"W tym domu chyba wszystko pochodzi ze śmietnika". Nowoczesny dom z wykończeniem z drugiej ręki i odzysku
Dom z materiałów z odzysku: cegły ze starego domu, deski ze stodoły. Proekologiczne podejście to mało powiedziane. W tym domu chyba wszystko pochodzi ze śmietnika, jak stwierdził z przekąsem jeden ze znajomych właścicieli. Zresztą właściciele sami przyznają, że są zbieraczami. I niemal cała inwestycja odbyła się w pośpiechu. Projekt domu z odzysku: Paulina Bień, Tomasz Bień/Bień Architekci
Autor: Marcin Czechowicz, projekt domu Paulina Bień, Tomasz Bień/Bień Architekci
Dom doskonale wpisuje się w scenerię i historię miejsca - podkonstancińskiej miejscowości. Mimo że jest nowoczesny, zdaje się być pewną architektoniczną kontynuacją dla starych ceglanych stodół z okolicy
Spis treści
- Budowa trwała, gdy inwestorka była w ciąży
- Inspiracja: Konstancin i ascetyczne ceglane domy wiejskie
- Dom można podzielić na dwa z niezależnymi wejściami
- Warsztat w domu. Tu jest odseparowany od części mieszkalnej
- Dom dla rodziny z trójką dzieci, z sześcioma pokojami
- Deski elewacyjne z rozebranej stodoły
- Cegły na elewacji pochodzą z rozebranego domu
- Wyposażenie z kategorii "oddam za darmo" i ze śmietnika
- Dom z materiałów z odzysku. Zobacz zdjęcia
Budowa trwała, gdy inwestorka była w ciąży
Już wstęp do budowy był osobliwy. - Bardzo nam się spieszyło, ponieważ byłam w ciąży z bliźniakami i wiedzieliśmy, że po urodzeniu dzieci nie będziemy mieli wymaganej zdolności kredytowej - wspomina pani Agnieszka.
Większość osób w takiej sytuacji zawiesiłaby swoje plany budowlane. Pani Agnieszka i pan Mateusz wręcz przeciwnie - nadali wszystkim inwestorskim działaniom dużego przyspieszenia. Działkę wybierali dwa tygodnie. Pośpiech miał też pewne znaczenie przy wyborze autora projektu.
- Mieliśmy marzenie, by dom zaprojektował nam Robert Konieczny, jednak pracownia zaproponowała odległy termin wykonania projektu, a to przekreśliło nasze plany - mówi inwestorka. Znajomi polecili im inną pracownię. Po obejrzeniu portfolio i pierwszej rozmowie podjęli decyzję - szybko, zgodnie z nietypowym inwestorskim terminarzem.
- Bardzo podobały nam się projekty Bień Architektów, poza tym od razu było jasne, że nadajemy na tych samych falach. Potem okazało się, że nie tylko gust mamy podobny, ale także charaktery - opowiada pani Agnieszka.
Zobacz też:
Drewno z odzysku na elewacji domu w Żabiej Woli. Zdjęcia
Autor: Marcin Czechowicz; projekt Piotr Kuczia
Kompozycja ożywa dzięki rytmicznemu pionowemu układowi desek elewacyjnych, białym blaszanym obramowaniom okien przecinającym sąsiadujące elewacje i polerowanym płytkom ze stali nierdzewnej
Inspiracja: Konstancin i ascetyczne ceglane domy wiejskie
- Pomysł na formę i idea tego domu wynikają z praktycznych potrzeb inwestorów, a także z lokalizacji - odniesień do architektury okolic Konstancina - stwierdza projektant. Zarówno twórcy projektu, jak i inwestorzy byli zgodni, że inspiracją powinny być najcenniejsze realizacje, z którymi kojarzą się okolice Konstancina - nowy ratusz i Stara Papiernia. Stąd bodziec do wykorzystania cegły.
