okazja, zastępowałem kierowcę, bo akurat znalazłem na przykład tańszy produkt w gdańskim Obi czy warszawskiej Ikei. Dzięki tym okazjom wyjazdowym udało nam się sporo zaoszczędzić. Byłem na swojej budowie doraźnym inspektorem nadzoru – na bieżąco dyscyplinowałem ekipy, a dzięki temu, że dokształcałem się bez przerwy w różnych kwestiach budowlanych, wyglądałem w ich oczach na człowieka, który zna się na budowaniu”. Ekipy, które pracowały na budowie państwa Sosnowskich, były zazwyczaj z polecenia. „Posiłkowałem się miejscowymi fachowcami, pomogły mi też zewnętrzne ekipy: z Gdańska specjaliści od montażu płyty Legalett, a z Warszawy firma dekarska”.

Dzięki tempu, jakie nadawał budowie optymizm pana Jarosława, święta Bożego Narodzenia 2005 państwo Sosnowscy spędzili w nowym domu. 16 grudnia po raz pierwszy rozpalili w kominku. „W tym samym czasie, mimo że padał śnieg, fachowcy układali kostkę brukową przed domem, ponieważ nie chciałem się utopić w błocie. Zdecydowałem się na to nauczony przykładem sąsiada, który nie utwardził terenu naokoło domu i przez to całą zimę bardzo się męczył za każdym razem, gdy chciał dojechać do domu i wjechać do garażu”. 2006 rok był czasem prac wykończeniowych, takich jak malowanie garderoby czy urządzenie pomieszczenia gospodarczego, ale w porównaniu z poprzednim rokiem były to już raczej zajęcia odstresowywujące.

Ekspresowa budowa D29 „Z cokołem”
Autor: Andrzej Szandomirski

Darmowa energia przez cały rok

„Skusiliśmy się na baterie słoneczne” – opowiada pan Jarosław. Na dachu zamontował trzy panele, które łączą się z zasobnikiem o pojemności 200 l (instalacja solarna wraz z zasobnikiem znajduje się w spiżarni). Zbiornik mógłbybyć jednak większy – 300-litrowy, bo – jak się okazało – kolektory dostarczają bardzo dużo wody. „Od marca do października korzystamy z wody z kolektorów, wyłączamy wtedy podgrzewacz przepływowy, który służy nam do jej podgrzewania w zimie. Latem kupiliśmy dmuchany basen i wlewaliśmy do niego ogrzaną wodę. W upalne dni wskakiwaliśmy do niego z przyjemnością. Dochodziło do tego, że woda była bardzo gorąca – prawie 100°C. Przez to, lejąc ją do basenu, uszkodziliśmy kran – woda roztopiła uszczelki. Po zamontowaniu zaworu trójdrożnego wszystko wróciło do normy – maksymalna temperatura wody to 60°C. Instalacja solarna nie kosztowała nas dużo – niecałe 10 tys. zł, jestem z niej bardzo zadowolony, bo przy obecnych cenach gazu to prawdziwa oszczędność”.

Zmiany w projekcie

Główna zmiana w stosunku do projektu jest niewidoczna – to płyta grzewcza Legalett zamiast klasycznego fundamentu. Choć wszyscy naokoło straszyli, że w pierwszym, drugim roku użytkowania płyta zacznie pękać, nic takiego się nie stało. Dzięki niej w całym domu nie ma ani jednego kaloryfera. „To prawda, że płyta długo się nagrzewa. Najwyższy jest koszt jej pierwszego ogrzania, podtrzymywanie temperatury to już pestka. Widać to zresztą po rachunkach – za prąd płacimy miesięcznie 220 zł” (powietrze krążące wewnątrz płyty w tym wypadku ogrzewają elektryczne grzałki). Płytę wspomaga kominek. Jeśli temperatura w kominku dochodzi do 120°C, włącza się wentylator w nagrzewnicy i rozprowadza ciepłe powietrze z kominka wewnątrz całej płyty.„Nie mamy instalacji gazowej – koszty związane z doprowadzeniem rury z gazem były horrendalne. Musieliśmy się więc zdecydować na ogrzewanie elektryczne. Kotłownię zamieniłem na pokój do ćwiczeń – minisiłownię ze sprzętem do wspomagania kondycji. Poszerzyłem też garaż o 70 cm, czyli odstęp między krokwiami, ponieważ potrzebowałem miejsca na ułożenie drewna do kominka, garaż zaś miał najmniejszą dozwoloną wielkość. Dzięki jego poszerzeniu znalazło się miejsce na ułożenie zapasu drewna na całą zimę. Nie zamontowaliśmy drzwi w wiatrołapie ani tych łączących część dzienną z sypialnią. Zrezygnowaliśmy z nich, żeby ciepło z kominka rozchodziło się równomiernie. W salonie jest wyższa temperatura, w sypialni zaś niższa. Dodałem też okno dachowe na poddaszu, bo zamierzamy je zagospodarować. Syn Kuba ma co prawda dopiero sześć lat, ale gdy podrośnie, nie będzie pewnie chciał nam towarzyszyć, tylko „wyskoczy” na górę. Poddasze ma powierzchnię 45-50 m2, można tam więc urządzić dwa pokoje. To będzie jego poligon – tam będzie mógł urządzać imprezy”.

Plany na przyszłość

Jest ich sporo: „Pracy przy domu wystarczy jeszcze na kilka lat, ale są to zajęcia relaksujące”. W najbliższym czasie pan Jarosław zamierza się zająć bramą, furtką i ogrodzeniem od strony drogi. Do najpoważniejszych planów należy zagospodarowanie poddasza. Państwo Sosnowscy mają na to kilka lat, dopóki syn nie potrzebuje dużego pokoju, dopóki lubi z nimi spędzać cały czas. „Na poddaszu będzie mógł szaleć do woli bez naszego nadzoru. W ciągu pięciu lat zamierzamy wykończyć poddasze, zrobimy też wtedy klatkę schodową w miejscu garderoby” – planują państwo Sosnowscy. Prawdziwym wyzwaniem jest jednak ogród. Jak wyobraża go sobie pan Jarosław? „Według mojego planu muszą w nim być altanka i oczko wodne. Prawie cały ogród zamierzam zalesić. Wykorzystam do tego iglaki, które posadzę, gdzie tylko się da, bo chcę mieć swój prywatny las ze swoimi prywatnymi grzybami. Nie ukrywam, że chciałbym, żeby w ogrodzie było jak najmniej pracy. Zamierzam w nim też urządzić małe boisko dla syna”. Konsekwencja i stanowczość to gwarancja sukcesu inwestora. Dzięki nim w ciągu pół roku panu Jarosławowi udało się dokonać rzeczy niezwykle trudnej, lecz możliwej –wybudował dom, z którego jest naprawdę dumny.

Nasi Partnerzy polecają