- Gdy jeździliśmy po małych okolicznych miejscowościach wokół Konstancina, ten pierwszy impuls okazał się spójny z tradycyjną zabudową z ascetycznymi ceglanymi domami wiejskimi o bardzo prostej formie, z których część uległa transformacji, a część stoi do dzisiaj w swojej pierwotnej formie - opowiada Tomasz Bień.
Do zamiaru stworzenia domu w cegle pan Mateusz - inwestor dorzucił pomysł wykorzystania jej wiekowej wersji i połączenia ze starym rozbiórkowym drewnem. Sposób rozłożenia materiałów rysujących bryłę to już zasługa architektów.
- Zależało nam na odbiciu układu funkcjonalnego w bryle budynku. Część widoczna w elewacji jako drewniana to pomieszczenia pełniące funkcje techniczne. Z kolei część ceglana jest mieszkalna. To pokazuje sposób myślenia o architekturze: by już na zewnątrz bryły nakreślone zostały funkcje, które są pod jej „skórą” - stwierdza architekt. Porównuje architektoniczne zestawienie do konfiguracji typowej dla szuflad. Otóż wrażenie jest takie, jakby z głównej mieszkalnej bryły domu wysuwane były prostopadłościany analogicznie jak szuflady, po których po przeciwległej stronie pozostaje pusta przestrzeń. Przykład: na elewacji „wyciśniętemu” z bryły blokowi kuchennemu odpowiada wciśnięty w bryłę taras od wschodu. Efekt zostaje wzmocniony przez wykończenie „szuflad” drewnem.
Czytaj też:
Sauna z recyklingu: blachy falistej i butelek po winie
Dom można podzielić na dwa z niezależnymi wejściami
Bryła domu prezentuje się tak, jakby jej forma była przede wszystkim podporządkowana estetycznym wymogom, a jednak to pozory. Autorzy projektu z założenia nigdy w swojej pracy nie skupiają się na tworzeniu interesującej architektonicznie „skóry” – formy w oderwaniu od wnętrz. Swoją pracę nazywają składaniem puzzli tak, by umiejętnie zestawić funkcje ważne dla domowników z atrakcyjną architektonicznie formą. Przyznają, że tym razem zadanie było dosyć trudne, bo na stosunkowo niewielkiej powierzchni inwestorzy chcieli mieć przestrzeń podatną na bardzo różne warianty rozwoju życiowych sytuacji. Pytali, jak dostosować przestrzennie dom, gdy mieszkająca w nim rodzina się powiększy, np. o seniora, a co jeśli się skurczy, bo dzieci się wyprowadzą.
Dom jest tak skonstruowany, by w razie potrzeby podzielić strefę wejścia i przydzielić ją do dwóch kondygnacji. Mogą powstać dwa niezależne wejścia - w miejscu okna przy klatce schodowej przewidziano miejsce na drugie wejście. Na górze jest też możliwość zrobienia kuchni. Dzięki temu każda z kondygnacji może stać się samodzielnym, oddzielnym lokum. Taka kondygnacja będzie mogła w przyszłości służyć któremuś dziecku, gdy dorośnie i założy rodzinę, albo zostać wynajęta. Jest też miejsce dla seniora - z powodzeniem stanie się nim pokój przy salonie, który jest w tej chwili bawialnią dla dzieci.
Warsztat w domu. Tu jest odseparowany od części mieszkalnej
Oprócz konieczności stworzenia przestrzeni elastycznej, która będzie się zmieniać wraz z potrzebami rodziny, inwestorzy mieli wyraźnie określony program funkcjonalny domu na dziś. I nie był to program typowy. Najlepszym przykładem jest dość duży warsztat, który tak miał być odseparowany od typowej części mieszkalnej domu, aby nie zakłócać rodzinnego życia.
- Gdy mieszkaliśmy w małym mieszkaniu, warsztat był w salonie. Mąż wieczorami lubi sobie majsterkować, więc wiertarki, kable, śrubokręty towarzyszyły nam na co dzień. Chciałam, żeby projekt uwzględniał tę jego pasję, aby mąż mógł realizować ją w domu i nie musiał wychodzić do szopy, komórki czy przydomowego garażu. No i żebym mogła do niego w każdej chwili zajrzeć, aby otworzył mi słoik z ogórkami – mówi, śmiejąc się, pani Agnieszka. Ułożenie tak oryginalnych projektowych puzzli wymagało kilku rozmów, przeplatanych proponowanymi koncepcjami.
- Praca nad koncepcją tego domu wglądała tak, jak każdy architekt chciałby, żeby wyglądała. Słuchaliśmy inwestorów, a oni nas. To była bardzo dobra współpraca. Mówiliśmy jednym językiem - opowiada architekt.
Najważniejsza rada inwestorów? Budować tak, żeby potem utrzymanie domu, a zwłaszcza ogrzewanie, nie było zbyt obciążające dla domowego budżetu. Dlatego przekonują, że warto zainwestować w dobre materiały budowlane. Oni wybrali pustaki ceramiczne i styropian grafitowy (20 cm). Bardzo długo i wnikliwie szukali okien. Wiele czasu zajęło im znalezienie termoizolacyjnej piany do skośnego dachu. Wybrali kanadyjską, która miała wszelkie certyfikaty, bo jest na rynku od kilkudziesięciu lat – ICYNENE H2Foam Lite. Poszli jeszcze dalej – zdecydowali się na pompę ciepła i rekuperację. Już podczas pierwszych rozmów projektowych zaznaczali, że dom nie może być kosztowny w utrzymaniu. Inwestorzy bardzo chwalą sobie to, że zamiast wielu aplikacji do sterowania domem wystarcza tylko jedna, która steruje pracą pompy ciepła, rekuperacji, alarmu, oświetlenia, bramy wjazdowej, bramy garażowej, domofonu. Są też rady płynące z budowlanych perypetii. Ekipa budowlana, niestety, nie sprawdziła się przy uszczelnianiu tarasów, balkonów i zadaszenia garażu, na którym po dwóch latach wystąpiła nieszczelność. Dlatego inwestorzy po swoich doświadczeniach radzą, żeby nie oszczędzać na materiałach izolacyjnych dachów płaskich i balkonów. Analogiczna wskazówka dotyczy zadaszeń, z których być może warto zrezygnować. Oczywiście z wyjątkiem tych od południa, chroniących przed przegrzewaniem domu i ostrym światłem.
Dom dla rodziny z trójką dzieci, z sześcioma pokojami
To na nim, nie na wyglądzie bryły domu, koncentrowała się uwaga inwestorów, którzy przekazali dokładne wskazówki architektom. Jak choćby tę, że nie chcą mieć kuchni usytuowanej z przodu domu, tak jak bywa często w projektach. - Zdecydowanie woleliśmy patrzeć z kuchni na naszą ogrodową zieleń niż na strefę wejścia i drogę - mówi pani Agnieszka. Inwestorom zależało też na gabinecie niedaleko wejścia. Życie nieco zweryfikowało jego funkcję - teraz jest bawialnią dzieci. Ważna była też przestronna, dobrze doświetlona strefa dzienna i w przemyślany sposób rozplanowane praktyczne schowko-garderoby.
Swoje potrzeby dotyczące planu domu gruntownie weryfikowali, czerpiąc informacje z życia i to nie tylko swojego. Pytali wielu właścicieli nowych domów, co by dziś zmienili w projekcie. Wszyscy odpowiadali, że żałują tego, że zbudowali za duży dom. Takie samo było spostrzeżenie znanego, warszawskiego architekta Piotra Szaroszyka. Te sugestie sprawiły, że wielką wagę zaczęli przykładać do ewentualnego późniejszego podziału domowej powierzchni na dwa niezależne mieszkania, który pozwoliłby na racjonalne jej wykorzystanie.
W efekcie powstała przestrzeń idealna dla rodziny z trójką dzieci, z sześcioma pokojami, którą w stosunkowo łatwy sposób i przy nakładzie niskich kosztów można modyfikować funkcjonalnie. Dopiero po zaakceptowaniu przez inwestorów rozkładu pomieszczeń architekci przesłali im bryłę, która była wypadkową tego planu. Okazało się, że jest bardzo atrakcyjna. A jak bardzo – to dopiero pokazała przyszłość... - Nie chcieliśmy się wyróżniać, bo to wcale nie jest miłe, że ktoś, przejeżdżając, zatrzymuje się i robi zdjęcia. Nie tak miało być. Po prostu chcieliśmy mieć ładny dom - mówi pani Agnieszka.
Deski elewacyjne z rozebranej stodoły
Oczywiście forma bryły ma podstawowe znaczenie dla atrakcyjności architektury. Jednak w tym przypadku z pewnością nie była ona decydująca. To elewacje przesądziły o tym, jak jest odbierana – urzeka za sprawą zestawienia starej cegły ze starym, pięknym drewnem.
– Na etapie wykańczania elewacji dominują zmęczenie, rezygnacja i brak pieniędzy. Wtedy ambitne plany są „racjonalizowane” i istnieje ryzyko, że właściciel odejdzie od pierwotnego zamysłu, zdecyduje się na prostsze rozwiązania. U nas też był etap zwątpienia – przy ostatniej ścianie elewacji, tylnej, nie mieliśmy już siły i rozważaliśmy położenie tynku strukturalnego. Architekt prosił, by tego nie robić i, na szczęście, nie zrobiliśmy – przyznaje pan Mateusz. Trudno się dziwić, że był pracami elewacyjnymi zmęczony, bo nie uczestniczyły w nich żadne profesjonalne ekipy. Wszystkie wykonywał wspólnie z bratem i kuzynami. Już sam proces pozyskiwania materiału elewacyjnego był wyczerpujący. Najpierw pan Mateusz rozebrał starą stodołę znajomych, którą potem – zgodnie z umową – musiał odbudować, wstawiając nowe deski.
– Nie wspominam tego przyjemnie. Sierpień, mnóstwo komarów (nigdy nie byłem tak pogryziony) i kurz. Drugi raz bym tego nie zrobił – mówi. – Praktycznie rozebraliśmy tę stodołę z trzech stron. Pozostała nierozebrana tylko jedna ściana szczytowa – opowiada pan Mateusz. A to był dopiero początek prac nad drewnem. Stare deski przywiózł znad Bugu na budowę, wyrównał, przepuścił przez heblarkę, żeby miały równą grubość. Następnie szczotkował, aby wydobyć strukturę drewna, na koniec olejował.
– Nie dość, że z nikim nie konsultował tego, w jaki sposób przygotować te deski, to jeszcze razem z bratem wykonali maszynę do ich szczotkowania – mówi pani Agnieszka. – Potem mąż montował je z pomocą rodziny. Nierozebranie szczytowej ściany stodoły miało nieoczekiwany finał – zabrakło desek na jedną ścianę z poziomym kuchennym oknem. Tym razem również pomógł talent i samozaparcie inwestora. Wykończył ją nowymi, specjalnie przygotowanymi deskami tak, by imitowały wiekowe. Każda deska była dokładnie szczotkowana i opalana palnikiem gazowym z butli, a potem – tak jak wszystkie stare – olejowana.
Cegły na elewacji pochodzą z rozebranego domu
Wykonanie ceglanych elewacji także było praco- i czasochłonne. Inwestorzy musieli zdobyć wiekowe cegły aż z kilku miejsc. Główne źródło materiału ma najciekawszą historię. Najpierw cegły posłużyły do budowy pałacyku pod Warszawą. Po wojnie, gdy pałacyk nie nadawał się do budowy i wymagał rozebrania, z odzyskanych cegieł zbudowano dom, który stał 70 następnych lat. Po kolejnej rozbiórce cegły trafiły w ręce inwestorów spod Konstancina. Stare cegły były cięte przez kilka miesięcy na plastry. Posłużyły też do wzniesienia ścian wewnątrz domu – pełnią jednocześnie funkcje konstrukcyjne i ozdobne. No i oddają ducha tego domu – są świadectwem proekologicznego podejścia inwestorów. Poza tym, jak stwierdza architekt, nadają szlachetności głównemu założeniu projektowemu.
Wyposażenie z kategorii "oddam za darmo" i ze śmietnika
W swoim ideowym podejściu inwestorzy byli bardzo konsekwentni, także urządzając wnętrze domu. – Jesteśmy zbieraczami. Lubimy dawać drugie życie materiałom i przedmiotom – mówi pani Agnieszka. – Większość to rzeczy „z drugiej ręki”, z odzysku, kupione za grosze na OLX lub wzięte z darmo. Mąż miał ustawioną wyszukiwarkę na ogłoszenia z kategorii „za darmo” i regularnie wieczorami przeglądał, co kto oddaje – opowiada ze śmiechem pani Agnieszka.
Tak do domu trafiła szyba z cytatem z „Małego Księcia”, która dziś stoi przy schodach na piętrze. Podobnie stary blat stołu w centrum strefy dziennej, drzwi wewnętrzne czy kupione za grosze szafki umywalkowe. Najbardziej jednak zaskakują w tych wnętrzach rzeczy znajdowane na śmietniku. Lista jest długa. Z tak nietypowego miejsca przywędrowały najładniejsze krzesła do jadalni, hokery, większość lamp, prawie wszystkie farby użyte wewnątrz, glazura do małych pomieszczeń oraz telewizor. Nawet toaleta i bidet są znaleźne – leżały niezniszczone na stercie gruzów.
Zapytani, gdzie jest taki śmietnik, inwestorzy ze śmiechem odpowiadają, że nie mogą powiedzieć. Oczywiście wiele spośród znalezionych czy podarowanych rzeczy musiało przejść renowację. Część prac renowacyjnych wykonał sam gospodarz, niektóre powierzył specjalistom – na przykład odnowienie stołowego blatu czy zrobienie nowych tapicerskich obić. Pan Mateusz, wykorzystując doświadczenie zdobyte podczas budowy i urządzania domu, zdecydował się na zmianę zawodu, założył firmę Awondo – tworzy teraz podobne elementy wyposażenia domów: regały, stoły, krzesła... – Łączenie różnych rzeczy i stylów jest dziś na czasie, więc nasze aranżacje nie są aż tak zaskakujące. Ale wiemy, że nie jesteśmy specjalistami, dlatego zaprosiliśmy do nas architektkę wnętrz Klaudię Żochowską i poprosiliśmy o konsultację. Spytaliśmy, czy „coś się gryzie” – śmieje się pani Agnieszka. – Udzieliła nam drobnych rad.
* * *
– Często zdjęcia i wizualizacje prezentują się doskonale, a rzeczywistość już mniej – mówi Tomasz Bień. – W przypadku tego domu jest wręcz odwrotnie – zdjęcia nie oddają poczucia przestrzeni, która jest realna. Jest jeszcze inna kwestia: czasami po zrealizowaniu projektu trzeba odpocząć. Potrzebny jest detoks – śmieje się architekt. – Tym razem jest inaczej, do dzisiaj utrzymujemy kontakty z inwestorami. Właściwie jesteśmy im wdzięczni, że mimo problemów w 100% zrealizowali to, co postanowiliśmy.
Dom z materiałów z odzysku. Zobacz zdjęcia
Autor: Marcin Czechowicz, projekt domu Paulina Bień, Tomasz Bień/Bień Architekci
Dom doskonale wpisuje się w scenerię i historię miejsca - podkonstancińskiej miejscowości. Mimo że jest nowoczesny, zdaje się być pewną architektoniczną kontynuacją dla starych ceglanych stodół z okolicy